archiwum02-20

Niezależnie od tego czy coś sprzedajesz, kupujesz czy po prostu zawiązujesz relacje inwestorskie lub biznesowe. Zawsze potrzebujesz umowy. Mało kto samemu pisze je od początku, dlatego warto użyć wzory umów, które przyspieszą i pomogą w podejmowanych decyzjach.

Magdalena Siedlecka
Wywiady i inspiracje

Słodka zmiana kierunku. Rozmowa z Magdaleną Siedlecką

Mówi, że długo kopała z zapałem korytarze prowadzące do realizacji marzeń zawodowych. Dwa kierunki studiów, stypendia naukowe, bogate CV. Dopiero ciąża pomogła jej odkryć, co tak naprawdę daje jej satysfakcję, z kolei udział w programie telewizyjnym Bake Off – Ale ciacho! zmotywował do tego, aby podjąć ryzyko i obrać zupełnie inny kierunek. Z Magdaleną Siedlecką – właścicielką marki Słodka, uczestniczką programu Bake Off – Ale ciacho!, cukiernikiem, fotografem i marketerem w jednym, rozmawiam o jej słodkim biznesie.   Jak wyglądały początki biznesu? Dlaczego tą, słodką częścią kuchni się zajęłaś? Od zawsze uwielbiałam gotować. Kuchnia to była i jest strefa, która mnie odpręża, pozwala zapomnieć o codziennych problemach i przynosi pewnego rodzaju spełnienie twórcze. Lubię słodki smak, desery często pojawiały się więc jako wisienka na torcie przygotowywanych przeze mnie posiłków. Gdy zaszłam w ciążę i z powodów zdrowotnych zmuszona byłam do zwolnienia tempa życia, tym bardziej zawodowego, poszukiwałam dla siebie bezpiecznego zajęcia. Zaczęłam eksperymentować z wypiekami, poszerzać swoją wiedzę, szukać inspiracji. Sama nie mogłam zjadać całej blachy ciasta, częstowałam więc rodzinę, znajomych, sąsiadów. Otrzymywałam coraz to bardziej pozytywny feedback, który był moim motorem do rozwoju pasji. Pasji, bo wtedy nawet przez myśl mi nie przechodziło, że kiedyś to będzie mój zawód. Opowiedz nieco więcej o swoim słodkim biznesie. Pracujesz sama czy z kimś? Kto Ci pomaga? Co zajmuje Ci najwięcej czasu? Gdzie szukasz inspiracji i wsparcia? Moja przygoda zawodowa zaczęła się od moich znajomych, którzy znając moje wypieki, prosili, bym osłodziła im urodziny, przyjęcia itp. Gdy poczułam, że rzeczywiście jestem dobra w tym, co robię, i czas zacząć wyceniać swoją pracę, postawiłam wszystko na jedną kartę i założyłam swój własny biznes.   Prowadzę jednoosobową firmę i jestem specjalistką we wszystkich dziedzinach kierowania działalnością. Słodki biznes to nie tylko opracowywanie przepisów i lukrowanie donutów.   To przede wszystkim umiejętności międzyludzkie, ponieważ dobra komunikacja z klientem to podstawa jego zadowolenia z usługi. Każdy ma inne gusta, oczekiwania, więc poprowadzenie rozmowy i intuicja to klucz do realizacji zamówienia. Do tego dochodzą umiejętności sprzedażowe, promocyjne, zaopatrzenie, księgowość, technologia żywności, produkcji, a także bycie artystką i sprzątaczką w jednym. Jestem osobą, która lubi kontrolować sytuację, dlatego przemawiała przeze mnie chęć poznania wszystkich tych sfer. Człowiek najlepiej uczy się, gdy samodzielnie rozwiązuje wszystkie problemy. Traktuję to jako wyzwanie. Zajmuje mi to sporo więcej czasu, ponieważ muszę się doszkalać z obcych mi dziedzin, lecz dzięki temu wiem, że w przyszłości, gdy firma się rozwinie, będę posiadała wiedzę, która pozwoli mi zatrudniać ludzi, zarządzać ich pracą, kontrolować ją i wyznaczać im nowe cele. Nie jestem alfą i omegą, często korzystam więc z możliwości uczestniczenia w spotkaniach z innymi przedsiębiorcami, gdzie można zasięgnąć wiedzy, wymienić spostrzeżenia, zainspirować się. Biorę udział w warsztatach, kursach online, czytam specjalistyczne artykuły i mam cały czas szeroko otwarte oczy.   fot. archiwum prywatne Magdaleny Siedleckiej   Jak widzisz Słodką za 5 lat? Czy wolałabyś prowadzić kameralny biznes czy przeciwnie? Rozwój to największy motor napędowy firmy, za 5 lat chciałabym więc stać się silną, stabilną marką z wachlarzem perspektyw. Kameralność w słodkim biznesie pozwala utrzymać jakość i naturalność produktów, a także autonomię. I tego nie chciałabym zmieniać.   