Wywiady i inspiracje

Zysk w kolorze bursztynu. Rozmowa z Arturem B. Brzychcym

fot. archiwum prywatne Artura Brzychcego
896wyświetleń

Fundusze, nieruchomości, dzieła sztuki – klasyczne sposoby lokowania pieniędzy coraz mniej satysfakcjonują inwestorów. Alternatywą dla cierpliwych może być zanurzenie się w świat luksusowych alkoholi, a nagrodą za wytrwałość – spory zwrot z inwestycji w butelkę szlachetnego trunku.

O biznesie, który wypełnił niszę, mówi Artur B. Brzychcy – wieloletni ambasador marki Johnnie Walker Black Label oraz uczeń Iana Williamsa, jednego z najlepszych malt masterów XX wieku, oraz założyciel Loży Dżentelmenów – zgromadzenia szerzącego wiedzę o dobrym smaku.

 
Skąd pomysł na to, by zarabiać na sprowadzaniu unikatowych butelek whisky i doradzać w kwestii inwestycji na rynku alkoholi luksusowych?
Od ponad dekady pracuję z whisky, zarówno z tą popularną, jak i z ekskluzywną, dostępną w limitowanych seriach, wyróżniającą się walorami estetycznymi i bogactwem aromatów. Poszukiwanie coraz to nowych smaków i pomysłów dawały coraz większą wiedzę i rozeznanie w rynku, z drugiej zaś strony, dziś już tysiące degustacji i spotkań z fanami whisky pozwoliły mi na poznanie zapotrzebowania ze strony finalnych odbiorców produktu. W końcu, gdy coraz częściej w sferze zainteresowań mojej i moich klientów zaczęły się pojawiać takie butelki, które były bardzo trudno dostępne lub takie, których wręcz nie było – trzeba było je stworzyć, nawiązać często niełatwy dialog z destylarniami i firmami, które do tej pory nie realizowały tego typu zleceń. Wiedzą, kontaktami i uporem udało się przełamać kolejne bariery i po części zagospodarować tworzącą się niszę na rynku, a po części stworzyć zupełnie nową branżę czy nowy zawód – selekcjonera whisky.
Jakie były Pana początki w tej branży?
Nie będzie zaskoczeniem, że w tak nowatorskiej branży, początki są zawsze trudne. Wiele przysłowiowych drzwi, które kilka lat temu były zamknięte, dziś stoi otworem przed każdym chętnym. Początki oznaczały jedną wyjątkową beczkę w skali roku – dziś jest to co najmniej jedna na dwa miesiące.
Swoją przygodę z whisky zaczynałem w 2003 roku jako ambasador znanej marki whisky, a w 2009 roku powstała Loża Dżentelmenów, w której pracują specjaliści znający się na towarach luksusowych, znawcy dobrych win, koniaków, whisky czy cygar. Loża specjalizuje się w udostępnianiu do kolekcji rzadko spotykanych alkoholi. Dzisiaj, po 10 latach pracy, najcenniejszymi trunkami ze swoich magazynów dzielą się z nami zarówno najpotężniejsze koncerny, jak również rodzinne destylarnie. Swoim wyjątkowym skarbem – unikatową, wyjątkową beczką 27-letniej whisky – podzieliła się z nami jedna z najbardziej prestiżowych szkockich destylarni. Smaczku dodaje fakt, że destylarnia ta, także po raz pierwszy od czasu jej założenia, przekazała swoją beczkę w ręce prywatne. Jest to duże wyróżnienie dla firmy z Polski i dla polskiego rynku. Loża Dżentelmenów selekcjonuje pojedyncze, ekskluzywne i unikatowe beczki szkockiej whisky i udostępnia je polskim smakoszom. Whisky z naszej selekcji nie są dostępne w sklepach. To edycje tylko dla kolekcjonerów i ekskluzywnych miejsc. Dojście do tego etapu trwało wiele lat, ale obcowanie z najszlachetniejszymi trunkami to czysta przyjemność.
Czym jest zatem whisky kolekcjonerska, że budzi aż tak duże emocje?
Unikatem, zarówno pod względem liczby podobnych butelek, jak też pod względem bogactwa i charakteru aromatów zamkniętych w butelce. Popularna whisky, której w każdym sklepie jest po kilkadziesiąt sztuk, nie ma potencjału na wzrost wartości – dla odmiany, whisky typu single cask, z pojedynczej beczki, której na świecie jest 200 – 300 butelek, to już zupełnie inny temat.
Jeśli wyobrazimy sobie rynek dzieł sztuki i zasady na nim panujące, wiele reguł możemy przełożyć niemal jeden do jednego – z tym, że są to dzieła sztuki gorzelniczej. Beczki z zamkniętych destylarni, tak samo jak dzieła nieżyjących już artystów, mają często większą wartość niż podobne, acz współczesne produkcje.
Jak szuka się prawdziwych „perełek” wśród alkoholi?
Coraz trudniej – same marki odkryły już, że to zarówno niezły interes, jak też świetne narzędzie promocyjne dla danej destylarni. Poza fizycznym znalezieniem takiego stylu i charakteru danej whisky, który będzie unikalny, coraz częściej jest to też kwestia przekonania właścicieli, że dany selekcjoner czy bottler dobrze zadba o wizerunek i promocję tej konkretnej beczki czy producenta. Potrzeba też, jak zawsze w życiu, trochę uporu i trochę szczęścia, żeby nawet przy ciekawej opcji zawsze sprawdzić, czy przypadkiem nie znajdziemy jeszcze ciekawszej.
Czy każdy może zacząć inwestować w ten sposób?
W zasadzie tak, choć im więcej mamy wiedzy dotyczącej czy to inwestowania w innego typu produkty, czy odnośnie samej whisky, tym będzie nam łatwiej. Inna sprawa, że im więcej mamy za sobą doświadczeń, tym większe spektrum inwestycji będzie wchodziło w grę, tym pewniejsi będziemy też przy inwestowaniu większych kwot w ciekawsze butelki i wyszukiwanie perełek na aukcjach. Na początku warto na pewno skorzystać z wiedzy i pomocy fachowców, skonfrontować podejście i metody każdego z nich i wybrać taki model, który będzie najbardziej odpowiedni dla posiadanego kapitału i oczekiwanego czasu oraz stopy zwrotu.
Jak duży kapitał jest potrzebny, by zacząć inwestować w whisky?
Na początek wystarczy nawet kilkaset złotych na pierwszą butelkę, choć wtedy musimy się uzbroić w cierpliwość – zanim zyska ona na wartości, może to trochę potrwać. Realnie kwota dwóch–trzech tysięcy złotych na początek pozwala już na zakup kilku ciekawych butelek, umożliwia też pozostawienie części funduszy na okoliczność ciekawej okazji. Warto też śledzić rynek i gdy pojawi się chętny, sprzedać coś z naszej kolekcji w dobrej cenie, obrócić gotówką i szukać następnej okazji, a jednocześnie zwiększyć operacjami pulę, jaką inwestujemy.
Ile może kosztować butelka, którą warto teraz się zainteresować, i jak jej cena może kształtować się z biegiem lat?
Wszystko zależy od tego, ile i jak szybko chcemy zarobić. Im droższa butelka na początku, tym jej wartość może (procentowo) rosnąć minimalnie wolniej, trudniej też na pewno będzie nam znaleźć – zwłaszcza na początku naszej przygody – chętnego na whisky za 20 000 złotych niż za 2000 złotych. Ceny butelek inwestycyjnych od lat nieprzerwanie rosną, choć oczywiście poszczególne marki potrafią zanotować spektakularne zwyżki wartości i chwilowe spadki cen. Na przykładzie jednej z naszych inwestycji mogę tylko powiedzieć, że jedna z butelek, którą kupiliśmy cztery lata temu z zamkniętej japońskiej destylarni, zwiększyła swoją wartość ponad czterokrotnie i przebiła pułap 100 000 złotych.
 

