archiwumPrawo

Niezależnie od tego czy coś sprzedajesz, kupujesz czy po prostu zawiązujesz relacje inwestorskie lub biznesowe. Zawsze potrzebujesz umowy. Mało kto samemu pisze je od początku, dlatego warto użyć wzory umów, które przyspieszą i pomogą w podejmowanych decyzjach.

ABC biznesu

Kupujesz sklep online? Oto 9 rzeczy, o których powinieneś wiedzieć

W czasie pandemii COVID-19 e-commerce rozwija się bardziej niż prężnie. Z dużą pewnością dzieje się tak z tego powodu, że jeszcze w czasie, gdy offline funkcjonował bez zakłóceń, biznes online już przeżywał swój renesans. Rzecz jasna, wiele osób zakłada nowe sklepy internetowe. Niemniej, znaczna część osób ma na tyle duży budżet, że nie musi tego robić od podstaw i decyduje się nabyć już funkcjonujący sklep internetowy. Jak zrobić to zarówno legalnie, jak i bezpiecznie?   1. Co (w świetle prawa) składa się na sklep internetowy? Jeżeli jesteś laikiem w zakresie e-commerce, to być może nigdy nie zastanawiałeś się nad tym, co zawiera w sobie sklep internetowy. Cóż, wcale mnie to nie dziwi, bo i czemu miałoby takie rozważanie służyć? Jeśli jednak realnie myślisz o zakupie sklepu internetowego, powinieneś tej kwestii poświęcić nieco uwagi. Podkreślę jednak, że nawet jeśli e-commerce jest Ci bliski, masz wiedzę na temat tego, co kryje się pod określeniem sklep internetowy, to przed jego zakupem warto żebyś połączył swoją obecną wiedzę z kwestiami prawnymi, które się z tym wiążą. Dopiero to da Ci możliwość bezpiecznego i legalnego nabycia funkcjonującego e-commerce, co pozwoli uniknąć problemów, w tym prawnych i finansowych, w przyszłości. Zacznijmy więc od wyjaśnienia, co kryje się pod pojęciem „sklep internetowy”, jeśli rozważamy jego znaczenie pod względem prawnym. Mówiąc sklep internetowy, mamy w szczególności na myśli: domenę, interfejs graficzny, program komputerowy zawarty w backendzie, prawa autorskie lub licencje do utworów, takich jak: tekst na stronie czy grafiki lub zdjęcia, znaki towarowe, bazy danych w tym osobowe, wszelką dokumentację prawną. Już tylko po tej „wyliczance” można zgadywać, że ta kwestia wcale nie należy do najprostszych w ujęciu prawnym. 2. Jak kupić sklep internetowy i czy ma to znaczenie? Zacznijmy od tego, że:   Możemy kupić albo wyłącznie „sam” sklep internetowy albo całe przedsiębiorstwo, tudzież jego zorganizowaną część.   Cóż, będzie to robić diametralną różnicę, gdyż w tym pierwszym przypadku nie ponosimy co do zasady odpowiedzialności za ewentualne długi sprzedającego, a w tym drugim – wręcz odwrotnie. Co więcej, musisz wiedzieć, że jeśli sklep internetowy nabędziesz jako choćby zorganizowaną część przedsiębiorstwa, to wraz z majątkiem przejmiesz też pracowników tego e-commerce. Tym samym, przede wszystkim zwróć uwagę na to, jaką konkretnie zawierasz umowę i czego ona dotyczy, ponieważ ma to pierwszorzędne skutki dla Twojego biznesu. 3. Audyt sklepu internetowego Niezależnie od tego, na jakiej podstawie zamierzasz nabyć sklep internetowy, i tak nie ominie Cię jego audyt, gdyż w przeciwnym razie tak czy inaczej możesz mieć problemy prawne. Rzecz jasna, szczegółowa kwestia audytu nie jest możliwa do wyczerpania na łamach „FIRMERA” i to nawet jeśli „zawładnąłbym” większą częścią danego numeru, ale z pewnością da się przedstawić przynajmniej określone pola, które będą tu miały znaczenie. W każdym razie, w ramach tego artykułu wystarczy miejsca, aby zasygnalizować i krótko omówić, jakie obszary powinny być przez Ciebie sprawdzone, zaudytowane, przed podjęciem decyzji o nabyciu sklepu internetowego. 4. Audyt marki – znak towarowy i prawa autorskie Na zakup sklepu internetowego z dużą dozą prawdopodobieństwa możemy się zdecydować, ponieważ jego marka jest już – mniej lub bardziej – rozpoznawalna. Marka, czyli znak towarowy. Już w tym miejscu pojawia się pierwsze pole do analizy. Nierzadko dzieje się bowiem tak, że oznaczenia mniejszych biznesów kolidują z oznaczeniami innych, często znacznie większych. Z mojego doświadczenia jednym z częstszych powodów nabycia funkcjonującego już sklepu internetowego jest renoma jego marki, dlatego też przede wszystkim warto zweryfikować, czy z marki tej można legalnie korzystać. Aby taki audyt przeprowadzić, trzeba co najmniej zbadać zarejestrowane już znaki towarowe i to nie tylko te polskie, ale także unijne zarejestrowane w EUIPO, czyli Urzędzie Unii Europejskiej ds. Własności Intelektualnej. Co więcej, zweryfikuj także, czy marka, którą zamierzasz nabyć, została zarejestrowana jako znak towarowy. Z jednej strony, będzie to z pewnością dużym plusem w kontekście oceny e-biznesu. Z drugiej, będzie tak tylko o tyle, o ile zwrócisz na to uwagę i zawrzesz odpowiednie postanowienia w umowie. W kontekście marki na tym jednak nie koniec.   