Ale Słodka to także warsztaty, szkolenia, eventy, fotografia kulinarna, foodstylizacja, dziennikarstwo kulinarne.   I to jest część biznesu, którą chciałabym rozbudować z przytupem. Co sprawia Ci największą trudność w pracy? Czas to pieniądz. Tak się mawia i to prawda. A w moim biznesie to jest najtrudniejsza kwestia to wycenienia. Nie mam ustalonych godzin pracy. Potrafię dogrywać szczegóły z klientami w środku nocy, bo akurat im się przypomniało. Dekoracje przygotowuję często kilka dni przed, przez wiele godzin. Chodzę od kwiaciarni do kwiaciarni, by nabyć wymarzone kwiaty. Tu się chłodzi, tam tężeje – niby w tym czasie fizycznie nie pracuję, ale to też część mojej aktywności. Dlatego śmieszy mnie, kiedy dostaję pytanie: „Ile zajmuje Ci jeden tort?” albo „To ile masz na godzinę?”. Niestety, u mnie taki kalkulator nie istnieje. Z pozoru mogłoby się wydawać, iż kosztem w takiej działalności są tylko składniki do słodkości. Czy tak jest rzeczywiście? Większość klientów patrzy na cenę np. tortu przez pryzmat składników. I to najczęściej przez znane im ceny z sieciówek oraz powszechnie znane torty z bitej śmietany i kilku owoców. Moje torty są z naturalnych, wysokiej jakości produktów, najczęściej z trzema przełożeniami. A każda z warstw ma dodatkową niespodziankę dla przełamania smaku, zmiany struktury. Do tego dochodzą zdobienia, np. figurki ulubionych postaci z bajek, które czasem lepi się cały dzień, żywe kwiaty, dodatkowe słodkości, które dekorują tort. To wszystko składowe ceny. Do tego dochodzą podkłady, opakowania, amortyzacja sprzętów, akcesoria cukiernicze oraz zdobnicze, czas poświęcony na rozmowy, przygotowywanie ofert, zakupy, koszta prowadzenia działalności, szkolenia itd. Dopóki człowiek piecze dla rodziny, to składniki są największym kosztem, przy prowadzeniu działalności z każdym kolejnym etapem rozwoju nakłady tylko rosną. I to trzeba mieć na uwadze, decydując się na taki biznes. Czy pojawiły się jakieś przeszkody – a jeżeli tak, to jakie – które musiałaś przezwyciężyć, aby stworzyć Słodką? Chyba największe ograniczenia były we mnie. Praca na etacie daje poczucie bezpieczeństwa. Skok na głęboką wodę wiąże się z wielkim ryzykiem – albo utrzymasz się na powierzchni, albo pójdziesz na dno…   Do tego szara rzeczywistość polskiego przedsiębiorcy, której przez pryzmat różowej wizji biznesu często nie uwzględnia się w swoim biznesplanie. A ta szybciej puka do drzwi niż sukces.   Czy możesz powiedzieć, że na co dzień robisz to, co kochasz? Zdecydowanie, moja praca to moja pasja. Nie obrażam się, gdy ktoś mówi, że moje miejsce jest w kuchni, bo to rzeczywiście miejsce, które kocham z wzajemnością ;) Jak oceniasz doświadczenie zdobyte w Bake Off – Ale ciacho!? Czego najcenniejszego nauczyłaś się w programie? Co Cię najbardziej zaskoczyło, a co było najtrudniejsze? Program telewizyjny Bake Off – Ale Ciacho! to moja trampolina zawodowa. W liceum kończyłam klasę o profilu matematyczno-fizyczno-informatycznym. Tytuł magistra obroniłam z Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej. Pracowałam jako specjalista ds. marketingu i eventów. Gdzie w tym wszystkim kulinaria? To właśnie program uświadomił mi, że kocham słodkości. Nabrałam odwagi i wiatru w żagle, by podjąć ryzyko – przebranżowić się i założyć własną działalność.   Nie znasz dnia...
ABC biznesu

