Mówi, że długo kopała z zapałem korytarze prowadzące do realizacji marzeń zawodowych. Dwa kierunki studiów, stypendia naukowe, bogate CV. Dopiero ciąża pomogła jej odkryć, co tak naprawdę daje jej satysfakcję, z kolei udział w programie telewizyjnym Bake Off – Ale ciacho! zmotywował do tego, aby podjąć ryzyko i obrać zupełnie inny kierunek.
Z Magdaleną Siedlecką – właścicielką marki Słodka, uczestniczką programu Bake Off – Ale ciacho!, cukiernikiem, fotografem i marketerem w jednym, rozmawiam o jej słodkim biznesie.
Jak wyglądały początki biznesu? Dlaczego tą, słodką częścią kuchni się zajęłaś?
Od zawsze uwielbiałam gotować. Kuchnia to była i jest strefa, która mnie odpręża, pozwala zapomnieć o codziennych problemach i przynosi pewnego rodzaju spełnienie twórcze. Lubię słodki smak, desery często pojawiały się więc jako wisienka na torcie przygotowywanych przeze mnie posiłków.
Gdy zaszłam w ciążę i z powodów zdrowotnych zmuszona byłam do zwolnienia tempa życia, tym bardziej zawodowego, poszukiwałam dla siebie bezpiecznego zajęcia. Zaczęłam eksperymentować z wypiekami, poszerzać swoją wiedzę, szukać inspiracji. Sama nie mogłam zjadać całej blachy ciasta, częstowałam więc rodzinę, znajomych, sąsiadów. Otrzymywałam coraz to bardziej pozytywny feedback, który był moim motorem do rozwoju pasji. Pasji, bo wtedy nawet przez myśl mi nie przechodziło, że kiedyś to będzie mój zawód.
Opowiedz nieco więcej o swoim słodkim biznesie. Pracujesz sama czy z kimś? Kto Ci pomaga? Co zajmuje Ci najwięcej czasu? Gdzie szukasz inspiracji i wsparcia?
Moja przygoda zawodowa zaczęła się od moich znajomych, którzy znając moje wypieki, prosili, bym osłodziła im urodziny, przyjęcia itp. Gdy poczułam, że rzeczywiście jestem dobra w tym, co robię, i czas zacząć wyceniać swoją pracę, postawiłam wszystko na jedną kartę i założyłam swój własny biznes.
Prowadzę jednoosobową firmę i jestem specjalistką we wszystkich dziedzinach kierowania działalnością. Słodki biznes to nie tylko opracowywanie przepisów i lukrowanie donutów.
To przede wszystkim umiejętności międzyludzkie, ponieważ dobra komunikacja z klientem to podstawa jego zadowolenia z usługi. Każdy ma inne gusta, oczekiwania, więc poprowadzenie rozmowy i intuicja to klucz do realizacji zamówienia. Do tego dochodzą umiejętności sprzedażowe, promocyjne, zaopatrzenie, księgowość, technologia żywności, produkcji, a także bycie artystką i sprzątaczką w jednym.
Jestem osobą, która lubi kontrolować sytuację, dlatego przemawiała przeze mnie chęć poznania wszystkich tych sfer. Człowiek najlepiej uczy się, gdy samodzielnie rozwiązuje wszystkie problemy. Traktuję to jako wyzwanie. Zajmuje mi to sporo więcej czasu, ponieważ muszę się doszkalać z obcych mi dziedzin, lecz dzięki temu wiem, że w przyszłości, gdy firma się rozwinie, będę posiadała wiedzę, która pozwoli mi zatrudniać ludzi, zarządzać ich pracą, kontrolować ją i wyznaczać im nowe cele.
Nie jestem alfą i omegą, często korzystam więc z możliwości uczestniczenia w spotkaniach z innymi przedsiębiorcami, gdzie można zasięgnąć wiedzy, wymienić spostrzeżenia, zainspirować się. Biorę udział w warsztatach, kursach online, czytam specjalistyczne artykuły i mam cały czas szeroko otwarte oczy.
Jak widzisz Słodką za 5 lat? Czy wolałabyś prowadzić kameralny biznes czy przeciwnie?
Rozwój to największy motor napędowy firmy, za 5 lat chciałabym więc stać się silną, stabilną marką z wachlarzem perspektyw. Kameralność w słodkim biznesie pozwala utrzymać jakość i naturalność produktów, a także autonomię. I tego nie chciałabym zmieniać.
Ale Słodka to także warsztaty, szkolenia, eventy, fotografia kulinarna, foodstylizacja, dziennikarstwo kulinarne.
I to jest część biznesu, którą chciałabym rozbudować z przytupem.
Co sprawia Ci największą trudność w pracy?