Większość marek stanowi nie tylko znak towarowy, ale także utwór w rozumieniu ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.   Jeśli więc zamierzasz kupić biznes online, koniecznie upewnij się, czy w jego skład wchodzą majątkowe prawa autorskie do logotypu. Jak to zrobić? Po pierwsze, ustal, kto był autorem logo, a jeśli był nim ktoś inny niż sprzedający, zweryfikuj, czy została zawarta odpowiednia umowa. Od razu wyjaśnię – jeśli logo zostało kupione (tylko) na fakturę, to nie jest najlepiej. Finalnie, jeśli sprawdzisz obie te kwestie, pamiętaj, aby zapewnić sobie we własnej umowie przeniesienie praw autorskich oraz praw z rejestracji znaku towarowego na swoją firmę. Aby tak było, powinieneś przede wszystkim zawrzeć pisemną umowę, określić w niej pola eksploatacji, których dotyczy przeniesienie majątkowych praw autorskich, wskazać na nabycie prawa ochronnego do znaku towarowego oraz zawrzeć kilka innych postanowień. 5. Audyt zdjęć i tekstów Skoro jesteśmy już przy prawach autorskich, to warto, abym opowiedział Ci pewną historię. Otóż już kilkanaście razy miałem zgłoszenia od klientów naszej kancelarii, że inny e-commerce bezprawnie – żeby nie używać bardziej dosadnych słów – skopiował z ich sklepu internetowego zdjęcia i teksty. Przyznam, że jeszcze nigdy nie skierowałem żadnej z tych spraw do sądu, ale prawie zawsze w dosłownie kilka dni po skierowaniu stosownego wezwania do takiego biznesu cały sklep znikał z internetu na co najmniej kilka tygodniu. Jak się okazuje, znaczna część nowych i małych biznesów nie jest świadoma tego, że nie można bez odpowiedniej licencji korzystać z większości cudzych zdjęć i tekstów. Prowadzi to do tego, że w celu ograniczenia kosztów założenia biznesu online oba z wyżej wymienionych są bez pytania „pożyczane” od konkurencji. Cóż, rzeczywistość i prawo są jednak takie, że tego rodzaju działania są bezprawne, albo mówiąc dosadniej: nielegalne, a finalnie niezmiernie łatwe do wykrycia. Jeśli więc kupując biznes online, nie chcesz mieć tego typu problemów, koniecznie upewnij się, z jakich źródeł pochodzą teksty i zdjęcia użyte w sklepie internetowym. 6. Audyt dokumentów prawnych E-commerce to także regulaminy, polityki, dokumenty, które dotyczą odstąpienia od umowy, a finalnie również poprawna konfiguracja checkboxów czy też ścieżki zakupowej. To także kwestie, które powinny być przez Ciebie dokładnie poddane...
ABC biznesu

2 lata z RODO. Czy naprawdę jest się czego bać?

W maju 2020 r. minęły 2 lata, od kiedy obowiązują nowe regulacje dotyczące ochrony danych osobowych (RODO). To świetna okazja do tego, aby podsumować funkcjonowanie nowych przepisów i wyciągnąć praktyczne wnioski dla codziennego funkcjonowania firm, zwłaszcza małych i średnich przedsiębiorstw. W artykule pokazuję obszary funkcjonowania małego i średniego biznesu, które mogą generować największe ryzyko konsekwencji prawnych za naruszenie RODO. Ponadto, pokazuję, dlaczego RODO nie musi być czysto formalnym i przykrym obowiązkiem. Można je wykorzystać do wzniesienia firmy na wyższy poziom funkcjonowania – zarówno w relacji z klientami, jak i wewnętrznie. W obecnych czasach prywatność jest zagadnieniem, które klienci cenią sobie coraz bardziej. Przejrzysta komunikacja na temat tego, co dzieje się z danymi naszych klientów, powoduje, że nabierają oni coraz większego zaufania do marki. Co pokazały 2 lata obowiązywania RODO? Jakie wnioski można z tego wyciągnąć? Ponad 2 lata temu rynek był pełen obaw dotyczących rozpoczęcia stosowania nowych przepisów o ochronie danych osobowych, czyli unijnego ogólnego Rozporządzenia o Ochronie Danych (w skrócie „RODO”). Wątpliwości budziło, jak w praktyce stosować nowe przepisy oraz jak będą one egzekwowane przez Urząd Ochrony Danych Osobowych. Widmo wysokich kar (mityczne 20 milionów euro) tylko potęgowało niepewność. Sytuacja ta zrodziła również wiele tzw. RODO-absurdów, jak