Teoria inteligencji wielorakich a skuteczna nauka języka obcego

Dlaczego niektórym z nas z taką łatwością przychodzi nauka języka obcego, a inni na próżno wylewają siódme poty, nie odnotowując żadnych postępów? Jak to możliwe, że po latach zdobywania wiedzy w szkole tak wiele osób nadal ma problem z porozumiewaniem się w danym języku? Czy istnieje skuteczna metoda, która umożliwiłaby skuteczną komunikację nawet osobom, które pozornie nie wykazują predyspozycji językowych? Wygląda na to, że tak! Wszystko za sprawą intrygującej teorii inteligencji wielorakich opracowanej przez dr. Howarda Gardnera w 1983 r.   Ograniczenia tradycyjnego modelu nauczania języków obcych Metody nauki języka obcego stosowane w Polsce bazują w większości na utartych schematach. Program nauczania realizowany w szkołach państwowych opiera się na pracy z podręcznikami zbudowanymi w oparciu o konkretną, powtarzalną strukturę przygotowującą do zdania matury bądź innych egzaminów. Kładzie ona mocny nacisk na kwestie gramatyczne. Uczniowie ćwiczą wybrane zagadnienia, wykonując pisemne ćwiczenia, które w mniejszym stopniu są uzupełniane konwersacjami na określony temat. Niestety, bardzo często okazuje się, że nawet w przypadku języka angielskiego, którego naukę rozpoczyna się dziś już w szkole podstawowej, spora część absolwentów szkół średnich nie jest w stanie skutecznie się w nim komunikować. Dlaczego tak się dzieje? Oprócz młodzieńczego buntu i ogólnej niechęci do szkoły w grę często wchodzi zbyt szablonowy program nauczania, który demotywuje uczniów do aktywnej nauki lub ogranicza ich starania do przyswojenia schematów niemających zbyt wiele wspólnego z codzienną komunikacją. Oczywiście, nie jest tak w każdym przypadku. Zdarzają się uczniowie, którzy w mig pojmują omawiane tematy i wyraźnie wyróżniają się na tle pozostałych. Zwykle określa się ich mianem osób wykazujących „predyspozycje językowe”, choć w rzeczywistości nie tylko oni są w stanie posługiwać się językiem obcym, co wyjaśni dalsza część artykułu. Frustracja wynikająca z braku postępów w nauce sprawia, że wiele osób decyduje się na kursy językowe oferujące metody odbiegające od tych tradycyjnie stosowanych w szkołach. W przeważającej większości są to tak zwane metody konwersacyjne, które cieszą się w Polsce sporą popularnością. W przeciwieństwie do zasad stosowanych w państwowych szkołach, na pierwszym miejscu stawiają one praktyczną zdolność komunikacji, a nie teoretyczne zagadnienia gramatyczne. Dla pewnej grupy kursantów taka metoda okazuje się strzałem w dziesiątkę, jednak niejednokrotnie okazuje się, że choć zajęcia przebiegają w miłej atmosferze, w dalszym ciągu nie przekładają się one na pożądany poziom kompetencji językowych w codziennym życiu. Czy oznacza to, że niektórzy z nas najzwyczajniej nie są stworzeni do opanowania języka obcego? Niekoniecznie. Kluczem do skutecznej nauki może się bowiem okazać indywidualne podejście do kursanta. Teoria inteligencji wielorakich Właśnie w celu szerzenia indywidualnego podejścia do nauczania powstała teoria inteligencji wielorakich opracowana przez harwardzkiego profesora, dr. Howarda Gardnera w 1983 r. Teorię tę można zastosować zarówno w przypadku dzieci i młodzieży, jak i dorosłych. Zakłada ona, że istnieje 8 różnych ścieżek uczenia się. Są to kolejno: Inteligencja językowa. Cechuje osoby o wysoko rozwiniętych zdolnościach językowych związanych z czytaniem, mówieniem i myśleniem przy użyciu słów. Cenią one różnego rodzaju literaturę, poezję czy gry słowne. Przemawiają do nich debaty, przemówienia, kreatywne pisanie, opowiadanie dowcipów. Takie osoby zwykle bez problemu przyswajają nowe słówka i dobrze sobie radzą z pracami pisemnymi. Przydatne pomoce naukowe to w ich przypadku książki, nagrania, dyskusje, tworzenie historyjek. Inteligencja matematyczno-logiczna. Osoba, u której przeważa ten typ inteligencji, przejawia skłonności do myślenia abstrakcyjnego, łatwo dostrzega schematy i zależności. Do jej ulubionych czynności należą przeprowadzanie eksperymentów, zadawanie pytań, rozwiązywanie zagadek i łamigłówek, dokonywanie obliczeń. Często jest to osoba systematyczna i dobrze zorganizowana, a w jej rozumowaniu prym wiedzie logika. W trakcie nauki lubi skupiać się na rozwiązywaniu problemów i odnajdowaniu schematów. Inteligencja wizualno-przestrzenna. Osoba o tym typie inteligencji myśli przy pomocy obrazów i łatwo przychodzi jej posługiwanie się wyobraźnią. Zwraca uwagę na wzory, kolory i inne wizualne aspekty otaczających ją przedmiotów, często lubi rysować, malować czy układać puzzle, a czytanie map nie stanowi dla niej problemu. Do przydatnych pomocy naukowych należą w jej przypadku oglądanie filmów i prezentacji, układanki oraz szeroko pojęte korzystanie z wyobraźni. Inteligencja ruchowa. Osoba o dominującej inteligencji ruchowej uczy się poprzez wykonywanie danych czynności. Lubi ruch pod każdą postacią i potrafi skutecznie komunikować się za pomocą mowy ciała. Często trudno jest jej usiedzieć w jednym miejscu i szybko się nudzi, gdy nie może podjąć żadnych działań. W przyswajaniu wiedzy mogą pomóc jej gry i ćwiczenia ruchowe lub odgrywanie scenek. Inteligencja muzyczna. Ten rodzaj inteligencji wiąże się z miłością do muzyki i rytmu. Jej reprezentanci zwracają uwagę na dźwięki zasłyszane w otoczeniu, mają poczucie rytmu i lubią uczyć się przy muzyce. Zwykle uwielbiają śpiewać, gwizdać, nucić czy wystukiwać rytm. W trakcie nauki języka obcego to właśnie im najłatwiej przychodzi wyłapywanie i naśladowanie akcentu. Inteligencja interpersonalna. Osoba z inteligencją interpersonalną jest bardzo towarzyska i empatyczna oraz z chęcią pracuje w zespole. Dobrze sprawdza się jako mediator w sytuacjach konfliktowych, niejednokrotnie potrafi też wejść w rolę lidera. Wiedzę zdobywa poprzez nawiązywanie relacji z innymi ludźmi. To ona odnajdzie się najlepiej w stosowanych na lekcjach języka obcego grach zespołowych czy zadaniach grupowych. Inteligencja intrapersonalna. Osoba o tym typie inteligencji często oddaje się refleksjom i bez dwóch zdań preferuje pracę indywidualną. Cechuje się systematycznością, wewnętrzną motywacją i silną wolą, a także bogatym życiem wewnętrznym. Nie przypadną jej raczej do gustu ćwiczenia grupowe. Woli uczyć się sama, we własnym tempie. Inteligencja przyrodnicza. Jeśli u danej osoby dominuje ten rodzaj inteligencji, najpewniej uwielbia ona spędzać czas na łonie natury, lubi przyglądać się faunie i florze, i wykazuje się empatią w stosunku do zwierząt. Skuteczna nauka polega w jej przypadku na rozpoznawaniu i rozumieniu natury. W trakcie przyswajania wiedzy mogą przyjść jej z pomocą spacery po parku lub lesie czy odwoływanie się do praw naturalnego świata. Każdy człowiek do pewnego stopnia przejawia oznaki każdej z tych inteligencji, jedna z nich wysuwa się jednak z reguły na prowadzenie, znacząco wpływając na styl nauki i sposób przyswajania wiedzy. Zalety teorii inteligencji wielorakich Teoria dr. Gardnera kompletnie zrewolucjonizowała podejście do uczenia, sugerując, że nauczyciele powinni trafiać do poszczególnych inteligencji, prezentując omawiane zagadnienia przy użyciu różnych metod – na przykład poprzez wykorzystanie pracy w grupie, słuchanie muzyki, oglądanie filmów czy wprowadzanie elementów gier. W rezultacie wykraczaliby oni poza tradycyjne, schematyczne modele nauczania, dostrzegając i...
aparat fotograficzny polaroid
Mała firma w sieci

