Wywiady i inspiracje

Twórcze podejście podstaw(k)ą sukcesu

fot. M. Wojtkowska i A. Saferna
579wyświetleń

Połączenie pasji z pracą i znalezienie swojej niszy na rynku to nie lada wyzwanie. O tym, jak to zrobić, rozmawiam z Martyną Wojtkowską i Andrzejem Saferną, parą zarówno w życiu, jak i w pracy. On – grafik i muzyk, ona – reportażystka. Wspólnie prowadzą studio grafiki i animacji Dobra Forma, tworzą podstawki Mug Hug oraz osobno realizują szereg mniejszych i większych projektów.

Cześć! Wyobrażacie sobie siebie na etacie?

M: W moim przypadku, było to zaledwie kilka miesięcy, ale to wystarczająco długo, żeby przekonać się, jakie wady i zalety ma ta forma pracy. Młodym ludziom, na początku drogi zawodowej, bardzo trudno o pracę, która jednocześnie pozwoli na naukę, rozwój i realizowanie własnych pomysłów. Praca we własnej firmie skutecznie wchłania tę ilość entuzjazmu, choć zdarza mi się zatęsknić za stabilnością etatu, tak na chwilę.

Nie ograniczacie się do jednego projektu. Opowiedzcie, czym się teraz zajmujecie?

A: W Dobrej Formie projektujemy grafiki i animacje komputerowe, a oprócz tego za pośrednictwem sklepu internetowego sprzedajemy Mug Hugi, czyli podstawki dębowe naszego pomysłu. To są główne biznesy. Równie dużo czasu poświęcamy na projekty, nad którymi pracujemy osobno. W moim przypadku jest to projekt: „Obrona pracy magisterskiej na ASP” – bardzo ważna misja – i realizacja największego marzenia, czyli nagranie płyty z moim zespołem.

M: Mój folder, w którym znajdują się projekty indywidualne, nazywa się: „Dokumentalistyka”. Są tam reportaże, zdjęcia, materiały do filmów dokumentalnych. Całkiem długa ta nasza wyliczanka projektów, ale wracając do Twojego pytania o etat, trudno mi sobie wyobrazić firmę, która pozwoliłaby nam na rozwijanie tak różnych zainteresowań. Choć, w gruncie rzeczy, w każdej z tych działek chodzi o twórczość. To jest słowo klucz do tego, czym zajmujemy się na co dzień, w pracy i po pracy.

Czy mieliście wcześniej jakiś pomysł, którego nie dało się zrealizować, który okazał się niewypałem?

M: Myślę, że lista takich pomysłów byłaby całkiem długa.. Od początku działania Dobrej Formy mieliśmy mikromisję związaną z edukowaniem o sprawach związanych z estetyką. Planowaliśmy stworzenie serii darmowych plakatów, które mówiłyby o prostych sposobach na to, żeby było ładnie… Może jeszcze przyjdzie na to czas.

A: W naszym mieszkaniu zalegają prototypy i szkice nowych produktów, ale nie zdecydowaliśmy się na wprowadzenie ich do sprzedaży, choć z niektórych korzystamy na co dzień. Dlaczego, trudno powiedzieć. Zanim pokazaliśmy Mug Huga światu, przez kilka miesięcy sami z niego korzystaliśmy i w momencie, kiedy okazało się, że automatycznie sięgamy po niego, gdy robimy kawę czy herbatę, postanowiliśmy się nim podzielić z innymi. Może to jest jakaś forma naturalnej selekcji. Trudno mi sobie wyobrazić sytuację, że sprzedajemy coś, czego nie przetestowaliśmy na własnej skórze.

Skąd biorą się u Was pomysły na biznes? Dlaczego stawiacie na kilka projektów realizowanych w tym samym czasie, zamiast skupić się na jednym?

A: Oboje mamy twórcze podejście do życia. Lubimy próbować nowych rzeczy, testować nowe możliwości i wyszło zupełnie naturalnie, że postawiliśmy sobie nowe wyzwania. Z tej perspektywy wydaje mi się, że po prostu taka była kolej rzeczy.

M: W pewnym aspektach jesteśmy zupełnie niebiznesowi, choć pamiętam jeden z wykładów z ekonomii, który dotyczył tego, że nie należy wkładać wszystkich jajek do jednego koszyka i takie podejście można zaobserwować w naszej działalności, tyle że my nie myśleliśmy o tym jak o strategii biznesowej.

fot. M. Wojtkowska i A. Saferna

Od niedawna panuje moda na slow life – czy wpisujecie się w ten model życia? Czy wśród obowiązków i pracy związanej z prowadzeniem dwóch działalności macie czas na… codzienność?