choćby niesławne nazywanie pacjentów w jednej z przychodni imionami postaci z bajek. Po ponad 2 latach można powiedzieć, że sytuacja wokół RODO w znacznym stopniu się uspokoiła. Nie doszło do żadnych rewolucyjnych zmian. Przeciwnie, po początkowym okresie pełnym niepewności i absurdów, obecnie można zaobserwować spokojną ewolucję i dostosowywanie działalności do nowych regulacji. Z perspektywy osoby, która w codziennej pracy zajmuje się tematyką ochrony danych, mogę powiedzieć, że rzeczywistość nie okazała się tak straszna, jak niektórzy malowali ją w pierwszej połowie 2018 r. Wbrew temu, czego wielu się obawiało, Urząd Ochrony Danych Osobowych wcale nie kontroluje tak intensywnie, ani nie nakłada wielu kar pieniężnych. Przez pierwszy półroczny okres obowiązywania RODO (od 25 maja 2018 r. do 31 grudnia 2018 r.) UODO przeprowadził 32 kontrole przestrzegania RODO*, a łącznie w 2018 r. – 71 kontroli. Z kolei w 2019 r. Urząd przeprowadził łącznie więcej kontroli – 98**. Co jednak istotne, jedynie 20 z nich dotyczyło podmiotów z sektora prywatnego. Warto również zwrócić uwagę na to, że Prezes UODO w planie kontroli na 2019 r. określił 15 zagadnień dziedzin (obszarów) działalności, które miały podlegać kontroli***. Z kolei w analogicznym planie na 2020 r. jest to już mniej dziedzin (obszarów) – jedynie trzy****. W swoim oficjalnym sprawozdaniu za 2019 r. Urząd sam przyznaje, że zmaga się z problemem ograniczonych zasobów ludzkich i dużą rotacją pracowników*****. Jak dotąd, przez ponad 2 lata obowiązywania RODO, nałożono łącznie 14 kar pieniężnych, co jest liczbą stosunkowo niewielką. W porównaniu z analogicznymi instytucjami w innych państwach UE, polski UODO jest w dolnej części rankingu w zakresie liczby nałożonych kar. Najwyższe kary, jakie nałożył Urząd to 2,8 mln zł w sektorze prywatnym (dla sklepu internetowego Morele.net za niewystarczające zabezpieczenie danych klientów, z powodu czego doszło do wycieku) oraz dwukrotnie 100 tys. zł w sektorze publicznym (maksymalna możliwa kara dla instytucji publicznej – Głównego Geodety Kraju za utrudnianie przeprowadzenia kontroli oraz za udostępnianie bez podstawy prawnej na portalu GEOPORTAL2 danych osobowych w postaci numerów ksiąg wieczystych). Oczywiście, Urząd Ochrony Danych Osobowych obserwuje sytuacje występujące na rynku. To do niego obowiązkowo muszą bowiem być zgłaszane incydenty (naruszenia ochrony danych osobowych). Można jednak odnieść wrażenie, że UODO podejmuje dalej idące działania (np. kontrole) tylko przy poważnych naruszeniach ochrony danych (incydentach). Urząd reaguje zwłaszcza wtedy, gdy konkretnym incydentem zaczynają się interesować media (jak to miało miejsce np. przy wyciekach danych kandydatów na studia z powodu kradzieży komputera pracownika uczelni). Poważnie wzrosła jednak liczba skarg na przetwarzanie danych, jakie są składane do Urzędu. Rozpatrywanie tych skarg w formalnym trybie postępowania administracyjnego sprawia, że trwa to stosunkowo długo. Najczęściej ogranicza się do wymiany listownej korespondencji pomiędzy Urzędem a podmiotem, na który została złożona skarga. Pomimo jednak, że wzrosła liczba skarg na przedsiębiorców składanych przez ich klientów, to nie zauważyliśmy poważnego wzrostu liczby żądań dotyczących przetwarzania danych osobowych, jakie klienci kierowaliby wobec samych firm. Rzecz jasna, od 25 maja 2018 r. zaczęły wpływać do firm wnioski dotyczące np. usunięcia danych (realizacji prawa do bycia zapomnianym), zaprzestania działań marketingowych albo żądania dostępu do danych, czyli uzyskania potwierdzenia, że firma przetwarza dane wnioskującego i jeśli tak – jakie dokładnie są to dane. Co jednak warto podkreślić, z naszych obserwacji wynika, że w sektorze MŚP nie doszło do poważnego wzrostu takich żądań. Jakie wnioski można wyciągnąć z ww. informacji? Po pierwsze, Urząd Ochrony Danych Osobowych nie okazał się instytucją o takim potencjale kontrolowania i egzekwowania przepisów jak np. administracja skarbowa czy Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Trzeba bowiem pamiętać, że UODO nie ma żadnej struktury terytorialnej, a tylko jeden centralny urząd w Warszawie. Prawdopodobieństwo, że firma z sektora MŚP zostanie objęta kontrolą planową jest zatem bardzo niskie. Po drugie, firmy, zwłaszcza z sektora MŚP, powinny