7 mitów na temat Instagrama, które powodują, że nie osiągasz sukcesów

Tak jak w każdym obszarze naszego życia portale społecznościowe też mają swoje okresy rozkwitu i cykle stagnacji. Mamy również świadomość, że zawsze, gdy pojawi się coś nowego i modnego, przykuwa to naszą uwagę. Podobnie jest z Instagramem. Serwis kojarzony głównie z miejscem, gdzie możemy podzielić się dobrej jakości zdjęciami, stał się dla wielu przedsiębiorców głównym miejscem komunikowania ze swoją społecznością. Notujemy coraz więcej spektakularnych sukcesów przedsiębiorców, którzy swój sukces opierają na tym serwisie społecznościowym.   Instagram to obecnie 7 milionów Polaków, którzy przynajmniej raz w tygodniu odwiedzają profile swoich ulubionych artystów, trenerów czy celebrytów.   Czy można ignorować tak potężny rynek? Jestem przekonany, że nie, a w tym artykule chcę przekonać Cię do aktywności na łamach tego rosnącego w siłę portalu. Skoro wiesz już, że jest wiele argumentów przemawiających za Twoją obecnością na Instagramie, musisz zastanowić się, jak strategicznie odnaleźć się w tym ekosystemie. W ciągu ostatniego roku przeszkoliłem kilka tysięcy przedsiębiorców, ucząc ich, jak z sukcesem poprowadzić swoje konto na Instagramie. Szkoląc i dzieląc się swoją wiedzą, zauważyłem, że wielu przedsiębiorców popełnia mnóstwo szkolnych błędów, rozpoczynając swoją przygodę z tym serwisem. Co ciekawsze, wokół Instagrama narosło wiele mitów, które powodują, że bardzo często przedsiębiorcy błądzą, zamiast koncentrować się na budowaniu silnej społeczności. Dlatego w tym artykule chcę wręczyć Ci szczepionkę na wyssane z palca mity i teorie, które mogą blokować rozwój Twojego profilu na Instagramie. Mit 1. Instagram to głównie zdjęcia Tak, może kiedyś tak było. Instagram powstał jako innowacyjna odpowiedź na Facebooka. Po prostu analitycy zauważyli, że Facebookowe wpisy ze zdjęciem generują o wiele więcej interakcji niż sam tekst. Teraz jest to oczywiste, ale uwierz mi, że kilka lat temu było to odkrycie na miarę Nobla. Twórcy Instagrama znali te dane i stwierdzili, że mogą ulepszyć FB, tworząc serwis, który będzie opierał się głównie na zdjęciach. W taki sposób powstał Instagram, czyli raj dla fotografów i podróżników. Co ciekawsze, kilka lat temu Facebook kupił swojego konkurenta, obecnie więc Instagram i Facebook to serwisy z jednej stajni Marka Zuckerberga. Wracając do historii Instagrama. Po kilku latach młodzi ludzie wkurzeni na rodziców piszących dziwne komentarze pod ich zdjęciami na Facebooku, postanowili szukać bezpiecznego azylu, w którym nie dopadną ich mama czy ciocia, piszące pod zdjęciem: „Baw się dobrze i uważaj na tego bruneta po lewej”. Tym azylem stał się Instagram, który zaczął zdobywać coraz większą popularność. Obecnie jest po prostu serwisem społecznościowym, który wiele osób pokochało, szczególnie ze względu na możliwość dodawania relacji, czyli tzw. stories. Co przemawia za tym, że Instagram to już nie tylko zdjęcia, ale również tekst? Instagram służy obecnie do budowania społeczności. Jego siła to możliwość skupiania wokół siebie silnej, oddanej grupy ludzi, którzy są w stanie kupować od Ciebie wszystko, co pokażesz na swoim instagramowym profilu. Jeżeli nie wierzysz, sprawdź np. konto Ewy Chodakowskiej, która traktuje swoje wpisy trochę jak blog. Jeżeli rozumiesz już siłę oddanej społeczności, to musisz uświadomić sobie, że więź z Tobą jako marką osobistą budują emocje, a nie da się wywołać emocji i zbudować silnej więzi wyłącznie zdjęciem. Dlatego polecam Ci dodawać pod każdym postem minimalnie 5 wierszy tekstu, odwołując się do emocji odbiorców. Nie pisz po prostu: „Nowa kolekcja w naszym butiku”. Lepiej będzie, gdy napiszesz: „Kocham te dni, gdy otwieram przesyłkę od kuriera, a moim oczom ukazują się piękne sukienki. Mam ciepło na sercu, gdy uświadamiam sobie, że będziecie już niedługo cieszyć się ze mną ze swoich nowych kreacji. Kocham to, co robię, i uwielbiam dzielić się to miłością z Wami. Odwiedź mnie dziś w moim butiku i wybierz coś dla siebie. Już nie mogę się doczekać na nasze spotkanie”. Porównaj te dwa teksty. Który powoduje, że chcesz odwiedzić lokalny butik? Mit 2. Ważna jest liczba followersów Jeden z polskich blogerów wygenerował w 2019 roku 9 milionów sprzedaży ze swojego kursu. Na jego Instagramie były wtedy 3000 followersów. Inny przypadek, pewna influencerka z Wielkiej Brytanii, posiadająca kilka milionów obserwujących, postanowiła wyprodukować i sprzedać koszulki ze swoją podobizną. Niestety, musiała wycofać się z projektu, bo nie była w stanie opłacić produkcji. Nie sprzedało się nawet 50 sztuk. Jak widzisz, tak naprawdę nie chodzi o liczbę followersów, a bardziej o ich „jakość”, jakkolwiek by to nie brzmiało. Jest różnica, czy Twój profil obserwują dobrze zarabiający programiści czy uczniowie szkoły podstawowej. Domyślasz się, że potencjał zakupowy tych przykładowych grup jest różny. Jest jeszcze jeden aspekt, mało kto bierze pod uwagę kwestię osób, które odwiedzają Twój profil, ale nie są Twoimi followersami. Pomyśl, jeżeli prowadzisz profil jako psycholog zajmujący się uzależnieniami, to czy każdy będzie się chciał pochwalić, że Cię obserwuje? Instagram jest miejscem do chwalenia się sukcesami, internauci nie będą więc raczej chcieli wciskać przycisku Follow pod takim profilem. Na szczęście przy pomocy menadżera reklam na Facebooku możesz ustawić grupę odbiorców reklamy, którą będą stanowiły wszystkie osoby odwiedzające Twój profil a nie tylko obserwatorzy. W moim przypadku 40% odwiedzających mój profil na Instagramie to osoby, które mnie nie obserwują. Kolejny argument przemawiający za tym, że liczba nie ma znaczenia, to zjawisko benchmarków, czyli porównywanie się do innych profili w branży. Oto przykład, czy uważasz, że profil salonu kosmetycznego w mieście poniżej 50 000 mieszkańców potrzebuje 100 000 followersów? Nawet jeżeli właściciel kupi sobie followersów, to z daleka będzie wyglądało to podejrzanie. Zawsze liczy się cel biznesowy. Nie zadawaj sobie pytania, czy masz właściwą liczbę followersów, lepiej zadaj sobie pytanie, czy Instagram pozwala Ci zwiększać przychody firmy? Lajkami i serduszkami nie zapłacisz podatków, ani pensji pracownikom. Mit 3. Nie mam dobrej jakości zdjęć, nie pcham się więc na Instagram Część przedsiębiorców blokuje to, że nie mają wystarczająco dobrych zdjęć, żeby prowadzić Instagram. Prawda jest taka, że jedną ze strategii obecności na Instagramie jest zbudowanie marki osobistej lub wypromowanie twarzy Twojej firmy. Jeżeli wykorzystasz Instagram do pokazania siebie jako ciekawej osoby, nie potrzebujesz zdjęć super jakości. Dodatkowo, do promocji na Instagramie w sposób nieperfekcyjny służy Instagram Stories, czyli tak popularne relacje. Ten element Instagrama daje szansę na opowiedzenie historii naszego dnia oraz tworzenia mikrovlogów, bez godzin spędzonych u kosmetyczki. Mit 4. Dzięki popularnym hashtagom będę miał dużo wejść i followersów Problem z hashtagami jest taki, że...
sieć kontaktów
Mała firma w sieci

