archiwumInspiracje

Niezależnie od tego czy coś sprzedajesz, kupujesz czy po prostu zawiązujesz relacje inwestorskie lub biznesowe. Zawsze potrzebujesz umowy. Mało kto samemu pisze je od początku, dlatego warto użyć wzory umów, które przyspieszą i pomogą w podejmowanych decyzjach.

Joanna Lipko i Aleksandra Polanowska-Lenart - Motivity
Wywiady i inspiracje

Zarządzanie energią wymaga strategii. Rozmowa z Joanną Lipko i Aleksandrą Polanowską-Lenart

Praca zdalna ma wiele zalet. Ma też wadę – może rozleniwiać. I nie chodzi tu o unikanie wypełniania obowiązków służbowych i miganie się od zadań. W ponadprzeciętną bierność może popaść ciało, które na długie godziny zalega w fotelu lub na kanapie. Jak dbać o potrzeby psychofizyczne, pracując w domu? O tym, jak świadomie kształtować dobre nawyki, rozmawiam z Joanną Lipko – trenerką medyczną i trenerką oddechu, oraz Aleksandrą Polanowską-Lenart – fizjoterapeutką o holistycznym podejściu do pacjenta, które od dwóch lat współtworzą Motivity, firmę edukacyjno-szkoleniową działającą w obszarze zarządzania energią. Pandemia koronawirusa spowodowała, że po czasie przymusowego lockdownu wielu pracowników nie wróciło do biur lub pracuje w systemie hybrydowym, wielu przedsiębiorców przeniosło się do sieci, zaczęliśmy unikać większych skupisk itd. Jak takie dystansowanie się społeczne wpływa na nasz dobrostan, na naszą psychofizyczną kondycję? Joanna Lipko: Stan zdrowia człowieka w ogromnej mierze zależy od jego stylu życia, czynniki środowiskowe czy genetyczne wpływają na nie łącznie zaledwie w 20 procentach. Myśląc o stylu życia, w pierwszej kolejności myślimy o substancjach odżywczych, zapominając o naszej diecie ruchowej, używkach, uzupełnianiu niedoborów składników odżywczych. W świetle tych informacji, niedobór ruchu i częste „zajadanie” stresu, które królowały w pewnym momencie w wielu polskich domach, znacząco pogorszyły nasz stan zdrowia. Wiele instytucji, zarówno prywatnych, jak i państwowych próbuje opisać to zjawisko w liczbach. Jedną z nich jest Centralny Instytut Ochrony Pracy. Miałam okazję niedawno zaprosić do rozmowy do naszego podcastu Panią Agnieszkę Szczygielską, która jest koordynatorem programu „Aktywni w Pracy”. W ramach programu CIOP przeprowadził ankietę, oczywiście internetową, badającą wpływ przymusowego przejścia na model zdalny i hybrydowy na samopoczucie i zmiany nawyków ruchowych Polaków. Wyniki nie są szczególnie optymistyczne i można je podsumować stwierdzeniem, że osoby aktywne, świadome potrzeb psychofizycznych swojego ciała, stały się bardziej aktywne. Z drugiej strony, niestety osoby unikające aktywności fizycznej, stały się jeszcze bardziej bierne. Nagła i wymuszona zmiana stylu pracy mocno odbiła się na naszym rytmie dnia. Wielu z nas zafundowano przymusowe bezpłatne wakacje, inni zmuszeni zostali do tego, aby łączyć opiekę nad dziećmi z pracą w pełnym wymiarze. Codzienna ekwilibrystyka skutecznie podnosiła nam poziom stresu, a tzw. lockdown powodował, że pomimo szczerych chęci, często nie mieliśmy szans na przepalenie hormonów stresu. Niewielkim plusem, jeśli tak go można nazwać, była możliwość odkrycia przez niektórych z nas, jak bardzo potrzebujemy ruchu i kontaktu z przyrodą, co było widać po liczbie spacerowiczów w lasach. Na ile ten efekt się utrzyma? Bądźmy optymistami. Bóle pleców, szyi, chroniczne zmęczenie – z takimi objawami zetknął się pewnie każdy, kto pracuje przed komputerem. Jakie ryzyko dla naszego zdrowia może nieść długotrwała praca na nieprzygotowanym do tego stanowisku? Aleksandra Polanowska-Lenart: Myślę, że najczęstszą dolegliwością, z jaką mogą się spotkać pracownicy, to ból pleców. Często przeciążony jest odcinek lędźwiowy