skupić się przede wszystkim na rzeczywistym bezpieczeństwie danych, m.in. zapewnieniu ich poufności. Regularnie szkolić pracowników w zakresie reguł bezpieczeństwa danych w codziennej pracy (np. w formie e-learningowej). Zadbać również o odpowiedni poziom zabezpieczeń informatycznych. Najwyższa kara nie została nałożona za brak dokumentów, ale właśnie za brak odpowiednich zabezpieczeń. Należy zapobiegać naruszeniom ochrony danych, czyli incydentom. To one bowiem mogą przede wszystkim zwrócić uwagę Urzędu i spowodować wszczęcie kontroli. Zwłaszcza, jeśli informacja o incydencie trafi również do mediów. Po trzecie, firmy powinny zadbać o przejrzystą komunikację z klientami, czyli czytelne i zrozumiałe klauzule informacyjne (a nie szablonowe i generyczne informacje). Ponadto, trzeba zadbać o rzetelne realizowanie praw klientów, które wynikają z RODO. Niezadowolenie ze strony klientów może przekładać się na dużą liczbę skarg, jakie mogą być składane do Urzędu. Wysoka liczba takich skarg również może być przyczyną zainteresowania ze strony UODO. Po czwarte, trzeba być gotowym na współpracę z UODO i rzetelnie odpowiadać na ewentualne zapytania wywołane skargami. UODO w zdecydowanej większości znanych nam przypadków ogranicza się do wymiany pisemnej korespondencji. Jednak wśród kar pieniężnych, które jak dotąd Urząd nałożył, pojawiły się kary m.in. za brak współpracy i utrudnianie postępowania poprzez nieodpowiadanie na pisma z Urzędu. Jak wykorzystać RODO na swoją korzyść? Przez...
ABC biznesu

Zmiany w e-commerce. Co wdrożyć jeszcze w tym roku?

Żaden przedsiębiorca nie jest już chyba obecnie zdziwiony faktem, że z końcem roku musi w pierwszej kolejności ustalić, jakie zmiany w działalności gospodarczej powinien wprowadzić w związku ze zmianami w prawie, które zaczną obowiązywać z dniem 1 stycznia roku następnego. Nie inaczej będzie i tym razem. Choć nie jest to regułą, w większości zmiany te dotyczą podatków lub ZUS-ów. Niemniej jednak, koniec roku to czas przygotowania także do innych zmian, o których trzeba pomyśleć rzecz jasna jeszcze przed sylwestrem! Mimo że 2020 rok jest – mówiąc eufemistycznie – wyjątkowy w każdy możliwy sposób, co w dużej mierze związane jest z pandemią COVID-19, to i tym razem zasada przedstawiona powyżej znajdzie swoje zastosowanie. Z dniem 1 stycznia 2021 roku wejdą w życie zmiany prawa, które z perspektywy przedsiębiorców będą co najmniej istotne. Różnica tym razem będzie jednak taka, że zmiany te wejdą w życie z niemal półrocznym opóźnieniem, gdyż na skutek koronawirusa ustawodawca zdecydował się przesunąć termin wejścia w życie części zmian, w tym właśnie tych tak istotnych dla e-commerce. Obecna sytuacja przedsiębiorców Zacznijmy jednak od tego, że w chwili obecnej w dalszym ciągu w przypadku transakcji B2B – czyli tych odbywających się między przedsiębiorcami – niezależnie od tego czy mamy do czynienia z mikroprzedsiębiorcą ledwo osiągającym przychód w wysokości pozwalającej na pokrycie ZUS, czy też z korporacjami osiągającymi miliardowe zyski, ich położenie prawne w kontekście zawieranych umów jest niemal analogiczne. Prowadzi to do wielu sytuacji, które obiektywnie należałoby uznać za co najmniej niesprawiedliwe, a które dotyczą przede wszystkim kwestii takich jak: możliwości wyłączenia rękojmi w transakcjach między przedsiębiorcami czy też prawa do odstąpienia od umowy zawartej na odległość. Kuriozum tej sytuacji jest takie, że mikroprzedsiębiorcy niejednokrotnie nie wiedzą nawet, że takie uprawnienia im przysługują, gdy międzynarodowe korporacje zdają sobie z tego sprawę doskonale i posiadają nierzadko kilkuset osobowe kancelarie, które mają bronić ich praw. Zmiana przepisów Opisana powyżej sytuacja została zauważona już dłuższy czas temu, ale do tej pory nie wprowadzano jakichkolwiek zmian w tym zakresie. Przełomem miała się okazać dopiero ustawa z dnia 31 lipca 2019 r. o zmianie niektórych ustaw w celu ograniczenia obciążeń regulacyjnych, która miała wejść w życie z dniem 1 czerwca 2020 r. Na skutek pandemii COVID-19 termin ten został jednak przesunięty na dzień 1 stycznia 2021 r. Wówczas dojdzie do zrównania znacznej grupy mikroprzedsiębiorców z konsumentami, co będzie miało niebagatelne znaczenie dla całego obrotu. Należy jednak zakładać, że największe piętno zmiany te odcisną na e-commerce. Obecna