M: Nie mamy wyznaczonych godzin pracy, dlatego trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Oczywiście, moglibyśmy zsumować godziny spędzone przy komputerze, na spotkaniach, ale to nie byłoby wszystko. W projektowaniu bardzo dużą rolę odgrywa to, jak podejść do tematu, jak coś zrobić. Często zdarza się, że nasze projekty mają początek w rozmowie na spacerze czy w małej domowej katastrofie, jak było to w przypadku Mug Huga. A o slowlifie może więcej powiedzieć Andrzej…

A: …bo to temat mojej pracy magisterskiej na ASP. Moim pierwszym celem było znalezienie polskiego określenia na ten model życia. Dlatego zamiast slow life, mówię: „Wolno żyć” i na pytanie, czy wolno żyjemy, powiedziałbym, że jest nieźle, choć są rzeczy, które chciałbym zmienić, na przykład umieć potraktować jako sukces wiadomość od zadowolonej klientki. Takie wiadomości są dla mnie miłe, ale przecież tu nie chodzi tylko o kurtuazję, ale efekt miesięcy pracy, które poświęciliśmy Mug Hugowi.

Pracujecie zdalnie, z domu. Oprócz tego, że jesteście wspólnikami w biznesie, jesteście także parą o wieloletnim stażu. Czy macie już wypracowany sposób na oddzielnie życia firmy od życia domowego?

M: Każde z nas ma swoją estetykę, w której lubi pracować i dlatego wiele zależy od projektu, który w danym momencie realizujemy. Często w pierwszym spotkaniu z klientem uczestniczymy oboje, żeby wyczuć, które z nas lepiej odnajdzie się w danym temacie. Rozdzielanie życia firmy od życia osobistego jest kłopotliwe w tym sensie, że trudno nam utrzymać taki podział. Kiedy pracujemy nad projektem, który zajmuje nasze głowy, zupełnie naturalne wydaje się to, że rozmawiamy o nim przy śniadaniu.

A: Życie mamy jedno i niepodzielone, ale to nie znaczy, że żyjemy wyłącznie pracą. Znajdujemy czas dla siebie i na pasje, które chronią nas przed spędzaniem ze sobą 24 godzin na dobę. Taki oddech też jest ważny.

Mug Hug brzmi… bardzo przytulnie i domowo. To jest obecnie Wasz główny projekt, prawda? Skąd się wziął pomysł na taki gadżet?

A: Jak powiedziała Martyna, pomysł wziął się z małej domowej katastrofy. Martyna, siedząc na łóżku z herbatą i komputerem, zalała klawiaturę, co wiązało się z bardzo kosztowną naprawą. Ja w tym czasie, na potrzeby zajęć, miałem znaleźć problem, dla którego poszukam rozwiązania. Taki był początek. Zanim zaczęliśmy produkcję pierwszej serii, zrobiliśmy kilkanaście prototypów. Szukaliśmy różnych kształtów i materiałów, zanim powstała ta ostateczna wersja. Pierwsze były wycinane w styrodurze i miały przeróżne kształty. Jeden z nich, kwadratowy, zachowaliśmy na pamiątkę. Kiedy byliśmy już pewni kształtu i proporcji, testowaliśmy różne rodzaje drewna. Pierwszy Mug Hug powstał z drewna orzechowego, ale zależało nam na tym, żeby materiał, z którego powstają podstawki, był solidny, szlachetny i dobrze się kojarzył. Dlatego ostatecznie zdecydowaliśmy się na dąb.

Czyli w Waszym przypadku potrzeba stała się matką wynalazku. A jak wygląda produkcja podstawki?

A: Sama produkcja składa się z kilku etapów. Najpierw wybieramy drewno, które poddajemy wstępnej obróbce, następnie maszynowo wycinany jest zgrubny kształt Mug Huga. W kolejnym etapie każda z podstawek jest ręcznie szlifowana i olejowana. W całym procesie korzystamy wyłącznie z certyfikowanych materiałów, a wybieraliśmy je tak, żeby był to produkt, który ułatwia życie, a nie je komplikuje. Dlatego jako wykończenie wykorzystujemy olej duński, bo zachowuje ten naturalny, przytulny wygląd drewna, ale też nie wymaga jakichś dodatkowych zabiegów, żeby podstawka wyglądała ładnie przez długi czas.

M: Podstawki produkujemy w moim rodzinnym mieście, Sokołowie. Pracujemy w warsztacie mojego taty, który od samego początku wspierał nas nie tylko swoim zapleczem technologicznym, ale też doświadczeniem. To z nim konsultowaliśmy się praktycznie na każdym etapie procesu produkcji. Bez jego wsparcia przygotowanie pierwszej serii na pewno zajęłoby nam o wiele więcej czasu. To bardzo ciekawy przykład międzypokoleniowej współpracy: nasz innowacyjny pomysł, korzystanie z mediów społecznościowych, prowadzenie sklepu internetowego i doświadczenie mojego taty. Choć tak naprawdę przy pierwszej serii współpraca obejmowała jeszcze jedno pokolenie. Moja babcia pomagała przy szyciu poduszeczek, które wkładamy do każdego opakowania.

fot. M. Wojtkowska i A. Saferna

Od pomysłu do jego realizacji wiedzie długa droga. Tworzenie biznesplanu, zbieranie informacji… Co było najtrudniejsze?

