Jak być dobrym szefem? Jak spełniać biznesowe marzenia? Jak grać, żeby wygrać? Na te pytania znalazła odpowiedź Izabela Makosz, twórczyni pierwszej w Polsce sieci salonów depilacji woskiem Time for Wax. Swoim doświadczeniem i wiedzą na temat prowadzenia biznesu dzieli się, prowadząc internetową telewizję TimeForBusiness.tv. Autorka książki Gra o biznes, w której szczerze opisuje ciężką drogę, którą przeszła od pomysłu na innowatorski biznes po dochodową sprzedaż swojej firmy. Obecnie jako mentorka i inwestorka doradza innym przedsiębiorcom, co trzeba poprawić, żeby biznes był bardziej rentowny. W wywiadzie daje 4 lekcje wyciągnięte z popełnianych przez siebie błędów, których świadomość pozwoliła jej osiągnąć swoje biznesowe cele.
Izo, jesteś bizneswoman, mentorką, autorką książki, ale też mamą i żoną. Jak godzisz te wszystkie role?
Nie godzę. 🙂 Nie będę mówiła, że to się w ogóle da bezkolizyjnie godzić. Nie znam większego mitu niż ten, że wszystkie role można grać jednocześnie bez konieczności rezygnowania z czegoś i bez umiejętności trudnej sztuki godzenia wielu rzeczy ze sobą w jednym czasie. Kobietom sprzedaje się bajkę o pięknej, zadbanej – ale nie zabieganej – bizneswoman i do tego idealnej żonie, matce, która błyszczy, powala perfekcjonizmem. Prawda jest taka, że kobieta przedsiębiorca, a jednocześnie mama i żona, biega w butach z futerkiem po mieście, dopinając sprawy jak miliony kobiet na tej planecie i podobnie jak one nie wiedząc, jak się nazywa.
Doba każdego ma 24 godziny, moja też. Musiałam w niej upchnąć firmę, zakupy, dzieci, dom, szkoły, wywiadówki… To, co musimy wiedzieć o sekrecie względnego pogodzenia wszystkich tych ról, to delegowanie. Niestety zawsze jest tak, że ciągniesz raz z jednej, raz z drugiej: dziecko chore – focus na nie, firma się zmienia – focus na biznes. Najważniejsze – to wiem po 10 latach – jest stworzenie sobie twardej listy wartości i priorytetów. Tego się trzymam i daję radę.
Aby pogodzić wiele zadań i obowiązków, należy stworzyć sobie twardą listę wartości oraz priorytetów. I oczywiście się ich trzymać.
Po latach pracy w korporacji rozpoczęłaś pracę nad własnym biznesem Time for Wax. Czy przeniosłaś niektóre zasady panujące w korporacji do swojej firmy? Czy to się sprawdziło? Na jakich elementach działania międzynarodowych gigantów warto się wzorować?
Zasad nie przeniosłam, bo one szybko się dezaktualizują – już dziś korporacje są zupełnie inaczej zarządzane niż 10–15 lat temu. Poza tym korporacja i jej system to nie mała firma. Brakuje w niej bliskości ludzi, pracowników, co jest możliwe w małych zespołach, które dopiero z czasem się rozrastają. Z korporacji wyniosłam większą pewność i doświadczenie sprzedażowe, np. w kontaktach z agencjami. Nie wyobrażałam sobie natomiast zarządzania ludźmi w stylu korporacji. To zamknęłabym w szafie. Miałam inny cel oraz chciałam wykorzystać zupełnie inne narzędzia do jego osiągnięcia – takie, które są właśnie niedostępne dla gigantów. Wiem dziś, że moi zadowoleni pracownicy to także moi zadowoleni klienci. Za moich czasów korporacje tego nie czuły i nie praktykowały.
Mówi się, że obsługa klienta jest nowym marketingiem. Duży nacisk w Time for Wax kładzie się właśnie na obsługę klienta. Czym różnią się Twoje salony od innych?
Nie wiedziałam, że obsługa klienta jest nowym marketingiem. Dla mnie nowym marketingiem są ciągle rozwijające się social media, które intensywnie wykorzystuję już od jakiegoś czasu. Duży nacisk kładłam w Time for Wax na obsługę klienta, bo chciałam stworzyć spójny i autentyczny biznes – transparentny, taki który nie boi się kontaktu z klientem i oceny! Dlatego tak chętnie parłam w stronę Facebooka, Instagrama czy YouTube’a. Komentarz, ocena – to było dla mnie kluczowe, bo to był sygnał pochodzący od moich klientów, od ludzi, dla których szyję na miarę moją usługę.