LinkedIn dla firm. 10 rzeczy, o których musisz wiedzieć

Czy wiesz, że LinkedIn to bardzo skuteczne narzędzie w pozyskiwaniu klientów, partnerów biznesowych, pracowników i rozwoju swojej firmy? W tym artykule opowiadam, dlaczego LinkedIn może być świetną opcją również dla Twojego biznesu. Dowiesz się z niego, na co warto zwrócić uwagę, planując swoje działania na LinkedInie. Dzięki niemu będziesz również wiedzieć, jak uniknąć typowych błędów, jakie popełniają przedsiębiorcy, prowadząc swoje działania na tej platformie.   1. LinkedIn to największa na świecie sieć biznesowa! Z początkiem roku liczba kont na tej platformie przekroczyła 675 milionów w ponad 200 krajach. Czyni to LinkedIn największą networkingową platformą społecznościową na świecie. W Stanach Zjednoczonych (167 milionów kont) i krajach Europy Zachodniej (np. Wielka Brytania – 28 milionów, Francja – 19 milionów, Niemcy – 10 milionów) to podstawowa platforma służąca do budowania biznesów. U nas w Polsce to już ponad 3,8 miliona kont i każdego dnia liczba ta dynamicznie przyrasta.   Źródło: https://news.linkedin.com/about-us#statistics   Jeśli chcesz budować markę przedsiębiorcy, firmę, pozyskiwać klientów, partnerów biznesowych, rekrutować pracowników i przyciągać talenty na świecie czy w Polsce, to miejsce jest stworzone dla Ciebie. Dzięki tej platformie możesz dotrzeć do wpływowych biznesowo osób z całego świata.   Misja LinkedIna jest prosta: „Skontaktować specjalistów na świecie, aby umożliwić im wzrost efektywności i osiągnięcie sukcesu”.   Sztuka korzystania z LinkedIna polega na tym, aby dzięki profilom dać się odnaleźć innym i aktywnie nawiązywać autentyczne i owocne relacje z użytkownikami. Już samo stworzenie i aktualizowanie profilu osobowego i firmowego może budować zaufanie, przyciągać osoby, które będą chciały z nami współpracować i pomagały budować markę. Jeśli chcesz wyciągnąć jeszcze więcej z LinkedIna, to warto aktywnie nawiązywać nowe kontakty, budować z nimi prawdziwe relacje i publikować dla nich wartościowe treści. 2. Na LinkedInie są prawie wszystkie branże Czy LinkedIn kojarzy Ci się z rekrutacją? To tylko wycinek możliwości i tego, kto jest na LinkedIn i co się na nim dzieje. Na LinkedIn można znaleźć prawie wszystkie branże. Od tych największych, jak oprogramowanie i usługi IT, produkcja (głównie przemysłowa) i usługi korporacyjne (w tym HR), poprzez finanse i bankowość, artykuły konsumenckie, media i komunikację (w tym marketing i reklama), budownictwo, po rolnictwo i organizacje odpowiadające za bezpieczeństwo publiczne. Na załączonym wykresie widać liczbę osób na LinkedInie pracujących w poszczególnych branżach.   Źródło: Raport „LinkedIn w Polsce w 2020 roku”, https://adriangamon.com/Raport/   3. Co piąta osoba na LinkedInie to osoba decyzyjna Na LinkedInie dominują osoby posiadające wieloletnie doświadczenie zawodowe. Nie brakuje pośród nich osób mających decydujący wpływ na biznes: dyrektorów, prezesów, wiceprezesów, członków zarządów, partnerów zarządzających i właścicieli. Blisko aż 22% użytkowników to osoby decyzyjne (wyniki oparto na próbie 2 177 500 użytkowników LinkedIna w Polsce).   Źródło: Raport „LinkedIn w Polsce w 2020 roku”, https://adriangamon.com/Raport/   4. LinkedIn to nie Facebook Pomimo wielu podobieństw jest bardzo wiele istotnych różnic między LinkedInem a Facebookiem, które mogą doprowadzić do błędnych i kosztownych decyzji marketingowych. Po pierwsze, tu główną rolę, również w marketingu i sprzedaży, odgrywają profile osobowe. Strony firmowe nie dają zwykle tak spektakularnych efektów organicznych. A już na pewno nie jak kilka lat temu strony na Facebooku. Moc budowania zaangażowania mają przede wszystkim profile, a idealnie jak połączy się działania profili pracowników/właściciela z komunikacją za pomocą strony firmowej i ewentualnego wsparcia budżetem reklamowym. Po drugie, jest to miejsce, gdzie pokazujemy swoją profesjonalną osobowość – a to zasadniczo zmienia wiele rzeczy. Facebook to przede wszystkim platforma lifestylowa, gdzie toczy się też życie prywatne. Na LinkedInie budujemy i pokazujemy przede wszystkim swój profesjonalny wizerunek i w dobrym tonie, a nawet wskazane jest przeglądać profile i aktywności innych użytkowników. Po trzecie, algorytm decydujący, czy nasz post zobaczą inni użytkownicy, działa inaczej, jest bardziej przewidywalny niż sztuczna inteligencja na Facebooku i często daje większe efekty w postaci dotarcia do wpływowych osób. Różnic oczywiście jest więcej, to tylko kilka wybranych przykładów. 5. Dobry profil na LinkedInie to podstawa Dobry profil to Twoja wizytówka w świecie profesjonalistów i podstawa budowania zaufania online. Aby był skuteczny, powinien opowiadać o Tobie historię w sposób interesujący dla osób, z którymi chcesz budować relacje. Dlatego spraw, by był uzupełniony w pełni (zdjęcie, nagłówek, informacje, doświadczenia, wykształcenie, umiejętności, rekomendacje…) oraz spójny z Tobą. Przede wszystkim niech mówi o tym, komu i w czym możesz pomóc.     6. Płatna reklama na LinkedInie Możliwości cały czas rozwijanego panelu reklamowego na LinkedInie są bardzo atrakcyjne. Na pewno warto zwrócić uwagę na format reklamowy InMail, który potrafi być bardzo skuteczny. A przede wszystkim możliwości targetowania po nazwach firm, branżach czy stanowiskach osób w firmach. Pomimo wielu podobieństw do menedżera reklam na Facebooku do prowadzenia kampanii reklamowych na LinkedIn polecam podejść zdecydowanie ostrożniej. Na LinkedIn reklama jest kilkukrotnie droższa i znacznie łatwiej przepalić pieniądze. Wiąże się to z tym, że na LinkedInie jest świat biznesu, w którym ścieżka decyzyjna zwykle wygląda inaczej w porównaniu z Facebookiem. Tu konieczne jest zastosowanie lejka sprzedażowego. Dlatego zalecam najpierw zacząć od działań jako osoba, potem strona firmowa, a kiedy Twoja firma będzie rozpoznawalna – wesprzeć działaniami płatnymi. 7. LinkedIn to świetne źródło wiedzy o rynku i konkurencji Na LinkedInie także możemy podejrzeć konkurencję. Można zobaczyć, jak ona sobie radzi, jak działa, co robi, z kim współpracuje, kogo ma w kontaktach. Możemy się także inspirować pewnymi osobami. Obserwowanie firm pozwala również na reagowanie wówczas, gdy np. firmy te otwierają nowe biura, szukają pracowników. A gdy takowa firma szuka pracowników, mamy możliwość odezwać się i zaoferować coś od siebie. Poprzez obserwowanie firm można również zobaczyć, które się rozrastają, a które wręcz przeciwnie – maleją. Jest naprawdę sporo możliwości. Na LinkedInie nie tylko możemy obserwować wybrane osoby i firmy czy konkurencję, co niewątpliwie też może być źródłem wiedzy, ale również czytać i publikować własne posty i artykuły. Tu najlepiej sprawdzają się treści merytoryczne (np. studium przypadku wdrożenia w firmie x) niż rozrywkowe, choć tych ostatnich też niestety ostatnio coraz więcej. 8. LinkedIn to świetne miejsce na pozyskanie pracowników Tak, jest to też platforma rekrutacyjna. Opcji znalezienia pracy czy też pracownika jest wiele. Można to zrobić poprzez wykupienie ogłoszeń na LinkedInie, publikację postów z ofertami pracy czy też wyszukiwanie i bezpośrednie kontaktowanie się z interesującymi potencjalnymi pracownikami. Co na...
Wywiady i inspiracje