sytuacja przedsiębiorców Co realnie miało ulec zmianie w związku ze wspomnianymi wcześniej ustawami? Otóż, ustawą z dnia 31 lipca 2019 r. wprowadzone miały być zmiany w szeregu ustaw, jednak – w zakresie nas interesującym – chodzi w szczególności o zmiany zarówno w Kodeksie cywilnym, jak i w ustawie o prawach konsumentów. To one w zdecydowanej mierze zrównywały sytuację przedsiębiorców z konsumentem jeśli chodzi w szczególności o kwestie dotyczące handlu oraz świadczenia usług. Tak jak już wspomniałem, zmiany dotyczyć mają głównie kwestii związanych z rękojmią, której uprzednio co do zasady nie można było wyłączyć ani ograniczyć w przypadku sprzedaży na rzecz konsumentów, ale jeśli transakcja była wykonywana na rynku profesjonalnym, innymi słowy – towar był nabywany na fakturę, to nic nie stało na przeszkodzie, aby uprawnień z rękojmi zupełnie kupującego pozbawić. Co istotne, szczególnie w e-commerce sytuacja wyglądała w ten sposób, że w zasadzie każdy profesjonalnie napisany regulamin sklepu internetowego co najmniej ograniczał rękojmię w przypadku sprzedaży B2B, co czyni jakiekolwiek zmiany w tym zakresie szczególnie doniosłymi właśnie dla tej gałęzi handlu. Na tym jednak zmiany te się nie kończą. Kolejny zakres nowelizacji, który miał pierwotnie wejść w życie z dniem 1 czerwca 2020 r. dotyczył prawa odstąpienia od umów zawieranych na odległość, które w zasadzie wyłącznie dotyczy właśnie e-commerce. Tu sytuacja wygląda w ten sposób, że w przypadku B2B prawo to nie tyle można było ograniczyć, co po prostu ono nie przysługiwało. Innymi słowy, jeśli nabywałeś produkt lub usługę w e-commerce i zakup ten był jakkolwiek związany z prowadzoną przez Ciebie działalnością gospodarczą, to nie przysługiwało Ci prawo do zwrotu towaru, chyba że polityka sprzedażowa sklepu na to zezwalała. Rzecz jasna to nie jedyne zmiany, które mają wejść w życie od 1 stycznia 2021 r., a które dotyczyć będą e-commerce, skupię się jednak właśnie na nich. Warto też podkreślić, że przedstawione powyżej przepisy dotyczą przedsiębiorców niezależnie od tego, czy prowadzą oni działalność w formie spółek prawa handlowego i z wielomilionowymi obrotami, czy mają drobną działalność gospodarczą prowadzoną osobiście. Przedsiębiorca zrównany z konsumentem Po wielu interwencjach większości grup wpływu, ustawodawca doszedł do przekonania, że obecne rozwiązanie jest krzywdzące dla przedsiębiorców prowadzących biznes na niewielką skalę i regulacje te należy zmienić. Wspomnianą już ustawą z 2019 r. wprowadzone zostały więc zapisy, zgodnie z którymi dojdzie do zrównania sytuacji przedsiębiorcy wpisanego do CEIDG z konsumentem. Istotne jest jednak to, że zrównanie to nie jest absolutne i przede wszystkim warto wiedzieć, czego konkretnie będzie ono dotyczyć. Otóż, zgodnie z nowymi regulacjami przepisy dotyczące konsumenta zawarte w konkretnie wskazanych w ustawie przepisach będą miały zastosowanie także do osoby fizycznej zawierającej umowę bezpośrednio związaną z jej działalnością gospodarczą, gdy z treści tej umowy wynika, że nie posiada ona dla tej osoby charakteru zawodowego, wynikającego w szczególności z przedmiotu wykonywanej przez nią działalności gospodarczej, udostępnionego na podstawie przepisów o Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej. Co jednak przepis ten oznacza w praktyce? Z nowej regulacji wynika, że w przypadku osób wpisanych do CEIDG będą one traktowane jak konsumenci w przypadku, gdy dokonają transakcji, która nie jest związana bezpośrednio z przedmiotem ich działalności gospodarczej. Jak jednak ustalić granicę tego, co z przedmiotem działalności gospodarczej będzie związane? Tu niestety ustawodawca nie jest zbyt precyzyjny, gdyż wskazuje, że ocena ta będzie dokonywana głównie na podstawie PKD wpisanego do CEIDG. Warto jednak podkreślić, że z nowelizacji wynika, że PKD nie będzie tu w każdym przypadku rozstrzygające, choć bez wątpienia ma jednak stanowić podstawowe źródło informacji w tym zakresie. Przypadki wątpliwe albo sporne pozostaną finalnie do rozstrzygnięcia przez sądy. Dla jasności podam jednak przykład takiej transakcji: Wyobraź sobie, że przedsiębiorca prowadzący działalność budowlaną kupuje ekspres do kawy. W sposób...
projekt strony internetowej
ABC biznesu

Własna strona www. Jak skonstruować umowę na jej wykonanie?

