Biznes na obcasach
O tym, jak idea CSR może stać się fundamentem działania małej, lokalnej firmy, a Miejski Urząd Pracy może otworzyć się na branżę kreatywną, rozmawiamy z Lidią Panfil, twórczynią marki ubrań UNCOMMON.
Mimo recesji, konsumenci wciąż wybierają marki odpowiedzialne społecznie. 47 procent kupuje przynajmniej raz w miesiącu produkty marek zaangażowanych w jakąś akcję społeczną, a 83 procent deklaruje, że zmieniłoby zwyczaje zakupowe, jeśli dzięki temu warunki życia na świecie polepszyłyby się. 82 procent uznaje za akceptowalne, że marki wspierają inicjatywy społeczne i zarabiają jednocześnie. Przy czym 66 procent twierdzi, że firmy powinny wykraczać poza działalność charytatywną, a zaangażowanie społeczne musi odnosić się do ich podstawowych wartości i mieć odzwierciedlenie w codziennych działaniach biznesowych.*
*Międzynarodowe badanie Edelman’s 2012 goodpurpose® study http://www.slideshare.net/EdelmanInsights/global-deck-2012-edelman-goodpurpose-study
Niecodzienny, nietypowy, nieprzeciętny… Taką obietnicę składa nowa marka ubrań UNCOMMON. Jaka jest koncepcja/filozofia marki?
UNCOMMON to marka dla świadomych konsumentów, którzy zastanawiają się nad tym, co noszą, jak to zostało zaprojektowane i wyprodukowane. Chcemy pokazywać, że ciekawe, nietypowe ubrania można tworzyć u nas lokalnie, wykorzystując polskie, wspaniałe dzianiny z odpowiednimi certyfikatami gwarantującymi np. mniejsze użycie chemii przy produkcji. Ponadto sami przygotowujemy proces produkcji w sposób jak najmniej uciążliwy dla środowiska. U nas nic się nie marnuje, szanujemy wszystkie nasze zasoby. UNCOMMON to etyczna moda. Nasi klienci mogą być pewni, że nikt nie ucierpiał przy produkcji, pracownicy są traktowani odpowiednio i z szacunkiem. Mówię o tym w kontekście głośnych spraw traktowania pracowników produkcyjnych wielkich „sieciówek”, których prawa są bardzo często naruszane, zwłaszcza w krajach południowo-wschodniej Azji. Tak nie powinno być, że otrzymują głodowe pensje, a my czerpiemy satysfakcję z fajnego, nowego ciucha za 39 złotych.
Etyka przede wszystkim, na każdej płaszczyźnie?
Tak. Choć niektórzy mogą stwierdzić, że to naiwne podejście, a rzeczywistość bywa ciężka… Ale chcę wierzyć w to, że warto stosować elementarne zasady biznesu odpowiedzialnego społecznie, być po prostu fair wobec innych – pracowników, dostawców, dystrybutorów oraz środowiska, w którym wszyscy żyjemy. Tak podchodzę do biznesu i każdej mojej życiowej działalności. Dbam o to, by nasza pracownia była przyjaznym miejscem do pracy, by była w każdej chwili gotowa na odwiedziny klientów, by dobra atmosfera była wyczuwalna od progu. Wtedy powstają lepsze rzeczy. Jesteśmy raczkującym zespołem, ale już widzę, że siła sprawcza jest w nas, wykorzystanie potencjału każdej osoby jest szansą na rozwój.
Jak powstał pomysł, skąd czerpałaś inspirację?
Na najłatwiejsze pytania chyba najtrudniej znaleźć odpowiedź. Kilka lat szukałam swojej drogi zawodowej, czegoś, w czym bym się spełniła. O własnej firmie myślałam już w czasie studiów. Wtedy też wyjeżdżałam do pracy do USA. Mój amerykański szef, przedsiębiorca od 30 lat, wiele mnie nauczył, pokazał jak pracować. Wróciłam z przekonaniem, że tylko ciężka praca daje rezultaty, i że jeśli nie spełnię marzenia o założeniu własnej firmy, to pracując na etacie, będę spełniać cudze marzenia… Skończyłam studia, była pierwsza posada, potem druga… Praca na etacie szybko mnie męczyła, bo moje pomysły nie znajdywały uznania u moich szefów. Jednak myśl o własnej firmie mnie nie opuszczała, szukałam szansy, branży… Wiedziałam, że mam gust, poczucie estetyki, smykałkę do łączenia kolorów. Do tego trochę przemyśleń na temat rzeczywistości… Kilka miesięcy temu wpadła mi w ręce książka Magdaleny Płonki „Etyka w modzie”, która otworzyła mi oczy. Wtedy już wiedziałam, że to ten kierunek. Chciałam robić ubrania, ale produkowane etycznie, na każdym etapie. I tak się zaczęło. Szukanie pieniędzy, wynajem lokalu, projektowanie kolekcji, szukanie dzianin i szwalni, wszystko na raz. Było ciężko, właściwie ciągle jest… ale wiem, że warto (śmiech).
