Mówi się, że żeby firma wystartowała z sukcesem, konieczne jest znalezienie niszy i jej wypełnienie. Pościel trudno nazwać produktem niszowym… a jednak. Pomysł chwycił, biznes zbudowany na kolorowych snach doskonale się rozwija. W czym tkwi jego sekret? Rąbka tajemnicy uchyla Sylwia Murach – właścicielka HUG the Stuff, sklepu internetowego z niestandardową pościelą.
Jak narodził się pomysł na designerską pościel? Pytam, bo interesuje mnie, jak to się stało, że odważyłaś się założyć firmę, która oferuje produkt, pod którym uginają się półki w sklepach IKEA i wnętrzarskich sieciówkach. Nie bałaś się konkurować z masową i – nie ukrywajmy – tańszą ofertą?
Pomysł na pościelowy biznes zrodził się ponad 3 lata temu. Od zawsze chciałam wykonywać pracę, która w jakiś sposób byłaby kreatywna i dawałaby mi możliwość realizowania własnych pomysłów. Moda, stylizacja, dekoracja wnętrz to dziedziny, które zawsze były mi bliskie i już w liceum wiedziałam, że to ścieżka, którą chcę podążać.
Sam pomysł na HUG the Stuff powstał w momencie, kiedy stałam na pewnym rozstaju życiowych dróg. To był czas, gdy zastanawiałam się, w którą stronę iść, aby robić w życiu to, co jest zgodne z moimi upodobaniami, osobowością i spojrzeniem na świat. HUG the Stuff miał być właśnie alternatywą dla produktów, które proponują nam sieciówki. Miałam wrażenie, że brakuje na rynku pościeli o niesztampowym wzornictwie i postanowiłam, że pościele mojej marki będą przede wszystkim skierowane do klienta, który szuka nie tylko ciekawego i niebanalnego designu, ale i dobrej jakości.
Musisz przyznać, że taka działalność, to skok na głęboką wodę – konkurencja jest spora i wydawałoby się – trudna do pokonania. Jak sobie z nią radzisz, czy w ogóle czujesz jej oddech na plecach?
Staram się iść własną drogą i nie oglądać się na innych, aczkolwiek, jak każdy przedsiębiorca, obserwuję rynek i swoją konkurencję. Firm oferujących pościele jest faktycznie coraz więcej, ale z taką sytuacją należy się pogodzić i potraktować to jako motywację do dalszego rozwoju. Konkurencja de facto mobilizuje do działania.
Czy to Twój pierwszy biznes, czy miałaś wcześniej doświadczenia w prowadzeniu firmy?
Tuż przed założeniem HUG the Stuff miałam już styczność z prowadzeniem własnej firmy, aczkolwiek był to biznes związany z branżą modową. Postanowiłyśmy z dwiema koleżankami założyć agencję promującą młodych projektantów i marki w mediach. Miałyśmy swój własny showroom w Warszawie, który same urządziłyśmy. Było to ciekawe doświadczenie i dobrze wspominam ten okres, miałam jednak wrażenie, że w pewnym momencie zabrakło nam chęci i determinacji do dalszego działania. W tym czasie trochę drogi z dziewczynami nam się rozeszły i postanowiłyśmy, że – najzwyczajniej w świecie – odpuszczamy.
Jak radzisz sobie ze wszystkim sama? Mając na głowie funkcjonowanie firmy od A do Z, jak znajdujesz jeszcze czas na kreatywność i projektowanie?
Prowadzenie tego typu działalności nie wiąże się tylko i wyłącznie z projektowaniem i kreatywnym działaniem. Uwielbiam tworzyć nowe projekty, organizować sesje zdjęciowe, ale poza tym jest też szereg innych obowiązków, które nie zawsze należą do najprzyjemniejszych i najłatwiejszych, a mimo wszystko trzeba sobie z nimi jakoś radzić.
Według mnie bardzo ważna jest organizacja pracy i planowanie mniejszych i większych zadań. Zawsze staram się rozplanować każdy tydzień i wyznaczyć sobie cele na każdy dzień. Trzeba pamiętać o wielu aspektach począwszy od kontroli produkcji, po sprawy księgowe, kontakt z klientami, obsługę strony internetowej, a skończywszy na działaniach marketingowych i wysyłce. Wszechstronność i wielozadaniowość są nieodłącznym składnikiem mojej pracy.
Dużym wsparciem jest także dla mnie mój mąż, który jak tylko może, zawsze stara się mi pomóc.
Siłą Twojego produktu są świeżość i oryginalność. Widać, że masz poczucie humoru i dystans do tego, co robisz. Skąd czerpiesz inspiracje i co bierzesz pod uwagę podczas projektowania?