Obecnie rzadko zdarza się, by firma funkcjonująca na rynku nie posiadała własnej strony internetowej. Choć mówi się o tym, że wystarczy dobry fanpage na Facebooku, albo „mocno rozwinięty” profil w innych mediach społecznościowych, to w dalszym ciągu strona www jest jednak niezbędna. Stworzenie prostej strony www nie jest wcale trudniejsze niż założenie fanpage’a czy profilu w social media. Z dużą dozą prawdopodobieństwa wielu przedsiębiorców swoją pierwszą stronę tworzy więc samodzielnie. Niemniej jednak, wraz z rozwojem biznesu, przychodzi czas na zlecenie wykonania profesjonalnej strony internetowej specjalistycznej firmie. Na co powinniśmy więc zwrócić uwagę, aby takie „zlecenie” zostało przygotowane prawidłowo oraz aby w przyszłości nasza strona internetowa mogła być przez nas rozwijana bez konieczności zasięgania w tym zakresie opinii, a być może nawet pytania o zgodę wykonawcy, który ją stworzył ? Na te pytania odpowiem w tym artykule. Strona stronie nierówna Przed przejściem do szczegółów warto zwrócić uwagę na oczywisty wręcz fakt, że sformułowanie „strona internetowa” nie zawsze oznacza to samo, jeśli chodzi o jej zawartość. Innymi słowy, można zlecić wykonanie strony internetowej w oparciu o funkcjonujące na rynku szablony, ale można też zlecić stworzenie strony niejako od podstaw, gdzie wszystkie funkcjonalności będą wynikiem indywidualnej pracy zespołów deweloperów – frontendowców i backendowców. W tym artykule skupię się jednak na pierwszej z tych dwóch sytuacji i omówię wyłącznie kwestie istotne z perspektywy podpisania umowy na stronę internetową o znaczącej standaryzacji, czyli mówiąc wprost takiej, która nie została w całości stworzona przez firmę, która podjęła się jej wykonania, a jest oparta na pewnych standardowych rozwiązaniach. Jaką umowę zawieramy, gdy zawieramy umowę na wykonanie strony internetowej? Odpowiadając na pytanie, jaką umowę zawieramy, gdy zawieramy umowę na wykonanie strony internetowej, aż ciśnie się na usta znienawidzone przez wszystkich klientów wszelkich kancelarii stwierdzenie: „To zależy”. Niestety, na tak ogólne pytanie trudno odpowiedzieć bardziej precyzyjnie. Jeśli jednak przyjmiemy pewne założenia, choćby to, iż będzie to strona standardowa w tym znaczeniu, że oparta na pewnych gotowych rozwiązaniach (szablonach), a dodatkowo, że nasza umowa zostanie skonstruowana w sposób odpowiadający rynkowym rozwiązaniom, odpowiedź stanie się już nieco bardziej precyzyjna. Zawierając umowę na wykonanie strony internetowej w standardzie, o którym mówię powyżej, prawie zawsze zawrzemy umowę o dzieło. Gdy sięgniemy do Kodeksu cywilnego dowiemy się, że przez umowę o dzieło przyjmujący zamówienie zobowiązuje się do wykonania oznaczonego dzieła, a zamawiający do zapłaty wynagrodzenia. Wydaje się to banalnie proste, jednak w przypadku strony internetowej jest to wyłącznie pozór. Strona internetowa, ale jaka? Pierwszym i podstawowym wyzwaniem, przed którym staniemy, będzie precyzyjne określenie przedmiotu umowy. Warto wiedzieć, że wskazanie „strona internetowa”, a nawet „strona internetowa wykonana z wykorzystaniem HTML” może być nieco niewystarczającym, aby stwierdzić, co rzeczywiście chcieliśmy otrzymać. Warto więc opisać w umowie, albo w załączniku do niej, kwestie dotyczące tego, w jakim języku programowania ma być wykonana strona, czy ma być wykonana z użyciem szablonu – dla przykładu Wordpress, czy powinny być na niej zainstalowane określone wtyczki, a jeśli tak, to jakie, i ostatecznie jakie konkretnie funkcjonalności powinna posiadać. Rzecz jasna, taki opis może też zostać zastąpiony wskazaniem potrzeb, które dane oprogramowanie winno zaspokajać po stronie jego finalnego użytkownika. Taki opis również może dawać dostatecznie dużo precyzji. Oczywiście, wprowadzanie tak szczegółowego opisu finalnej strony internetowej może się wydawać kompletnie zbyteczne i powiedzmy, że w przypadku zupełnie minimalistycznych projektów stron internetowych także opis powinien być maksymalnie zwięzły.   Warto, aby strony umowy chociaż w minimalnym zakresie miały zwerbalizowane wzajemne oczekiwania, gdyż w innym przypadku jest to pierwszy krok do późniejszych nieporozumień.   