Rola kultury w negocjacjach międzynarodowych. Rozmowa z dr. Michałem Chmieleckim

W dobie globalizacji i mobilności pozyskiwanie partnerów biznesowych z innych, nawet odległych krajów nie jest już niczym nadzwyczajnym. Jednak tym, co poza dobrą ofertą biznesową daje pożądany efekt podczas rozmów handlowych, jest zrozumienie różnic kulturowych i dostosowanie się do wynikającego z nich stylu komunikacji. O tym, jak negocjować na styku odmiennych kultur i czego należy być świadomym, by przez nieporozumienie nie ponieść fiaska w kontaktach międzynarodowych, rozmawiam z dr. Michałem Chmieleckim – ekspertem ds. negocjacji międzynarodowych, trenerem i coachem z ponad 15-letnim doświadczeniem w prowadzeniu szkoleń, wykładów, warsztatów, seminariów dla wyższej i średniej kadry zarządzającej w Polsce i za granicą. Właścicielem portalu www.szkoleniaznegocjacji.com i autorem bloga Projekt Przywództwo.   Jakie kompetencje powinien posiadać skuteczny negocjator prowadzący rozmowy na rynkach zagranicznych? Skuteczny negocjator to osoba, która znakomicie się komunikuje, w sposób jasny i precyzyjny formułuje swoje myśli, świetnie słucha, potrafi sprawnie budować relacje interpersonalne, szybko wzbudza zaufanie, ma zdolności krytycznego myślenia, jest bardzo cierpliwa i wytrwała, panuje nad emocjami i dobrze zna swoje mocne i słabe strony. Jest świadoma tego, jak przeciwnik czy partner mogą na nią wpłynąć. To również osoba znakomicie przygotowana do rozmów, bo bez przygotowania nie ma mowy o sukcesie. Spontaniczne działanie rzadko kiedy przynosi dobre jakościowo porozumienie. Negocjacje to przede wszystkim świetny research, znakomite planowanie i przygotowanie. W momencie, gdy do gry wchodzi kultura, konieczna jest znajomość różnic kulturowych nie tylko w zakresie etykiety, bo to jest wierzchołek góry lodowej, najważniejsza jest znajomość wartości oraz procesów i sposobów podejmowania decyzji w odmiennych kulturach. Czy negocjacje międzynarodowe są trudniejsze od tych, w których partnerzy pochodzą z tego samego kraju? Tak, i to znacznie. W grę wchodzi tu cały szereg czynników, które komplikują proces. Z jednej strony pojawiają się kwestie kontroli rządowej (np. Chiny) i poziomu biurokracji, stabilności i przewidywalności politycznej i prawnej, do tego dochodzą aspekty walutowe i naturalnie różnice kulturowe, o których już wspomniałem. Na jakich polach może dochodzić do nieporozumień? Co obejmują różnice kulturowe w biznesie? Cały szereg elementów. Chociażby styl komunikacji – może być formalny lub nieformalny. Przed przystąpieniem do rozmów powinniśmy odpowiedzieć na pytanie: w jaki sposób powinniśmy zwracać się do partnera? Czy możemy sobie pozwolić na prywatną anegdotę czy nie? Jeśli tak, to jak szybko możemy to zrobić? Czy możemy po kilku godzinach rozmowy zdjąć marynarkę i podwinąć rękawy koszuli? Czy możemy przejść na Ty? Kolejna sprawa to kontekst komunikacyjny. Musimy liczyć się z tym, że dla kultur wysokokontekstowych, takich jak np. Japonia, wiele znaczeń ukrytych będzie pomiędzy wierszami. Języki takie jak angielski czy niemiecki wymagają stosunkowo precyzyjnego, jednoznacznego formułowania tekstu, podczas gdy np. w arabskim czy japońskim komunikaty charakteryzują się dużą dwuznacznością. Japończyk chcący powiedzieć nie, powie raczej: „Zobaczę, co da się zrobić w tej sprawie” (zensho shimasu) lub „Sądzę, że powinienem to przemyśleć” (kento shimasu). Takie zachowanie, łączy się również z troską o zachowanie twarzy zarówno partnera, jak i swojej. Różnice mogą dotyczyć również poziomu emocjonalności. Wyobraźmy sobie np. Amerykę Łacińską i Skandynawię. Z jednej strony bogata ekspresyjność, podniesiony ton głosu, dużo gestykulacji, sporo dygresji, z drugiej strony ukrywanie uczuć, duża powściągliwość ekspresyjna, mało dygresji i spokój. Chińczycy np. rzadko werbalizują swoje emocje i uczucia. Te pozytywne zazwyczaj wyrażane są poprzez opiekę i dbanie o innych. Nieokazywanie radości, smutku czy złości pozwala uniknąć narzucania własnych uczuć innym, co pomaga zachować harmonię, która jest szalenie ważna w kraju tak mocno przesiąkniętym duchem konfucjanizmu. W zależności od kultury różni się także podejście do czasu. Jedną z podstawowych klasyfikacji jest podział na kultury polichroniczne i monochroniczne. W kulturach polichronicznych ludzie i dobre stosunki między nimi są dużo ważniejsze niż punktualność i precyzyjnie ustalone harmonogramy. Harmonogramy, jak i „nieprzekraczalne terminy”, traktowane są przez menedżerów na ogół dość elastycznie. W kulturach monochronicznych punktualność i przestrzeganie harmonogramów są bardzo ważne. Harmonogramy, jak i terminy, uważa się najczęściej za niepodlegające zmianie. Spotkania, które przebiegają zazwyczaj według ściśle ustalonego planu bywają przerywane stosunkowo rzadko, rzadko też modyfikuje się ich agendę. Przykłady, o których mówię, to tylko kropla w morzu wiedzy na temat negocjacji międzynarodowych. Wspomniał Pan o koncepcji „zachowania twarzy”. Co miał Pan na myśli? Czy mieści się ona w granicach technik negocjacyjnych, jest kwestią poczucia godności i honoru, czy wynika ona raczej z zakorzenionego modelu wychowania?   Twarz to swego rodzaju kapitał społeczny, jaki posiada negocjator. Twarz dotyczy reputacji i respektu, z jakim powinien być traktowany człowiek.   Japonia czy Chiny ponownie będą tu dobrym przykładem. Filozofia konfucjańska, która zawsze miała na uwadze drugą osobę i troskę o poprawne stosunki międzyludzkie, doprowadziła do wytworzenia wzorów komunikacyjnych, które pomagają zachować twarz. Od najmłodszych lat małym Chińczykom wpaja się ostrożność dotyczącą wyrażania własnych opinii na temat innych. Przykładem może być tu koncept „yuan” odnoszący się do zachowania, w którym nie wyraża się niezadowolenia. Jest to stan umysłu, w którym osoba odczuwa niezadowolenie, lecz nie ukazuje go, celem zachowania twarzy. Dla kontrastu w zachodnich społeczeństwach (np. USA) od najmłodszych lat mówi się dzieciom o tym, by swobodnie wyrażały własne myśli. Negocjator z Chin, któremu obiecano przesłać ważne informacje mailem, nie dostawszy ich stwierdzi, że nie otrzymał wiadomości prawdopodobnie z powodu usterki serwera albo ustawień filtrów antyspamowych, nie usłyszymy z jego ust zdania: „Pan Johnson nie wysłał mi obiecanej wiadomości”. Jak Polscy negocjatorzy wypadają na tle innych krajów? Po czym można ich rozpoznać? Porównując nas z innymi kulturami, można śmiało powiedzieć, że lubimy, a nawet kochamy, improwizację. Nie lubimy przygotowywać się do rozmów. Często szkoda nam czasu na zaplanowanie i stworzenie alternatywnych scenariuszy. Trzeba jednak przyznać, że jesteśmy dość kreatywni. To chyba spuścizna kilkudziesięciu lat gospodarki centralnie planowanej. Należy jednak pamiętać, że w negocjacjach nie powinniśmy pozwalać sobie na improwizację. Dodatkowo istnieją kultury, które wymagają precyzyjnego zdefiniowania procedur i porządku rozmów (np. Niemcy czy Szwajcarzy). Agenda zazwyczaj ustalana jest wcześniej, a jej zmiany są niechętnie akceptowane. Martwi mnie jeszcze jedna rzecz. Jakiś czas temu prowadziłem badania nad rolą debriefingu w negocjacjach, czyli analizowania całego procesu negocjacji już po jego zakończeniu. Tylko w ten sposób – analizując szczegółowo swoje ruchy, zagrania czy dobór taktyk i członków zespołu – zespoły negocjatorów mogą się uczyć i wyciągać wnioski ze swoich działań. Niestety, temu aspektowi polscy...
czas przecieka przez palce
ABC biznesu

