Wywiady i inspiracje

Szumiś – miś do zadań specjalnych. Rozmowa z Anną Skórzyńską

Szumisie - Anna Skórzyńska
fot. materiały prasowe marki Szumisie
682wyświetleń

Sen niemowlęcia jest bezcenny. Kiedy więc tradycyjne kołysanki nie działają, rodzice odwołują się do różnych, nie zawsze rozsądnych sposobów, by o niego zadbać: włączony odkurzacz, pracujący w tle okap, trzymana nad głową maluszka suszarka…

Usypianie dzieci zrewolucjonizowała Anna Skórzyńska, która nad łóżeczkiem synka wpadła na genialny w swojej prostocie pomysł: „A co jeśli by zamknąć szum suszarki w misiu?”. Tak narodził się Szumiś, który od 2015 roku czuwa, by powiedzenie „Spać jak dziecko” miało potwierdzenie w rzeczywistości. Rozmawiamy o tym, jaką drogę przeszedł od idei do realizacji.

 
Aniu, czy mogłabyś przedstawić Szumisia?
Z przyjemnością. Szumiś to niezwykły szumiący miś, który pomaga zasypiać najmłodszym dzieciom.
Jak na to że skończył w tym roku dopiero 3 lata, Szumiś zrobił zawrotną karierę. Spodziewałaś się tego?
Nie wiem, czy zrobił karierę, ale dla mnie i tak wydarzyło się to, czego nie przypuszczałam nawet w najśmielszych snach. Chciałam po prostu schować szum suszarki do misia, bo ciągle usypiałam przy niej synka. A dzisiaj z tym wynalazkiem, który zrodził się z potrzeby mamy, usypia ponad pół miliona dzieci w 30 krajach. To dla mnie i całej naszej ekipy przede wszystkim ogromna radość i satysfakcja, że nasz miś pomaga, że staje się w tysiącach domów pierwszą zabawką malucha.
Czy zanim trafił do sprzedaży, robiłaś badania rynku czy działałaś intuicyjnie? Jako mama od niedawna z jednej strony doskonale rozumiem to, że potrzeba stała się matką wynalazku, ale z drugiej – rynek produktów dla dzieci jest przecież tak przesycony. Wyobrażam sobie, że ryzyko było spore…
Dopiero dziś, kiedy 3 lata prowadzę firmę, rozumiem, jak wielkie było ryzyko. Wtedy na szczęście byłam jeszcze młoda i naiwna 🙂 Teraz zabrałabym się pewnie do tego inaczej – wszystko wyliczyła, sprawdziła, a potem zastanowiła się, czy całość się spina. Wtedy wiedziałam, że dzieci lubią spać przy szumie, że właśnie biały szum je wycisza, i chciałam stworzyć takiego szumiącego misia.
Ryzykowałaś własnymi środkami, czy miałaś zewnętrznego inwestora?
Pierwsze Szumisie wyprodukowałam razem z koleżankami, ale nasze drogi szybko się rozeszły, a ja zostałam tylko z nazwą Szumisie i własnym pomysłem. Wtedy spotkałam Marcina Gawrońskiego, mojego wspólnika, i tak 3,5 roku temu zaczęliśmy razem od nowa, a w czerwcu 2015 roku Szumisie wróciły na rynek. To Marcin zainwestował w produkcję, ja dałam pomysł i zajęłam się marketingiem.
Pomysł okazał się genialny. Wystarczy przejść się po parku, by przekonać się, ile dzieci śpi w wózkach razem z szumisiami. Ale co z realizacją? Jak zabrałaś się za poszukiwania podwykonawców?
Rzeczywiście, od pomysłu do realizacji jest daleka droga. Nam zajęło pół roku, żeby wprowadzić na rynek pierwszego misia. To, co w nim najważniejsze – szumiące serce – wyprodukowała dla nas firma Inquel z Warszawy. Chłopaki bardzo nam zaufali i od tamtej pory nieustannie i z wielką radością współpracujemy. Mamy naprawdę fajną ekipę, z którą przyjemnie jest tworzyć nowe rzeczy.
Jeśli chodzi o misie, w których schowany jest mechanizm, to na początku szyliśmy je w szwalni Marcina, a teraz współpracujemy także z trzema innymi zakładami, w Polsce oczywiście, bo cały Szumiś produkowany jest w naszym kraju.
 

fot. materiały prasowe marki Szumisie

 
Masz to szczęście, że teraz Szumisie sprzedają się w zasadzie same. A na początku? Jak promowałaś pierwsze sztuki? W jaki sposób chciałaś trafić z nimi do młodych rodziców?
Dopiero kiedy pierwsze Szumisie trafiły do klientów, zaczęłam myśleć nad tym, co się stanie, jak pomysł się nie sprawdzi. Jak okaże się, że „wsadzenie” szumu do misia to jednak nie to samo co suszarka czy odkurzacz. I chyba nie byłam przygotowana na to, co wtedy. Ale na szczęście bardzo szybko okazało się, że Szumiś naprawdę pomaga i ruszyła najlepsza promocja z możliwych, czyli poczta pantoflowa. Zadowolone mamy opowiadały swoim koleżankom, że miś bardzo ułatwia zasypianie.
 