Im bardziej projekt jest rozbudowany, tym bardziej szczegółowy powinien być opis, podzielony na etapy, być może nawet z odwołaniem do stworzenia MVP, które przed zakończeniem całości projektu zostanie udostępnione dla użytkowników. Co jeśli nie określimy dostatecznie przedmiotu umowy o wykonanie strony internetowej? Jeśli nie określimy dostatecznie, albo nawet – jak to się niekiedy zdarza w praktyce – wcale przedmiotu umowy, którym będzie finalnie wykonana strona internetowa, istnieje „ryzyko”, że umowa, którą zawrzemy nie będzie umową o dzieło, a umową o świadczenie usług. W literaturze i orzecznictwie wskazuje się bowiem, że w przypadku umów o dzieło istnieje konieczność określenia rzeczonego dzieła. W tym przypadku zresztą, co jest już odrębną kwestią, jego niedookreślenie z dużą dozą prawdopodobieństwa nie będzie mogło być usprawiedliwione twórczym charakterem prac nad stroną internetową. Z pozoru różnica nie wydaje się istotna z perspektywy firmy, która zleciła wykonanie strony. Prawda jest jednak inna. Takie działanie może doprowadzić do tego, że umowa na wykonanie strony internetowej przestanie być umową o dzieło – zabraknie w niej bowiem określenia dzieła – a stanie się umową o świadczenie usług przy tworzeniu strony internetowej. Umowa o dzieło to umowa rezultatu (inaczej mówiąc: „wykonamy stronę internetową”), gdy umowa o świadczenie usług to umowa starannego działania (inaczej mówiąc: „będziemy starannie działać, wykonując stronę internetową, ale czy ją wykonamy to już inna sprawa”). Dlatego też jeśli chcesz nie tylko tego, aby Twoja strona internetowa była robiona, ale także żeby została zrobiona powinieneś zwrócić uwagę na postanowienia umowne, które dotyczą tych kwestii.   fot. Kaleidico / unsplash.com   Strona internetowa, a prawa autorskie Kolejną kwestią istotną w kontekście umowy dotyczącej wykonania strony internetowej są prawa autorskie. Warto przypomnieć, że twórcy przysługują dwa ich rodzaje: osobiste i majątkowe. Te ostatnie mogą być przeniesione. Od razu trzeba powiedzieć też, że nie w każdym przypadku tworzenia strony internetowej przy użyciu szablonów i gotowych „wtyczek” w ogóle można mówić o powstaniu utworu w rozumieniu ustawy o prawie autorskim. Jeżeli zresztą nawet będzie o tym można mówić, to warto wiedzieć, że raczej na pewno utwór w rozumieniu ustawy powstać może co najwyżej w zakresie frontendu, a nie backendu. Ten ostatni oparty będzie najprawdopodobniej na gotowych rozwiązaniach, które zostaną jedynie skomplikowane i to z dużą dozą prawdopodobieństwa w sposób wyłącznie techniczny. Niemniej jednak, sprawa wygląda poniekąd w ten sposób, że trudno na etapie podpisywania umowy przewidzieć, czy ostateczny wynik pracy wykonawcy będzie twórczy, czy też zabraknie mu tego elementu. Lepiej więc zabezpieczyć się zawczasu i zapewnić sobie przeniesienie majątkowych praw autorskich co najmniej do frontendu. Nie można tu jednak zapominać, że frontend składa się najczęściej z szeregu elementów graficznych, do których korzystnie będzie mieć także...
Gdy nas nie będzie
ABC biznesu

Gdy nas nie będzie, czyli kilka słów o sukcesji i pełnomocnictwie

Kilka podpisów. Tyle mniej więcej potrzebujesz, żeby zrobić duży krok w kierunku bezpieczeństwa Twojej jednoosobowej działalności gospodarczej. Firma to Ty. A może nawet Ty to firma. Co się natomiast stanie, gdy przez chwilę nie będzie Cię przy niej? Czy Twoja firma będzie „bezpieczna”, gdyby nagle Ciebie zabrakło? Czy będzie mogła ona nadal funkcjonować, gdy nie będzie Cię przez miesiąc czy dwa bez możliwości podejmowania jakichkolwiek decyzji i podpisania jakiegokolwiek papierka?   Możesz się przed tym w prosty sposób zabezpieczyć. Oto kilka sposobów. Pełnomocnictwo podczas czasowej nieobecności Zacznijmy od zabezpieczenia firmy na czas Twojej czasowej nieobecności. Gdy prowadzisz jednoosobową działalność gospodarczą, to Ty jesteś osobą „uprawnioną do reprezentacji firmy”. Ty podpisujesz wszystkie umowy. Twoja księgowa, pracownik czy nawet współmałżonek nie mogą tego robić, chyba że mają do tego stosowne pełnomocnictwo. Udziel więc zaufanej osobie pełnomocnictwa do podejmowania czynności prawnych w Twoim imieniu. Masz sporo możliwości. Możesz takie pełnomocnictwo swobodnie ograniczać. Np. księgowej możesz udzielić pełnomocnictwa tylko do kwestii związanych z umowami o pracę. Zaś pracownik będzie mógł zawierać tylko umowy z kontrahentami, np. do 10 000 złotych. Takie pełnomocnictwo możesz też ograniczyć czasowo – np. tylko na czas Twoich zagranicznych wakacji. Jeżeli wydarzy się niespodziewana sytuacja, pełnomocnik będzie mógł zabezpieczyć Twoje interesy, a Ty będziesz swobodnie cieszyć się wakacjami. Specjalne pełnomocnictwo, czyli prokura Poza pełnomocnictwem masz jeszcze możliwość udzielenia prokury. Jest to specjalny rodzaj pełnomocnictwa, który może udzielić tylko przedsiębiorca wpisany do CEIDG lub rejestru przedsiębiorców KRS.   