10 nawyków, dzięki którym zwiększysz swoją produktywność

Wielu osobom produktywność kojarzy się z wysokimi obrotami, pracoholizmem i maksymalizacją, a do tego utożsamiana jest z brakiem czasu dla siebie i na spontaniczność. To jednak nieprawda. Produktywność to sposób na to, by to co ważne było realizowane we właściwym czasie. Produktywność jest zestawem nawyków działania, których stosowanie przyczynia się do osiągnięcia zamierzonego efektu, czyli realizacji celów.   Najlepiej produktywność definiuje myśl Margarity Tartakovsky: „Produktywność nie polega na tym, żeby być wołem roboczym, nieustannie pracować i ślęczeć po nocach. To kwestia priorytetów, planowania i troszczenia się o swój czas”.   Co zatem robić, by zwiększyć produktywność? Oto 10 nawyków, które znacznie w tym pomogą. 1. Ustalaj cele Świadomość celów jest niezbędnym elementem produktywnego działania. Produktywność polega na określeniu i sprecyzowaniu celów, a następnie takim planowaniu zadań w ciągu dnia, tygodnia i miesiąca, by te cele zrealizować. Cele to drogowskazy. To one określają, co jest ważne w życiu i pracy, i czym należy się zajmować. Cele są niezbędne do planowania i do podejmowania właściwych decyzji. Prawidłowo wyznaczony cel powinien spełniać kilka warunków. Warunki te definiuje metoda S.M.A.R.T., która jest często wykorzystywana w określaniu celów biznesowych w firmach.   2. Planuj zadania, planuj czas Planowanie to podstawa codziennej produktywności. Bez planu czas przecieka między palcami, a zadania są realizowane w sposób przypadkowy, często bez zastanowienia i refleksji, czy rzeczywiście są to sprawy, którymi w danej chwili należy się zająć. Planowanie czasu i zapisywanie przyszłych wydarzeń w odpowiedniej dacie w terminarzu daje pewność, że nie zapomnisz o żadnym spotkaniu, przeglądzie auta czy uroczystości rodzinnej.   Planowanie jest procesem określania zadań i czasu, w którym się nimi zajmiesz.   Jest wiele sposobów i metod tworzenia planu. Można planować cały swój tydzień, można planować każdy dzień albo tworzyć listę zadań „to do”, które powinny być zrealizowane w danym okresie. Warto poznać metody planowania i wybrać najodpowiedniejszą dla siebie. Do planowania wystarczy kalendarz, planner lub aplikacja, których jest mnóstwo na rynku (np. Google Calendar, Nozbe). Kiedy masz wybrane miejsce tworzenia planów, zacznij spisywać wydarzenia, spotkania i wszystkie zadania, którymi należy się zająć. Zapisuj też drobne sprawy, które powinny być zrealizowane w danym dniu. W ten sposób zyskujesz narzędzie, dzięki któremu nie zapomnisz o istotnych sprawach i wydarzeniach. 3. Każdego dnia określ 3 MIT-y MIT, czyli Most Important Tasks to metoda określania 3 najważniejszych zadań na dany dzień, których realizacja przybliża Cię lub Twoje przedsięwzięcie do zamierzonego efektu. W codziennej bieganinie i mnóstwie spraw, które każdego dnia należy wykonać lub o których wykonanie ktoś nas prosi, łatwo odkładać na później to, co naprawdę ważne i kluczowe. Zawsze jest dobry powód, by tym co ważne, ale jeszcze nie pilne (czyli niewymagające natychmiastowego podjęcia działania) zająć się jutro. Jednak w ten sposób cały dzień wykonujesz wiele zadań, tylko ich efekt jest niewielki, nie przybliżasz się do swojego celu. Dodatkowo rośnie w Tobie poziom stresu i frustracji, że nie zajmujesz się sprawami najważniejszymi i że wciąż brakuje Ci na nie czasu. Dlatego też warto wyrobić nawyk określania na każdy dzień 3 ważnych zadań, które wykonasz. Nie muszą to być zadania czasochłonne, ważne, by ich wykonanie przybliżało Cię do osiągnięcia celów, przybliżało do efektu, na którym Ci zależy. W ten sposób codziennie będziesz mieć poczucie, że mimo natłoku spraw pilnych realizujesz systematycznie zadania ważne i małymi krokami przybliżasz się do celu. 4. Ustal swoją „złotą godzinę” „Złota godzina” to nawyk ludzi produktywnych. Jest to wyznaczenie stałego czasu w ciągu dnia, najczęściej są to pierwsze godziny dnia, które wykorzystuje się na wykonanie najważniejszego zadania. By „złota godzina” była czasem naprawdę produktywnej pracy, należy zadbać o odpowiednie warunki. W tym czasie nikt nie powinien Ci przeszkadzać, należy wyeliminować wszystkie rozpraszacze. Menedżerowie często traktują „złotą godzinę” jak najważniejsze spotkanie, w którym nikt nie powinien zakłócać im spokoju. Dzięki odpowiednim warunkom pracy i wybraniu naprawdę ważnego zadania będziesz w stanie w ciągu niedługiego czasu wykonać priorytetowe zadania, które przybliżają Cię do osiągnięcia celów. Zasada ta równie dobrze sprawdzi się w życiu prywatnym. Jeśli masz cele prywatne, na których realizację brakuje Ci czasu. Spróbuj wyznaczyć stały (najlepiej codzienny) blok czasu, w którym będziesz skupiać się na zadaniach przybliżających Cię do osiągnięcia celu. Nie musi to być godzina, może to być 10 minut, w zależności od tego, jakim czasem możesz dysponować i ile potrzebujesz go na realizację swoich ważnych zadań. W ten sposób skoncentrujesz się na swoich priorytetach i znacznie przybliżysz się do realizacji celu. 5. Naucz się odróżniać to co ważne od tego co pilne To co pilne nie zawsze jest ważne, a to co ważne rzadko bywa pilne. Warto nauczyć się odróżniać te zadania. W miejscu pracy często spotykamy się z mnóstwem spraw, którymi trzeba się zająć. Większość z nich ma status zadań pilnych, czyli takich którymi należy zająć się jak najszybciej (ASAP – jak przyjęło się to określać w korporacjach). Jednak pilne sprawy często są drobne i nie wywierają dużego wpływu na realizację celów . Zbyt duża ilość czasu przeznaczana na zajmowanie się właśnie zadaniami pilnymi, może doprowadzić do tego, że nie wystarczy Ci czasu na zadania naprawdę ważne.   Produktywność wymaga dużej uwagi i koncentracji na tym, by odróżniać to co ważne od tego co jedynie pilne i mało istotne.   Oczywiście czasem trudno jest zupełnie zrezygnować z zajmowania się zadaniami pilnymi, bo one powinny być wykonane, jednak jeśli masz taką możliwość – deleguj te zadania, upraszczaj je, automatyzuj lub eliminuj. W ten sposób zostanie więcej czasu na sprawy ważne, które właśnie przyczyniają się do realizowania celów. 6. Pracuj w skupieniu, pozbądź się rozpraszaczy Rozpraszacze to zmora naszych czasów. Pracownicy tracą mnóstwo minut w ciągu dnia pracy właśnie przez wszechobecne rozpraszacze. Do największych z nich zalicza się powiadomienia z mediów społecznościowych, telefony, a właściwie aplikacje i ich powiadomienia, ogromna liczba wiadomości e-mail przychodzących na stale włączoną skrzynkę pocztową, niejasna komunikacja, brak zasad, zbyt duża liczba przedłużających się spotkań itd. Rozpraszacze sprawiają, że trudno utrzymać skupienie na jednym zadaniu, bez przenoszenia swojej uwagi. Dlatego też warto wypracować nawyk eliminowania rozpraszaczy. Oto kilka wskazówek, które warto rozważyć. Telefon Przystępując do pracy nad ważnymi zadaniami, najlepiej wyciszyć telefon lub użyć trybu „nie przeszkadzać”. W tym trybie...
Dorota Deląg
Wywiady i inspiracje