kręgosłupa, jak i szyjny, jeżeli cały czas pochylamy głowę podczas pisania, np. na laptopie, i tu już dzieli nas jeden krok od bólów głowy. Kto z nas choć raz w życiu nie doświadczył bólu nadgarstka...? Nasze ręce również wymagają uwagi. Dodatkowo w swojej praktyce fizjoterapeutycznej zauważyłam w ostatnich miesiącach, iż zwiększyła się liczba pacjentek z dolegliwościami bólowymi w obrębie miednicy. Zbyt długie siedzenie – często niestety w złej pozycji, gdzie dochodzi do ucisku kości guzicznej (ostatni element naszego kręgosłupa), może prowadzić do bolesnego dyskomfortu. Mięśnie dna miednicy odruchowo manifestują się wzmożonym napięciem, a to może oznaczać problemy z mikcją, czy jeszcze dalej idąc – z bolesnym współżyciem. Powinniśmy pamiętać o zadbaniu o nasze zdrowie i potrzeby psychofizyczne. Jesteśmy jednością i często rzeczy, które się manifestują w naszym ciele, mogą nam mówić, w jakim stanie jest nasz umysł. To ważny aspekt, a często odcinamy się od niego i zapominamy o tych dyskretnych połączeniach. Nie powinniśmy zapominać również o układzie żylnym. Żylna choroba zakrzepowo-zatorowa stanowi realne zagrożenie dla osób wykonujących pracę biurową. Siedzenie w jednej pozycji wiele godzin utrudnia przepływ żylny. Nasze mięśnie, kiedy są w ruchu, są pompą, która przepompowuje krew z jednego odcinka naszego ciała do drugiego, a długotrwałe siedzenie to zaburza. Jak niwelować ryzyko tych wszystkich schorzeń? W domu nie zawsze mamy warunki, by stworzyć sobie ergonomiczne stanowisko pracy. Jak możemy rozwiązać ten problem? JL: Myśląc o ergonomicznym stanowisku pracy, mamy przed oczami nasze biurka z miejsca pracy. Pamiętajmy, że ich celem tylko w pewnym stopniu jest nasz komfort, służą one również temu, abyśmy po prostu wytrzymali jak najdłużej w miejscu, co jak już wiemy, nie jest dla nas dobre, nieważne jak wspaniale dopasujemy biurko czy fotel. Dom to miejsce gdzie możemy wdrożyć dynamiczne stanowisko pracy. Rozejrzyjmy się po naszej przestrzeni i na początek znajdźmy miejsce do pracy na stojąco. Mnóstwo argumentów przemawia za tym coraz bardziej popularnym rozwiązaniem. Jeśli nasz stół czy blat kuchenny nie są na odpowiedniej wysokości, nie musimy od razu inwestować w nakładkę, na początek zróbmy wreszcie użytek z albumów, słowników czy innych opasłych tomów. Jeśli chodzi o miejsce siedzące, niech to nie będzie fotel czy sofa, ale raczej stołek czy proste krzesło. Pamiętajmy przy okazji, że siedzieć można również na podłodze, przy niskim stoliku, w dodatku na wiele sposobów. Wierćmy się, zmieniajmy często pozycję. Warto przy tym nadmienić, że laptop, choć bardzo wygodny do przenoszenia, nie jest właściwym narzędziem do długotrwałej pracy, nie do tego został stworzony. Na ile to możliwe, korzystajmy z monitorów, które powinny znajdować się na wysokości wzroku. Jakie błędy popełniamy najczęściej, jeśli chodzi o – wydawałoby się bardzo prostą – czynność, jaką jest siedzenie? APL: Przebywamy zbyt długo w bezruchu!!! To nie jest tak, że jest jedna idealna pozycja siedząca. Kwestią jest, ile czasu w niej przebywamy. Z pomocą może nam przyjść zwykły taboret, bo będzie on niewygodny, a przez to będziemy częściej się wiercić i zmieniać pozycję niż w wygodnym dyrektorskim fotelu. Pamiętajmy, że idealna pozycja siedząca to Twoja następna.   Jeżeli chcemy wyróżnić jedną pozycję siedzącą, to będzie to aktywny siad. Mała instrukcja: Wyobraź sobie, że siadasz na brzegu krzesła tak, aby Twoje stopy były podparte, a Twoje plecy nie dotykały oparcia. Znajdź odpowiednie ustawienie miednicy. Czy jesteś wstanie wyczuć swoje guzy kulszowe? Tak, to te dwie kości, na których siedzisz. Powinnaś je czuć bardzo wyraźnie, a także wewnętrzną część...