Czas to pieniądz. Tak się mawia i to prawda. A w moim biznesie to jest najtrudniejsza kwestia to wycenienia. Nie mam ustalonych godzin pracy. Potrafię dogrywać szczegóły z klientami w środku nocy, bo akurat im się przypomniało. Dekoracje przygotowuję często kilka dni przed, przez wiele godzin. Chodzę od kwiaciarni do kwiaciarni, by nabyć wymarzone kwiaty. Tu się chłodzi, tam tężeje – niby w tym czasie fizycznie nie pracuję, ale to też część mojej aktywności. Dlatego śmieszy mnie, kiedy dostaję pytanie: „Ile zajmuje Ci jeden tort?” albo „To ile masz na godzinę?”. Niestety, u mnie taki kalkulator nie istnieje.
Z pozoru mogłoby się wydawać, iż kosztem w takiej działalności są tylko składniki do słodkości. Czy tak jest rzeczywiście?
Większość klientów patrzy na cenę np. tortu przez pryzmat składników. I to najczęściej przez znane im ceny z sieciówek oraz powszechnie znane torty z bitej śmietany i kilku owoców. Moje torty są z naturalnych, wysokiej jakości produktów, najczęściej z trzema przełożeniami. A każda z warstw ma dodatkową niespodziankę dla przełamania smaku, zmiany struktury. Do tego dochodzą zdobienia, np. figurki ulubionych postaci z bajek, które czasem lepi się cały dzień, żywe kwiaty, dodatkowe słodkości, które dekorują tort. To wszystko składowe ceny. Do tego dochodzą podkłady, opakowania, amortyzacja sprzętów, akcesoria cukiernicze oraz zdobnicze, czas poświęcony na rozmowy, przygotowywanie ofert, zakupy, koszta prowadzenia działalności, szkolenia itd. Dopóki człowiek piecze dla rodziny, to składniki są największym kosztem, przy prowadzeniu działalności z każdym kolejnym etapem rozwoju nakłady tylko rosną. I to trzeba mieć na uwadze, decydując się na taki biznes.
Czy pojawiły się jakieś przeszkody – a jeżeli tak, to jakie – które musiałaś przezwyciężyć, aby stworzyć Słodką?
Chyba największe ograniczenia były we mnie. Praca na etacie daje poczucie bezpieczeństwa. Skok na głęboką wodę wiąże się z wielkim ryzykiem – albo utrzymasz się na powierzchni, albo pójdziesz na dno…
Do tego szara rzeczywistość polskiego przedsiębiorcy, której przez pryzmat różowej wizji biznesu często nie uwzględnia się w swoim biznesplanie. A ta szybciej puka do drzwi niż sukces.
Czy możesz powiedzieć, że na co dzień robisz to, co kochasz?
Zdecydowanie, moja praca to moja pasja. Nie obrażam się, gdy ktoś mówi, że moje miejsce jest w kuchni, bo to rzeczywiście miejsce, które kocham z wzajemnością 😉
Jak oceniasz doświadczenie zdobyte w Bake Off – Ale ciacho!? Czego najcenniejszego nauczyłaś się w programie? Co Cię najbardziej zaskoczyło, a co było najtrudniejsze?
Program telewizyjny Bake Off – Ale Ciacho! to moja trampolina zawodowa. W liceum kończyłam klasę o profilu matematyczno-fizyczno-informatycznym. Tytuł magistra obroniłam z Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej. Pracowałam jako specjalista ds. marketingu i eventów. Gdzie w tym wszystkim kulinaria?
To właśnie program uświadomił mi, że kocham słodkości. Nabrałam odwagi i wiatru w żagle, by podjąć ryzyko – przebranżowić się i założyć własną działalność.
Nie znasz dnia ani godziny, w którym Twoje życie może obrać zupełnie inny tor jazdy.
Przed programem piekłam w domowym zaciszu, a tu w świetle reflektorów musiałam zmierzyć się z przepisami mistrzów cukiernictwa i technikami, o których nigdy nie słyszałam. To był przyspieszony kurs cukiernictwa. Bardzo dużo się nauczyłam, ale też zostałam obnażona z braków wiedzy, umiejętności. I to jeszcze publicznie! To ważna lekcja. Tym bardziej, że nie zniechęciłam się, tylko nabrałam jeszcze większej ochoty, by doskonalić swój warsztat i pokazać światu, że mam tę słodką moc!
Co byś powiedziała osobom, które zawsze chciały spróbować, ale nie mogą się odważyć?
Lubimy żyć w strefie komfortu, a nic tak nie uczy człowieka jak wyjście poza jej granice. Jedni idą do programów telewizyjnych dla rozrywki, sławy, i takie ich prawo. Ale jeżeli mądrze podejdziesz do tematu, to możesz tylko zyskać. Nawet jeśli nie wygrasz, to będziesz wygranym, bo wyjdziesz z nowymi umiejętnościami, poznasz siebie w nieznanych Ci sytuacjach, z nowymi kontaktami, pomysłami na swoje życie i z większą pewnością siebie.
Dziękuję za rozmowę.