Show jest tylko anegdotą. Rozmowa z Dorotą Deląg

W kontaktach biznesowych liczy się zaufanie. To, jakie wrażenie zrobimy na rozmówcy, zdecyduje o tym, czy będzie on zainteresowany współpracą. A oceniani jesteśmy codziennie. Jak wypaść dobrze? Jak zaprezentować się tak, by nas zapamiętano? Rozmawiam o tym z Dorotą Deląg – znaną aktorką i dziennikarką, która swoje doświadczenie sceniczne i telewizyjne przekłada na działalność trenerską, prowadząc szkolenia z autoprezentacji i wystąpień publicznych.   Szkoli Pani z autoprezentacji i z wystąpień publicznych. Dlaczego? Czy zauważyła Pani w kontaktach biznesowych luki w tym zakresie?  To zupełnie inny powód. Wywodzę się ze środowiska artystycznego, nie śledzę środowisk biznesowych. Nie było więc moim celem wypatrywanie luk i dopasowanie się do nich z moją propozycją. Tak się poukładało moje życie. To jest historia, która spontanicznie się w moim życiu zadziała, cały mój bagaż doświadczeń, które gromadziłam przez 20 lat pracy zawodowej, ukierunkował mnie po prostu na to, żeby zostać trenerem. Wykonuję swoją pracę z zamiłowaniem i pasją, i tego samego uczę na swoich warsztatach. Na swojej stronie internetowej (dorotadelag.com.pl) zamieściłam wyjątkowy film. To moja wideowizytówka o tym, jak to się stało, że zostałam trenerem. Taki storytelling, storytelling o mnie. Chcę w ten sposób dać przykład i uczyć tego, jak ważna jest autoprezentacja oraz że warto przygotować swoją storytellingową wideowizytówkę i podejść do tego zaangażowaniem. Kiedy patrzę na świat biznesu i ten artystyczny, to dostrzegam, że są one pokrewne. I w jednym, i w drugim chodzi o komunikację. Biznes jest ukierunkowany głównie na komunikację z drugim człowiekiem, tak samo artyści – też komunikują, tylko innymi narzędziami. A autoprezentacja jest fantastycznym narzędziem do komunikacji. I – moim zdaniem – jest ona niezagospodarowana przez biznes, bo nie jest traktowana poważnie. Obserwuję, że osoby, które stykają się z nią pierwszy raz, są zaskoczone, że dzięki niej można tyle o sobie i swojej firmie powiedzieć. Może to niedocenianie wynika z tego, że po prostu nie uczymy się autoprezentacji. Nasz program edukacji tego nie przewiduje. Autoprezentacja powinna być bezwzględnie przedmiotem w szkole. U nas, jeśli już podejmujemy ten temat, to skupiamy się na jednym elemencie, na tym, żeby wystąpić bez tremy. To jest główny problem ludzi w ogóle, że trema ich zjada. Poza tym, nie potrafią mówić o sobie. Potrafią się tylko przedstawić i powiedzieć, co robią. Dlaczego robisz to, co robisz? Co czyni Cię unikatowym? Co możesz zaoferować innym? Kim jesteś? Okazuje się, że są to już bardzo trudne pytania. I wtedy wkraczam ja ze swoim warsztatem, który pozwala ludziom odkryć swój potencjał i w taki sposób o sobie mówić, aby stać się inspirującym dla innych. Zdobycie umiejętności ciekawego mówienia o sobie przekłada się na wystąpienia publiczne, a to później na stworzenie np. swojej wideowizytówki. Jeszcze niewiele firm ją ma, teraz jest więc idealny moment, żeby się nią wyróżnić. Trzeba zrozumieć, że to nie jest reklama.   Dzięki nagraniom można powiedzieć o sobie to, czego nigdy byśmy nie powiedzieli, bo nie bylibyśmy o to zapytani.   A kiedy materiał jest przemyślany, przeanalizowany i po prostu dobrze napisany, to potencjalny klient może zobaczyć czarno na białym, kim jesteśmy. Cała zabawa właśnie na tym polega, żeby odpowiedzieć na to pytanie w tak inspirujący sposób, żeby druga osoba chciała z nami nawiązać współpracę. A przecież o to chodzi w biznesie. W ten sposób możemy też wzbudzić większe emocje, zacząć budować relację... Nie powiem nic odkrywczego: emocje sprzedają, a fakty informują. Ja zajmuję się emocjami. Mój background aktorski pozwala na to, żeby „pogrzebać” w ludziach. A oni naprawdę dają na to zgodę. Komunikacja polega na tym, by słuchać drugiego człowieka i wyciągać wnioski. Ze swoimi warsztatami i wideowizytówkami wkraczam do świata, w którym ludzie mają w ogóle problemy, by mówić. Świetnie robią biznes, potrafią znakomicie nawiązywać relacje biznesowe, ale kiedy mają to wszystko zmieścić w krótkiej prezentacji, zaczynają się schody. Dlatego uczę ich, jak z wykorzystaniem technik aktorskich zaakceptować siebie, także na ekranie. Kiedy to nastąpi, łatwiej jest użyć kolejnego narzędzia, czyli siebie do komunikacji. Wydaje mi się, że problem z akceptacją siebie, wynika z wychowania, z poczucia pewności siebie, które wynosi się z domu. Uczono nas przecież, żeby być skromnym, nie wychylać się, nie chwalić. Teraz takie podejście w ogóle się nie sprawdza.  Zgadzam się. Teraz trzeba być do przodu i trzeba być pewnym siebie. Generacja ludzi młodych to pokazuje, ona wie czego chce, mówi o tym i to komunikuje. I to jest fantastyczne. Starsi już tego nie potrafią, bo się wstydzą, albo tak naprawdę nie wiedzą, jaki jest ich potencjał. Wielu ludzi uważa też, że otwieranie się jest niepotrzebne w kontaktach. A to nieprawda. Jesteśmy już przecież bardziej świadomi, nastawieni na samorozwój, już nas nie interesują powierzchowne znajomości. Chcemy poznawać się bardziej i wchodzić w głębsze relacje, nawet te biznesowe. Nie kupuje się tylko produktu, ale człowieka, który za nim stoi. Ta wiarygodność jest niezwykle istotna i ważna. Występujemy przecież nie tylko przed dużym gronem osób, prowadzimy negocjacje twarzą w twarz, rozmowy z partnerami biznesowymi, rozmowy sprzedażowe, od których zależy wiele. Tak, wystąpienia publiczne to nie są tylko wystąpienia ze sceny. Występujemy codziennie. Jeżeli zdamy sobie sprawę z tego, jak często wykonujemy autoprezentację przed swoimi klientami czy potencjalnymi klientami, czy osobami z zespołu, jeśli uświadomimy sobie, że to narzędzie, którego używamy non stop, to docenimy jego moc. Dostrzega Pani inne problemy? Wstydzimy się mówić o sobie, nie doceniamy własnego potencjału, co jeszcze nas blokuje?  Jeśli już damy sobie przyzwolenie na mówienie o sobie, to powinniśmy dowiedzieć się, jak łączyć historie ze swojego życia z opowieścią o nas. Każdy z nas ma jakąś historię. Tych historii jest mnóstwo. I to one powodują, że stajemy się atrakcyjni biznesowo dla drugiej osoby. Ponieważ na przykład wyznajemy te same wartości, wierzymy w te same rzeczy, odczuwamy to samo. Kiedy przełamiemy tę blokadę, to powstaje kolejny problem – jak to wszystko powiedzieć. Tutaj proponuję techniki intonacyjne i impostacyjne, techniki warsztatowe. Kiedy uczymy się mówić, to tak naprawdę uczymy się wszystkiego od początku, ponieważ nie można przecież wyjść i mówić tak po prostu. Trzeba dodać do tego energię. A to jest męczące. Mówiąc energetycznie, intonacyjnie, używając technik – męczysz się. Musisz inaczej oddychać, inaczej artykułujesz – to jest praca....
1 2
Strona 1 z 2