M: Najtrudniejsza była decyzja o tym, że wprowadzamy Mug Huga do produkcji, ale przyjęliśmy skrojoną na własne potrzeby strategię małego dużego kroku. Zrobimy pierwszą serię, testowe sto sztuk i sprawdzimy, czy pomysł spodoba się osobom spoza grona naszych znajomych. Spodobał się tak bardzo, że jesteśmy przy dziesiątej serii i póki co nie myślimy o tym, żeby zakończyć produkcję, choć chodzą nam po głowie nowe plany.

A czy zastanawialiście się wcześniej, kto będzie korzystał z Mug Huga? Z podstawki chyba nie każdy będzie korzystał, a na pewno nie ten, kto nie lubi wylegiwania się w łóżku. Do kogo kierujecie swój produkt?

A: A jest ktoś, kto nie lubi wylegiwać się w łóżku? 🙂

M: Nasze dotychczasowe obserwacje pokazują, że Mug Hug sprawdza się jako oryginalny pomysł na prezent, na urodziny, rocznicę, dla pary jako prezent ślubny. Można zamówić wersję z grawerem, czyli stworzyć bardzo osobisty prezent na lata. A z własnego doświadczenia wiem, że Mug Hug to idealny prezent dla mola książkowego. Dobrze sobie radzi w łóżkowej scenerii: herbatka, kocyk i dobra lektura.

Opowiedzcie, jak Mug Hug znalazł się w programie „Dorota was urządzi” i „Pani Gadżet”? Podejmujecie też inne współprace?

M: Z Dorotą współpracowaliśmy zanim Mug Hug trafił do produkcji i ona była jedną z wielu osób, z którymi konsultowaliśmy ten projekt. „Konsultowaliśmy” to bardzo oficjalne słowo, właściwie wyglądało to tak, że przez pewien czas, jak już mieliśmy prototyp, rozmawialiśmy o nim ze wszystkimi. I to nie tylko o produkcie, ale o nazwie, o logo, o stronie internetowej… Myślę, że w pewnym momencie nasi znajomi mieli nas przez to dosyć i tylko przez sentyment odbierali telefony. Kiedy już wprowadziliśmy tę testową serię do sprzedaży, Dorota powiedziała, że chciałaby podarować go jako prezent podczas metamorfozy sypialni w swoim programie. W przypadku Pani Gadżet, po prostu zgłosiliśmy Mug Huga i dostaliśmy odpowiedź, że z chęcią przetestują go w programie.

A: Poza tym współpracujemy też z innymi firmami, na przykład z Faramuszką, która sprzedaje ręcznie malowane kubki. Pojawiają się na naszych zdjęciach w social media. To nie jest współpraca, w której ktoś komuś za coś płaci albo wymaga określonych zasięgów w internecie. Pokazujemy kubki Faramuszki, bo jest nam estetycznie bliska i podobnie jak my jest małą firmą, która próbuje się przebić w internecie. Po prostu łączymy siły.

Jakie macie plany poza Mug Hugiem? Chodzi Wam już coś po głowach?

A: Póki co skupiamy się głównie na Mug Hugu. Naszym marzeniem jest to, żeby był on produktem eksportowym, fajną pamiątką przywiezioną z Polski. Często spotykamy się z opinią, że Mug Hug to taki skandynawski design i choć ideowo wszystko się zgadza, bo chodzi o maksymalną funkcjonalność, prostotę i naturalność materiałów, to lubimy podkreślać, że to polski design. Polska myśl, polskie surowce, polska produkcja.

fot. M. Wojtkowska i A. Saferna

Czego się boicie w prowadzeniu biznesu? Wypalenia, braku pomysłów lub klientów?

M: Jesteśmy na etapie, kiedy nas dwoje to trochę za mało. Współpracujemy na stałe z zaufanymi osobami, ale nieuchronnie zbliża się ten moment, w którym mając na uwadze dobro tych wszystkich przedsięwzięć, powinniśmy powiększyć zespół lub z czegoś zrezygnować. Tego się obawiam.

A: Ja podobnie. Chciałbym rozwijać nowe pomysły, ale nie chciałbym rozstawać się z tym, co zostało zrobione do tej pory.

Porady dla początkujących przedsiębiorców? Czy macie jakieś zasady, którymi kierujecie się w biznesie i czy jest coś, przed czym chcecie przestrzec początkujących?

M: Wielkim kapitałem, który posiada każdy z nas, jest najbliższe otoczenie. To z tymi ludźmi warto konsultować swoje pierwsze pomysły, radzić się w przypadku wątpliwości.

A: A przestroga będzie z graficznej działki. Początkujący przedsiębiorcy często nie doceniają roli, jaką odgrywa identyfikacja wizualna ich firmy. Logo może zrobić kuzyn, bo przecież zna się na komputerach… Przedsiębiorco, nie idź tą drogą.

Dziękuję za rozmowę.

Dodaj komentarz