Do prokurenta musisz mieć większe zaufanie, bo ma on szerokie kompetencje.   Może podejmować wszystkie czynności sądowe i pozasądowe, które są związane z prowadzeniem przedsiębiorstwa. Nie może jedynie zbyć przedsiębiorstwa, oddać go do czasowego używania, zbyć nieruchomości przedsiębiorcy lub jej obciążyć. Jeżeli ograniczysz prokurentowi ten zakres działania, to nie będzie to skuteczne wobec osób trzecich. Prokurent ma dwie ważne przewagi nad zwykłym pełnomocnikiem. Zakres jego umocowania wynika z kodeksu cywilnego, a do tego każdy szybko będzie mógł sprawdzić kto jest prokurentem. Wystarczy zajrzeć do CEIDG. Tam znajduje się informacja o udzieleniu prokury. To powoduje pewność obrotu. Twój kontrahent nie będzie miał wątpliwości czy będzie mógł zawrzeć skuteczną umowę z prokurentem. Zarząd sukcesyjny Pełnomocnictwo i prokura to dobre rozwiązanie przy założeniu, że mamy do czynienia tylko z czasową nieobecnością przedsiębiorcy. A co zrobić, żeby zapewnić ciągłość działania firmy po śmierci przedsiębiorcy, który prowadzi jednoosobową działalność gospodarczą? Od listopada 2018 roku jest o wiele łatwiej. Weszła wtedy w życie ustawa, która wprowadza instytucję zarządcy sukcesyjnego. Jest to osoba, która po śmierci przedsiębiorcy będzie tymczasowo zarządzać jego przedsiębiorstwem. Zarządca może działać przez 2 lata. W wyjątkowych przypadkach zarząd może być przedłużony do 5 lat. Dzięki temu spadkobiercy zyskają czas na przeprowadzenie wszelkich formalności spadkowych, a firma przedsiębiorcy będzie mogła dalej działać (tj. zatrudniać pracowników, obsługiwać kontrahentów, uzyskiwać przychód i płacić podatki). Po śmierci przedsiębiorcy dotychczas zawarte umowy nie wygasają, a zarządca może płynnie kontynuować ich wykonywanie. Firma będzie też działać pod tym samym NIP-em i REGON-em. Co musisz zrobić? Ustanowienie zarządcy sukcesyjnego nie wiąże się dla Ciebie z żadnymi kosztami, a wszelkie formalności możesz wykonać przez internet. Pierwszym krokiem jest wybór odpowiedniej osoby. Nie musi to być ktoś z kręgu spadkobierców. Nie musi to być nawet osoba, która prowadzi jednoosobową działalność gospodarczą. Ważne, żeby była to osoba posiadające pełną zdolność do czynności prawnych, czyli nie możesz ustanowić zarządcą swojego niepełnoletniego dziecka. Wybrany zarządca musi wyrazić zgodę na pełnienie takiej funkcji. Możesz poprosić go o podpisanie oświadczenia o wyrażeniu zgody na pełnienie tej funkcji. W CEIDG nie trzeba przedstawiać skanu tej zgody. Przedsiębiorca jest zobowiązany tylko do złożenia oświadczenia, że taka osoba wyraziła zgodę na pełnienie funkcji zarządcy sukcesyjnego. Drugi krok to zgłoszenie zarządcy do CEIDG. W tym celu trzeba uzupełnić formularz na stronie internetowej lub wysłać go pocztą. Możesz też od razu ustanowić zarządcę rezerwowego. Gdyby ten pierwszy zarządca nie mógł pełnić tej funkcji, to wówczas będzie mógł działać zarządca rezerwowy.   Zarządcę sukcesyjnego zawsze możesz zmienić lub w ogóle zrezygnować z jego ustanowienia, co jest tak samo proste jak jego ustanowienie.   Po śmierci przedsiębiorcy zarządcę mogą ustanowić także spadkobiercy. Nie polecam jednak tego rozwiązania, bo jest związane z opłatami notarialnymi. Dodatkowo wymaga ono współdziałania spadkobierców, co nie zawsze, niestety, jest możliwe. Przekształcenie jednoosobowej działalności gospodarczej Jest jeszcze jedno rozwiązanie, które zapewni ciągłość firmy po śmierci przedsiębiorcy. To przekształcenie jednoosobowej działalności gospodarczej np. w spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością. Nie jest to jednak rozwiązanie, które można wprowadzić w życie w ciągu godziny bez konieczności wychodzenia z biura. Ustanowienie pełnomocników, prokurentów czy zarządców sukcesyjnych nie wymaga wiele pracy, a może to być najlepiej zainwestowany czas w Twoją firmę. W tym momencie w CEIDG jest ujawnionych prawie 800 firm, które prowadzone są przed zarządcę sukcesyjnego. Ta liczba będzie sukcesywnie rosnąć....
ABC biznesu

ABC franczyzy

Na czym polega umowa franczyzy i jakie zobowiązania nakłada.
1 2 3 6
Strona 1 z 6