Do tej pory rekomendacje rodziców są najlepszą reklamą Szumisia. 

 
Po drodze były oczywiście różne wydarzenia, które wsparły nas w promocji naszego misia. Byliśmy w telewizji śniadaniowej, polecało nas wiele blogerek, trafiliśmy na listy wyprawkowe dla przyszłych mam, o Szumisiach zaczęli mówić lekarze i położne.
Duży udział w rozwoju firmy ma też Google…
Współpraca z Google była dla nas wielkim wyróżnieniem. Nasza firma została ambasadorem programu Internetowe Rewolucje. Byliśmy zapraszani na międzynarodowe konferencje i spotkania z młodymi firmami z naszej części Europy.
Jak biznes ewoluował? Jak to się stało, że z marką opartą na sprzedaży internetowej,weszliście do największych sieci handlowych, a obecnie lwia część produkcji jest eksportowana także za granicę, zdobywając kolejne rynki?
Przez ostatnie 3 lata zmieniły się nie tylko nasze misie, ale też rynek, potrzeby klientów i zasobność ich portfeli. To wszystko sprawiło, że tak ewaluował nasz biznes. Do pierwszych punktów stacjonarnych w Polsce trafiliśmy już po kilku miesiącach od rozpoczęcia sprzedaży, bo dostawaliśmy wiele próśb od właścicieli sklepów z zabawkami. Przychodzili do nich rodzice i pytali o Szumisie, więc sklepy same chciały mieć je w swojej ofercie. Z miesiąca na miesiąc tych sklepów było coraz więcej, teraz jest ponad 300.
Ale około 80 procent naszej sprzedaży to i tak eksport. Baliśmy się na początku, że szumiące misie mogą tak łatwo nie przyjąć się na innych rynkach, bo nie znaliśmy dobrze potrzeb rodziców z Wielkiej Brytanii, Niemiec czy Francji. Okazało się jednak, że te potrzeby są takie same bez względu na lokalizację – wszyscy rodzice chcą, żeby ich dziecko spokojnie spało i sami też chcą się wyspać.
I tak misie w ciągu dwóch lat trafiały do kolejnych krajów.
Twój produkt ma już swoją markę i niezachwianą pozycję na rynku. Do tego stopnia, że wszystkie zabawki emitujące szumy nazywane są szumisiami. Ale początki nie były wcale różowe… Opowiesz, z jakimi kłopotami musiałaś się zmierzyć?
Nazwa Szumisie szybko przyjęła w branży zabawkowej i wśród rodziców. Rzeczywiście na początku mieliśmy spory problem z tym, że inne firmy chętnie promowały się na naszej nazwie. Ale na szczęście od początku jest zastrzeżona i chroniona w urzędzie patentowym, a my staramy się uświadamiać rodzicom, które Szumisie to te jedyne oryginalne.
Szumiś zadomowił się już także w otwartej pod jego szyldem kawiarni. Czy masz jeszcze jakieś pomysły na rozwój swojej działalności?
SzumiśCafe to taki nasz pomysł na miejsce dla kobiet w ciąży i mam. Miejsce, do którego mogą wpaść z koleżankami mamami, całą gromadką dzieci i spędzić sobie razem miło czas. Ale także wziąć udział w ciekawych warsztatach, promocjach książek czy konferencjach. W kameralnym klimacie, gdzie nikomu nie przeszkadzają hałasujące czasami maluchy, a karmiąca mama nikogo nie dziwi.
Mamy oczywiście kolejne pomysły, ale to na razie tajemnica.
Masz przepis na to, jak odnieść sukces, którym mogłabyś podzielić się z innymi początkującymi przedsiębiorcami?
Chciałabym taki znać… Na razie cieszę się z każdego dnia działania firmy i jeśli przez kolejnych kilka lat Szumisie nadal będą usypiały maluszki, to może wtedy uznam to za sukces.
Ale mogę dać taką moją radę początkującego jeszcze przedsiębiorcy, który stara uczyć się na błędach, dla tego, który tych błędów może jeszcze uniknąć.
 

Pamiętajcie, żeby każdy biznes zaczynać od zabezpieczenia swojego pomysłu.

 
Warto odwiedzić urząd patentowy i uzyskać ochronę na to, co się wymyśliło. Szybko może się okazać, że to najważniejsze i najbardziej cenne, co mamy!
Dziękuję za rozmowę.
 

fot. materiały prasowe marki Szumisie

Dodaj komentarz