Jak przebiegało budowanie koncepcji marki? Czy od początku wiedziałaś, dla jakiej grupy docelowej chcesz tworzyć?
Grupa docelowa to dla mnie jakiś mit. Wiele razy dyskutowałam o tym z marketingowcami, którzy się ze mną nie zgadzają. Owszem, myślałam o tym, że będą to kobiety 20-45 lat, raczej wykształcone, świadome siebie, lubiące unikatowość i tak dalej. Do nich przede wszystkim chcę dotrzeć, ale w rzeczywistości moi klienci są bardzo różni. Jednym podoba się filozofia marki. Inni w ogóle na to nie zwracają uwagi, po prostu podobają im się ciuchy. Wiek też jest różny. UNCOMMON może być dla różnych osób. Czasami przecież ktoś z mniejszym budżetem na ubrania postanowi raz w roku przeznaczyć pieniądze właśnie na taką nietypową rzecz jakąś kwotę i to też będzie nasz klient, z którym chcemy mieć kontakt, tak samo jak z tym, który kupuje trochę częściej.
Od pomysłu do realizacji długa droga. Tworzenie biznesplanu, poszukiwanie inwestora… Co było najtrudniejsze?
Od pomysłu do jego realizacji, czyli do otwarcia sklepu online wciąż w wersji beta minęło dokładnie 5 miesięcy. Inwestora nie mam i na razie nie szukam. Firmę założyłam dzięki dofinansowaniu z Miejskiego Urzędu Pracy w Olsztynie, ale to był dopiero początek wydatków, musiałam też pożyczyć trochę pieniędzy. Wszystko trzeba było organizować metodą „gospodarską”, bo mocno ograniczony budżet musiał wystarczyć na wszystko: stworzenie kolekcji, materiałów marketingowych, opakowań, metek, zaprogramowanie sklepu i na tysiąc innych rzeczy po drodze. Najtrudniejsze było wytrwanie na pełnych obrotach przez te kilka miesięcy. Pomagało mi mnóstwo osób, rodzina, przyjaciele, za co jestem im ogromnie wdzięczna, bo sama nie dałabym rady wszystkiego zrobić. W prowadzeniu jednoosobowej firmy tego typu, najtrudniejsze jest pogodzenie pracy fizycznej: przywieźć, rozładować z pracą umysłową: zaprojektować, zająć się księgowością, podatkami, sprawami prawnymi, marketingiem, fotografią, obróbką graficzną i tak dalej. Takie przestawianie się kilka razy dziennie bardzo męczy. Dlatego organizacja tygodnia pracy jest bardzo istotna.
Czy łatwo było przekonać UP do inwestycji w branżę kreatywną?
Muszę przyznać, że jestem zachwycona podejściem MUP. Poza tym, że obsługiwała mnie Pani Ewelina, młoda urzędniczka, z wielkim zaangażowaniem wspierająca kreatywnych ludzi, to samo podejście urzędu też było niezwykłe. Trochę się obawiałam, że nie dostanę dotacji na tak niepewną branżę. Chciałam przecież projektować i sprzedawać rzeczy nietuzinkowe, a nie zająć się jakimś sprawdzonym przepisem na biznes, jak kawiarnia czy fryzjer. Ale, czy zakład fryzjerski jest pewnym biznesem? Warunki do spełnienia są zawsze takie same dla wszystkich. Trzeba mieć status osoby bezrobotnej, pomysł, napisać wniosek przekonujący do tego, że się nadajemy do tej konkretnej działalności i tyle. Generalnie to chyba stereotyp, że biznesy kreatywne nie dostają dotacji z urzędów pracy. Przykład mój, a także kilkorga moich znajomych, którzy aktualnie swoje mniej standardowe pomysły także realizują w oparciu o środki z MUP, pokazały, że wizja i dobrze opracowany biznesplan mogą przekonać urzędników. Z drugiej strony, są też konkursy unijne dla bezrobotnych i tam już biznesom kreatywnym nie jest tak łatwo, częściej dofinansowanie dostają tradycyjne branże.
Moda ze swej natury jest zjawiskiem sezonowym. Nie tylko w kontekście pór roku, ale także trendów. Jak udało się przekonać Urząd Pracy, że ten biznes ma szansę na sukces?