Barbara Lech - FIRMER
Wywiady i inspiracje

Czas przepoczwarzania się. Rozmowa z Barbarą Lech

Jest jak jest... Z takiego założenia wychodzi, niestety, wielu przedsiębiorców, którzy w ostatnich miesiącach boleśnie zderzyli się z konsekwencjami pandemii. Przestój w firmie, spadek obrotów, mniej klientów, rzeczywistość nie nastraja optymistycznie… Ale czy rzeczywiście musi być tak jak jest? O tym, co można zrobić, by wprowadzić do swojej biznesowej rzeczywistości więcej światła i wyjść z błędnego koła negatywnego myślenia, rozmawiam z Barbarą Lech – dyplomowanym coachem z wieloletnią praktyką, wspierającą swoich klientów w uwolnieniu ich potencjału i pewności siebie, autorką książek i szkoleń oraz unikatowych programów i narzędzi rozwoju osobistego.   Na co dzień obserwuje Pani swoich klientów, którzy muszą radzić sobie w nowej normalności. Czy na podstawie tego doświadczenia, może Pani powiedzieć, jak wpływa na nas pandemia? Jak oddziałuje ona szczególnie na osoby aktywne dotąd zawodowo? Myślę, że czas, który nastąpił, to czas przepoczwarzania się. U jednych poszło gładko, po prostu przystosowali się i znaleźli sposoby na realizowanie swojego biznesu, swoich celów czy życia w nowych warunkach. Inni bardzo trudno to znieśli, ponieważ stawiając opór, próbowali wrócić do tego, co było, a to jest już niemożliwe. Niektóre zawody czy sposób ich wykonywania, bezpowrotnie się skończyły, gdyż okazały się niewystarczające i niepotrzebne tak naprawdę w danym momencie. Wygrali Ci, którzy byli przygotowani do tego, żeby prowadzić biznes na różne sposoby. Mieli inne elementy czy filary swoich firm – i oni się w tym najłatwiej odnaleźli. Jeżeli ktoś wcześniej prowadził swój biznes w formie online, nie odczuł niczego nowego (co najwyżej przypływ klientów), robił po prostu to, co do tej pory. Jeżeli jednak miał biznes tylko stacjonarny, to – w wersji optymistycznej – zaliczył spadek dochodów. Mogłoby też być odwrotnie. Gdyby odcięto internet, to jak wyglądałby Twój biznes? Masz drugą „nogę”, która pozwoliłaby Ci nadal funkcjonować i prosperować? Dobrze jest uświadomić sobie, że pandemia pokazała nam rzeczywistość mocno ograniczoną dla naszego poruszania się zewnętrznego. Jak każda nowa sytuacja, ma ona swoje plusy i minusy. Ten, kto szybko potrafił się przestawić, czy skorygować biznes o rzeczy ważne w pandemii (np. bezdotykowa dostawa żywności do domu, korepetycje online, platformy do szkoleń i sklepy online), ten wygrał. Wbrew pozorom, takie trudne momenty to dobry czas na przemyślenia. Obserwując moich klientów, mam czasem wrażenie, że z uporem próbują wrócić do tego, co było. Powtórzę to jeszcze raz: nie da się już wrócić. Świat się zmienił, zupełnie jak w książce Kto zabrał mój ser? Johnsona Spencera. Od czego zależy zatem to, jak reagujemy na trudne sytuacje, których nie da się przewidzieć? Od naszej elastyczności, od tego, czy przywiązujemy się do status quo, czy też potrafimy dopasować się do zmieniających okoliczności. Myślę, że tutaj