Jednym ze sposobów na podtrzymanie kontaktu z klientami i budowanie społeczności były ankiety po pierwszej wizycie w moim salonie. Odkrywcze były szczególnie opinie od korzystających z nowej usługi depilacji woskiem, wiele rzeczy dzięki nim udało nam się dopracować. My nie kontrolujemy, nie chcemy sprzedawać depilacji przez telefon i dopytywać: „Dlaczego pani nie przychodzi?”, chcemy wiedzieć, dlaczego pani nas wybrała, co pani o nas myśli! Obsługa klienta to jest mój konik, miałam taką wizję mojego biznesu, w której klient jest najważniejszy. Dziś, w dobie rynku należącego w dużej mierze do klienta, to strzał w dziesiątkę.
Założyłaś dobrze prosperujący biznes, oczywistym jest jednak, że przy takiej skali nie da się robić wszystkiego samej. Jak poradziłaś sobie z delegowaniem zadań?
Nie umiałam delegować, więc nie bardzo miałam sobie z czym radzić. To była na początku partyzantka w moim wykonaniu. Chciałam mieć nad wszystkim kontrolę, ale przyszedł czas, że tak się nie dało, bez nocowania w biurze i wiszenia na telefonie i e-mailu przez całą dobę. To był mur. Jak uderzysz w niego głową, to zaczyna świtać, że dalej drogi nie ma.
Ja kilka nocy nie spałam, bo ogarniałam biznes. Kiedy czułam zmęczenie zadaniami, które mógł wykonać za mnie ktokolwiek inny, zrozumiałam, że muszę zatrudnić ludzi, że muszę zapłacić za swój cenny czas komuś innemu. To była rewolucja. Oceniłam kluczowe elementy, które sama ogarniałam i resztę podzieliłam. Z czasem przyszła refleksja, że struktura musi się rozwijać, bo firma się rozwija.
Co dało mi delegowanie? Mogłam sprzedać biznes, bo go poukładałam. Beze mnie działa tak samo dobrze, jak ze mną. O to tu chodzi.
A co z rekrutacją dream teamu? Jak przyciągać ludzi, którzy są podobni do nas, aby współpraca układała się jak najlepiej?
Tak samo jak z obsługą klienta i tu są ludzie, i trzeba wiedzieć, co chcemy im dać i co oni mogą dać naszej organizacji. To także poukładany proces, w którym jak na dłoni widać, kto się nadaje, a kto nie. Nie zatrudniam byle kogo, ale też jestem zdeterminowana – jeżeli rynek świeci pustkami, czekam na perłę. Dream teamu nie buduje się w tydzień, to praca nad ludźmi, nad sobą, wdrażanie, testowanie, godziny rozmów i ciężka praca.
Teraz pozostaje pytanie, jak przyciągnąć tych fajnych, podobnych do nas ludzi. Moje doświadczenie pokazuje, że trzeba stworzyć niekonwencjonalne ogłoszenie o pracę, takie prawdziwe, pełne nas w tej treści. Zamiast szukać kierownika, napiszmy, że potrzebujemy szefa wszystkich szefów, zamiast określać standardowe zadania dla asystentki, przyciągnijmy wzrok nagłówkiem: „Prawa ręka szefa poszukiwana”. Musimy pisać o sobie, nawet wysilając się na humor. Niech wartością dodaną do stanowiska nie będzie standardowa formułka typu: własny laptop czy komórka, bo czasami lepiej może zadziałać zamieszczona korzyść: „wyborna w smaku kawa w odlotowym firmowym kubku” czy „super wygodny fotel, który dba o Twoje plecy, gdy Ciebie pochłania praca nad rozwojowymi projektami”. Zależy, jakich osób szukasz. Jeśli ludzi kreatywnych, nieprzeciętnych, wartościowych, to sam taki bądź.
Bycie liderem to nie lada wyzwanie. Przedsiębiorcy dowiadują się o tym, kiedy zaczyna im brakować czasu na pogodzenie wszystkich życiowych obowiązków. Czy Tobie się to udaje? Jaki jest przepis na idealne zarządzanie, a jakich błędów przy tym lepiej nie popełniać?
Bycie liderem kłóci się trochę z polskim modelem przedsiębiorcy. „Polisz lider” jest szefem, jest najważniejszy, jest obrażony, kiedy ktoś nie myśli tak jak on. Zawsze wie wszystko lepiej. Ludzi zatrudnia nie dlatego, że mają doświadczenie i mogą coś wnieść do organizacji, ale dlatego, że „kimś trzeba robić”.
Bycie liderem to mieć potrzebę zmieniać się na lepsze, słuchać ludzi, nie bać się krytyki, konfrontacji. Zygmunt Przedsiębiorca, taki wąs i dąs, często nie ma świadomości, że popełnia błędy, żyje w bańce szefowania. Lider oczekuje, ale mówi o tym otwarcie, jest zgodny co do tego, że nie ma monopolu na rację i że jego dobre narzędzia nie muszą być jedynymi skutecznymi.
Słuchając Ciebie, da się wyczuć Twój ogromny wachlarz doświadczeń. To zapewne zasługa odwagi w testowaniu nowych rozwiązań, które widzę w Twoich działaniach marketingowych. Widać, że przykładasz dużą wagę do poznawania pojawiających się możliwości wyróżnienia się wśród innych. Zdradź proszę swój sekret, który doprowadził Cię do stworzenia dobrze prosperującej firmy.
