Trendy i newsy

Ćwierkać (nie) każdy może

fot. istockphoto.com
513wyświetleń
fot. istockphoto.com
fot. istockphoto.com

Była 60 minuta finału mistrzostw świata, gdy nagle dekoder mojego dostawcy kablówki… się zaciął. Restart tego „niezawodnego” urządzenia trwał kilka dobrych minut, w których z zapałem narkomana na głodzie starałem się znaleźć jakąkolwiek informację o tym, co dzieje się w Rio. W ciągu tych kilku minut zrozumiałem, na czym polega różnica pomiędzy Facebookiem a Twitterem.

Uprzedzam, że to nie będzie tekst o wyższości jednego serwisu nad drugim. Szkoda na to czasu. Zależy mi na wskazaniu pewnych różnic, które trzeba po prostu zaakceptować i poznać, by efektywnie korzystać z obu narzędzi.

Informacja tu i teraz

Nawiązując do przykładu ze wstępu: na Facebooku nie znalazłem w tym czasie nic, co dawałoby mi informację, której szukałem. Na Twitterze w tym czasie pojawiło się kilka wpisów. Żeby była jasność – zakres osób, które „followuje” na Twitterze, w dużym stopniu pokrywa się z „lajkami” na portalu Zuckerberga. Jaki z tego wniosek? O ile Facebook jest czymś w rodzaju wielkiego party, do którego można się przygotować i odgrywać z góry zaplanowaną rolę (patrz możliwość planowania postów), o tyle Twitter jest bardziej real time communication oriented, czyli nastawiony na tu i teraz.

Dyskusja w czasie rzeczywistym

Z punktu widzenia marketingu jest to narzędzie trudniejsze do wykorzystania. Wymaga bowiem wiele więcej pracy organicznej. Co więcej, tweety zazwyczaj (bo są od tego wyjątki jak chociażby słynne: Going to Africa. Hope I don’t get AIDS. Just kidding. I’m white! – Jadę do Afryki, mam nadzieję, że nie zarażę się AIDS. Żartowałam, jestem biała! – które wywołało skandal i kosztowało autorkę utratę posady) żyją krócej niż posty. Komunikacja z ich wykorzystaniem musi być zatem o wiele konkretniejsza. W praktyce oznacza to, że próba tweetowania na zasadzie, rzucę hasło i poczekam na to, ile osób to skomentuje, nie ma sensu. Tutaj ważna jest bieżąca obecność w dyskusji. Można zaryzykować stwierdzenie, że zlecenie firmie zewnętrznej obsługi konta na Twitterze mija się z celem. No chyba, że „siedziba” tej agencji mieści się na biurku obok i w każdej chwili można skonsultować wypowiedź.
Twitter wymaga też przywiązania większej uwagi do komunikacji 1 na 1. To nie Facebook, gdzie rzucam posta i popijając kawkę, obserwuję, jak rozwija się dyskusja. Na Twitterze trzeba aktywnie w tej dyskusji uczestniczyć i podsycać ją, gdy przygasa. Tam marka komunikuje się na tym samym poziomie co każdy użytkownik.

Twitter – nie dla każdego

Zasady, które rządzą Twitterem różnią się od tych na Facebooku. Liczbowo (biorąc pod uwagę dane z wejść użytkowników) Facebook ciągle jeszcze dystansuje Twittera. Przynajmniej nad Wisłą. Dla wielu firm „ćwierkanie” jest poza zasięgiem ich zdolności komunikacyjnych. Inni, nie za bardzo wiedzą, w którym miejscu umieścić Twittera w swojej strategii. Wreszcie dla niektórych fakt, że ich grupa docelowa nie korzysta z tego serwisu, sprawia, że po prostu go sobie odpuszczają i czekają na rozwój wypadków.
Twitter zatem nie jest dla każdego, to fakt, ale ze względu na jego dużą eksplorację przez media, stanowi możliwość szerokiego zaistnienia dla firm i marek, które – posługując się tradycyjnymi narzędziami marketingowymi, przy swoich ograniczonych budżetach – takiego zainteresowania z pewnością nie zdołałyby osiągnąć. W tym 140-znakowym świecie nie ma rzeczy niemożliwych i można być pewnym, że ten świat z czasem będzie poszerzał swoje wpływy także w mniejszym biznesie.

Dodaj komentarz