fot. archiwum prywatne Artura Brzychcego

 
Czy poza kosztem związanym bezpośrednio z zakupem wybranych butelek trzeba doliczyć koszty dodatkowe, np. na przechowywanie trunków?
Przy wyjątkowo cennych butelkach i ich większej kolekcji, na pewno warto pomyśleć o zabezpieczeniu miejsca ich przechowywania czy wręcz przestrzeni magazynowej i ubezpieczeniu od kradzieży czy wypadków. Przy mniejszej wartości – choć oczywiście każdy tę skalę ustala samodzielnie – nie ma takiej potrzeby. Jedyne wymogi, o jakich zawsze trzeba pamiętać, to chłodne miejsce, w którym whisky się nie przegrzeje oraz brak dostępu słońca, aby nie wyblakła etykieta. Lepiej też nie trzymać whisky inwestycyjnych na widoku w barku, żeby przypadkiem nam czy naszym gościom nie przyszło kiedyś do głowy jej otworzyć.
Kolekcjonowanie wyjątkowych butelek alkoholu to raczej nisza. Jak duży jest to rynek?
Wbrew pozorom – coraz większy. Klasyczne inwestycje często nie oferują już stopy zwrotu, która byłaby satysfakcjonująca dla inwestorów, stąd ich rosnące zainteresowanie inwestycjami alternatywnymi. Z drugiej strony, poza inwestorami mamy też miłośników i kolekcjonerów whisky, dla których jest to zarówno forma inwestycji, jak też poznania nowych, ciekawych smaków i aromatów. Dziś w Polsce możemy mówić o kilku, może kilkunastu tysiącach inwestorów, przy czym znajdziemy tam zarówno pasjonatów znających ceny butelek z konkretnej destylarni do kilku lat wstecz, jak też osoby, które whisky nie interesują się niemal wcale, a do tego rynku przyciągnęła ich nie miłość do bursztynowego trunku, a stopa zwrotu z inwestycji.
Jakie widzi Pan perspektywy jego rozwoju w najbliższych latach?
Co najmniej ciekawe. Wystarczy spojrzeć na największych graczy na rynku i na ich działania. W Szkocji budują się nowe destylarnie, potężne koncerny rozbudowują swoje zakłady i wskrzeszają te, które od lat były zamknięte. Regularnie zwiększają się moce produkcyjne i rok po roku na rynek trafia coraz więcej whisky – w zdecydowanej większości takiej do wypicia. Coraz większy popyt ze strony konsumentów to także, w dłuższej perspektywie, coraz więcej miłośników whisky, którzy będą szukać produktów wyjątkowych i ekskluzywnych.
Dziękuję za rozmowę.
 

Dodaj komentarz