Moje motto to bać się i robić, testować, wracać do punktu wyjścia, nie poddawać się. Zawsze wychodziłam na rynek z odczuciem, że to co nowe jest warte uwagi: „dobra, zobaczę, a nuż to coś ekstra?”. Musisz mieć zawsze świadomość, że nic nie jest za darmo, choćby przy organizowaniu promocji – liczą się dobre intencje, jak robisz promo, niech to będzie promocja, niech klient czuje, że coś od Ciebie dostaje. Nie zawsze Ty musisz mieć pełną sakiewkę. To nie tak funkcjonuje. Jak nie wiem, czy coś działa, sprawdzam, jak nie działa, to robię odwrotnie. Ot, cała magia.
Odzwierciedleniem Twoich pasji i konsekwencji w dążeniu do celu jest własny kanał na YouTubie „Time For Business TV”. Dużo uwagi poświęcasz w nim edukowaniu innych i dzieleniu się swoim doświadczeniem. To dość nieoczywiste w naszym narodzie. Skąd w Tobie tyle chęci do przekazywania swojej cennej wiedzy? Co Cię do tego motywuje oraz jakie czerpiesz z tego korzyści?
Ja bardzo nie chcę być Januszem biznesu – tworzę nawet taki cykl „#niebądźjanuszembiznesu” – coś z przymrużeniem oka, coś, co pokazuje, że biznes można naprawiać, dostrzegając drobnostki, że warto się uczyć i dzielić się wiedzą. Czemu to robię? Ja nie jestem wspaniałomyślna, wynika to z czystego egoizmu – czym rzucisz, to do Ciebie wróci. A tak na poważnie, to bardzo lubię się rozwijać, a w mojej branży najlepiej robić to w praktyce. Poza tym, że czytam książki, to testuję, pytam, pomagam. Też się wtedy uczę, to mnie napędza do doskonalenia się. Odkąd nie jestem już tak zaangażowana w Time For Wax, wiele robię dla siebie, choćby konsulting biznesowy, który dedykuję tym, którzy chcą poprawić biznes pod moim okiem, nareszcie mam na to czas i po prostu ciągle mi się chce to robić! Dla tej energii, gdy przychodzi do mnie człowiek z kłopotem, a wychodzi z informacjami, zmotywowany, robi i widzi efekty, widzi, że jak robi, to działa, robi więc dalej. To nie czary mary, to po prostu skuteczne działanie.
Niedawno, jak sama o tym mówisz, zrealizowałaś jedno ze swoich marzeń – pozyskanie międzynarodowego inwestora i sprzedaż firmy. Zostałaś rentierem i głosem doradczym. Proszę udowodnij, że to nie zwykłe szczęście, które można podsumować zdaniem: „Udało mi się” lub „Marzenie się spełniło”, w domyśle samo – jak to zwykle mawiają Polacy, tylko ciężka praca oparta na realizacji postawionych celów.
Nic się nie stało samo. Nie robiłam tego dealu życia w 2 miesiące, ale w 10 lat. To był czas trudnych decyzji, ciężkiej pracy. W firmę zainwestowałam nie tylko oszczędności, które nie spadły mi z nieba, ale też swój czas, marzenia, atencję. Od początku miałam taką wizję mojego biznesu: sieć, biznes poukładany, który będę mogła sprzedać. Nie wiedziałam, jak go budować, żeby sprzedać z sukcesem, ale instynktownie dążyłam do tego. To nie jeden dzień, ale całe lata układania mojej firmy tak, by była atrakcyjna dla inwestora.
Co dalej? Zdradzisz kolejny etap swojej biznesowej drogi?
Leżing, plażing i lampka szampana… 🙂 A tak na poważnie, to po 10 latach pracy uczę się nie pracować. To bardzo trudna sztuka, trudniejsza od tej wcześniejszej, kiedy uczyłam się działać na tyle frontów i wszystko godzić. Teraz ruszyłam z konsultingiem i mentoringiem biznesowym. Doradzam przedsiębiorcom, jak prowadzić biznes. Co trzeba poprawić, zmienić, żeby biznes był bardziej rentowny.
Mentoring natomiast to dziedzina, która coraz szerzej rozwija się nie tylko w Polsce, chociaż świadomość ludzi jest jeszcze znikoma. Staram się to zmienić, bo wiem, ile daje korzyści. W swoim wideo na kanale „Time for Business TV’ wyjaśniam dokładniej, czym się różni mentoring biznesowy od coachingu. Gorąco polecam! Warto obejrzeć, ponieważ lepiej poradzić się doświadczonego przedsiębiorcy, co zrobić i jak poprawić, niż przez dwa kolejne lata tracić czas i odkrywać coś, co już dawno zostało odkryte.