UNCOMMON ma być właśnie ponadsezonowy, ma wymykać się trendom. Chcę tworzyć ubrania, które można założyć zawsze i dobrze się w nich czuć. Nie wprowadzam sezonowo modnych kolorów, kroje mają być wygodne. Ale jesteśmy małą firmą, więc jednocześnie mogę sobie pozwolić na szybkie, krótkie serie, często wprowadzać nowości. Unikatowe ubrania z krótkich serii o ponadczasowym charakterze – tym chcę zachęcać klientów do zakupu. Poza tym wiem doskonale, że od około 5 lat sytuacja na rynku jest gorsza, kryzys dotknął także nasz kraj i w każdej branży jest trudno. Dlatego nie martwię się sezonowością tak bardzo, raczej ogólną sytuacją ekonomiczną w Polsce.
Jak duża jest kolekcja UNCOMMON?
Ruszyliśmy z ponad 20 modelami, są to kardigany, peleryny, poncha, sukienki, spódnice. Są też T-shirty i kominy z bawełny. Wszystko dla kobiet, ale myślimy już o kolekcji dziecięcej. Pomysł projektowania ciuszków dla najmłodszych wpadł nam do głowy właściwie przypadkiem, przy produkcji ubrań dla dorosłych zostaje dużo małych kawałków materiału, który postanowiliśmy wykorzystać do produkcji ubranek dla dzieci. Ciągle pracujemy nad nowymi modelami i co około 2, 3 tygodnie będziemy wprowadzać nowy, nietypowy UNCOMMONowy ciuch.
A jak wygląda dystrybucja?
Mamy pracownię w Olsztynie, gdzie serdecznie zapraszamy wszystkich zainteresowanych. U nas wszystko można dotknąć, przymierzyć. Jednak głównym kanałem dystrybucji jest sprzedaż w internecie. Uruchomiliśmy sklep internetowy www.uncmon.com, rozpoczynamy także współpracę z modowymi platformami sprzedażowymi dla polskich projektantów. Chciałabym bardzo, aby ubrania trafiły do butików, więc aktualnie dużo czasu poświęcam na podróże i budowanie sieci sprzedaży w Polsce. Wkrótce ubrania będą dostępne także w kilku punktach w Olsztynie. UNCOMMON to firma lokalna i nie chcę o tym zapominać.
Nowy biznes to wielkie wyzwanie promocyjne. Na osiągnięcie efektu śnieżnej kuli trzeba poświęcić wiele wysiłku. Jakie są główne składniki Twojego planu promocji?
Internet i public relations. Z pełną premedytacją wykorzystuję potęgę internetu (śmiech). A poważnie, to po prostu sieć jest względnie tania względem tradycyjnych kanałów promocji, a ja niestety nie mam budżetu na kampanie reklamowe. Ogromną rolę odgrywają oczywiście social media, bo, czy tego chcemy czy nie, dotarcie do klientów jest jeszcze ciągle najłatwiejsze poprzez Facebooka. Mówię jeszcze, bo wiemy, jak ta platforma się zmienia, dlatego promując UNCOMMON, nie pomijam innych serwisów społecznościowych, jak Google+ czy Instagram. Wierzę także, że opinia o dobrym produkcie sama się rozprzestrzenia, więc najlepszymi ambasadorami marki będą zadowoleni klienci. Marketing szeptany ma ogromną moc. Właściwie, promocja w tej branży jest szczególnie zależna od kontaktów i rekomendacji. Skupiam się zatem na dobrym PR, na pokazywaniu marki na eventach, spotkaniach… Teraz tak naprawdę zaczyna się najcięższa praca.
Zatem będę trzymać kciuki! Dziękuję za rozmowę.
Albo Niewolnik, albo Pan- w Polsce pracownik to niewolnik, wiem bo zanim założyłem swoją firmę ( też z dofinansowania PUP ) pracowałem w zakładzie pracy chronionej ( niepełnosprawność umiarkowana ). Niestety taka jest rzeczywistość i dlatego każdemu mówię to samo “otwórz swój własny biznes, tylko żeby to nie był następny obuwniczy”. Wystarczy tak naprawdę znaleźć nisze, których tak naprawdę w czasie dobrobytu jest mnóstwo i powstają nowe – kryzys to tylko wymówka żeby ciąć pensje niewolnikom. Najważniejsze rzeczy przy otwieraniu biznesu:
1. Pomysł
2. Wytrwałość – trzeba być przygotowanym nawet na rok posuchy
3. Nie starać się za bardzo, ktoś powiedział kiedyś: Im bardziej się starasz tym bardziej pozostaje to takie samo
4. Wytrwałość
5. Wytrwałość
.
.
.
76. Wytrwałość
Tak z grubsza to tyle
Powodzenia w realizowaniu WŁASNYCH marzeń