Nie będę oryginalna, jeśli powiem, że pomysły na projekty czerpię zewsząd. Inspiruję się tym, co mnie otacza. Bardzo zależy mi na tym, aby projekty, które tworzę, były zaskakujące i niebanalne. Jeśli wywołają uśmiech na twarzy odbiorcy, tym większa dla mnie radość.
Mnie zachwyciła zdecydowanie pościel akwarelowa. A Twoich klientów? Które wzory najczęściej pakowane są do wysyłki?
Tak – akwarela to również mój ulubiony wzór, zdecydowanie najbardziej wpisuje się w moją estetykę. Jednak chyba największy prym wiodą pościele z kogutem, kotwicą i lwem, może dlatego, że są tak bardzo wyraziste i charakterystyczne. Dużym powodzeniem cieszą się również pościele dla dzieci – z misiem i świnką.
Czy zamierzasz poszerzyć swoją ofertę o kolejne wzory?
Niebawem wprowadzam nowy wzór, nad którym bardzo długo pracowałam. Nowe projekty niestety nie powstają z dnia na dzień. Trzeba mieć na uwadze to, że przed wypuszczeniem danego wzoru do produkcji należy wykonać jego próby, które nie zawsze wychodzą za pierwszym razem. Zawsze dążę do tego, abym była w pełni zadowolona z efektu końcowego, dlatego praca nad nowym projektem czasem może się przedłużyć. Z kolei kilka dni temu przyszły do mnie próby kolejnych wzorów, które na szczęście wyszły dla mnie satysfakcjonująco, na jesieni powinny zatem pojawić się w asortymencie sklepu.
Czym, poza nieszablonowym wzornictwem, wyróżniają się Twoje produkty?
Ostatnio bardzo miło mi się zrobiło, kiedy moja stała klientka powiedziała, że czuje ogromną różnicę w jakości tkaniny między pościelą HUG the Stuff, a pościelą znanej sieciówki. Stwierdziła, że nasza bawełna jest wyjątkowo miękka i przyjemna w dotyku. Bardzo zależy mi na tym, aby klienci byli nie tylko zadowoleni z wyglądu naszych produktów, ale i z jakości ich wykonania. Dlatego kupujemy certyfikowane, najlepsze gatunkowo tkaniny, a przy ich obróbce zawsze zlecamy, aby bawełna była dodatkowo zmiękczona. Poza tym współpracujemy z małą lokalną szwalnią, w której panie z dużą precyzją wykonują swoją pracę. Jestem zawsze zadowolona z tego, jak pościele są uszyte.
Jak docierasz z nimi do swoich klientów?
Duży nacisk kładę na promocję marki w social media, dlatego też bardzo zależy mi na jakości zdjęć, na których prezentowane są moje produkty. Wiem, że dobre zdjęcie może przykuć uwagę i finalnie zachęcić do zakupu. Oprócz klienta detalicznego współpracujemy również z klientami hurtowymi i pośrednikami sprzedaży. Myślę, że ważne jest to, aby sprzedawać swoje produkty różnymi kanałami. Bardzo mnie cieszy również to, że HUG the Stuff dość często pojawia się w magazynach wnętrzarskich i różnych portalach o podobnej tematyce. Sprawia mi radość fakt, że produkt się podoba i ktoś chce o nim napisać.
Czy jest coś w prowadzeniu biznesu – mimo Twojej specjalizacji – co spędza Ci sen z powiek?
Niekiedy zdarza się, że czas produkcji nieoczekiwanie się wydłuża, co nie zawsze jest zależne ode mnie i na co nie mam wpływu. W tym przypadku cierpliwość to cecha, która bardzo się przydaje. Poza tym raczej śpię spokojnie, cieszę się, że mam pracę, która daje mi dużo satysfakcji. W każdym biznesie są lepsze i gorsze momenty, ale poczucie, że robisz to, co lubisz, rekompensuje trudniejsze chwile.
HUG the Stuff to już rozpoznawalna marka, pisały o niej liczne magazyny wnętrzarskie. Jak widzisz przyszłość swojej firmy?
Bardzo bym chciała, aby w asortymencie HUG the Stuff było coraz więcej wzorów, aby każdy mógł znaleźć coś wyjątkowego dla siebie. Może za jakiś czas uda się poszerzyć ofertę o zupełnie inne produkty – jest to jeszcze kwestia do przemyślenia. Mam nadzieję, że marka będzie coraz bardziej rozpoznawalna i zagości w wielu polskich i zagranicznych domach.
Dziękuję za rozmowę i życzę realizacji wszystkich planów.