znaczenie może mieć też nasze wychowanie: czy pochodzimy z rodziny, w której była łatwość przystosowania się do zmian, czy też po prostu było narzekanie i tupanie nogą: „Ma być tak jak było i koniec”, „Będę czekać, aż wszystko wrócić do równowagi”. Na szczęście dzisiaj, będąc już drosłymi, możemy sami decydować, które przekonania nas wspierają, a które nie, i dzięki temu jesteśmy gotowi, by wprowadzić zmiany do swojego życia. Przy zmieniającym się otoczeniu uważam, że kluczowym będzie nasza elastyczność, która pozwala realizować swoje cele pomimo tego, co dzieje się obok.   Cel może pozostać ten sam, tylko droga do niego będzie się zmieniała. To wymaga otwartości.   Rzeczywistość dzisiaj nie należy jednak do najłatwiejszych. Przestoje w pracy, mniej klientów, problemy z płynnością finansową... To teraz codzienność wielu przedsiębiorców. Jak mogą oni nie poddawać się złym nastrojom? Zaczęłabym od pytań: „Czy jesteś przedsiębiorcą czy osobą samozatrudnioną?”, „Jak wyglądał Twój biznes przed pandemią?”, „Jak bardzo ona na niego wpłynęła?”. Jeżeli znacząco, to być może nie byłeś do końca przygotowany na jakiekolwiek zachwiania rynku... Bardzo często spotykam się z tym, że ludzie przejadają cały swój dochód, a czasami nie tylko dochód, ale i przychód, nie myśląc zupełnie o tym, że w perspektywie może być słabszy miesiąc czy nawet cały okres. To właśnie te osoby znalazły się w najtrudniejszej sytuacji przeinwestowania albo braku jakichkolwiek oszczędności czy środków obrotowych w firmie, które można by właśnie wtedy wykorzystać. Kiedy pracuję z moimi klientami coachingowymi nad tym, by postawić ich biznesy na nogi, to na samym początku ustalamy pensję, którą będą sobie wypłacać. Ma to duże znaczenie, ponieważ prowadzi do zostawienia w firmie środków, jakie można wykorzystać właśnie w takich sytuacjach. Wychodzę z założenia, że trzeba być pozytywnym realistą. W sytuacji jednak, kiedy mleko już się rozlało, to może teraz jest dobry moment na to, żeby się zatrzymać, popatrzeć na swój biznes z lotu ptaka i pomyśleć, jak go uelastycznić. Jak dotrzeć do naszych celów, czy to tych finansowych, czy tych z misji, w inny sposób. Można zadać sobie pytanie: „Co jest moim nadrzędnym celem?”.   Jeżeli masz podjętą konkretną biznesową decyzję, to nie będziesz ustawać w zmianach i w kolejnych próbach, aż zrealizujesz to, co chcesz.   Jak więc nie poddawać się tym złym nastrojom? Po prostu dalej robić swoje, tylko szukać innych sposobów na zrealizowanie tego, co chcemy. Mówi się, że jak się ma odpowiednią motywację, to zdziała się wszystko. Czym jest zatem ta odpowiednia motywacja? Odpowiednia motywacja dla mnie to przede wszystkim podjęcie biznesowej decyzji i ustalenie swojej misji w dwóch aspektach. Pierwszy może być związany z korzyściami, jakie odniesiemy, kiedy zrealizujemy swoje zawodowe cele. Drugi aspekt powinien być związany z tym, co wniesiemy do systemu, do świata, czyli: jak to, co robimy, wpłynie na życie innych ludzi. Wtedy budzi się motywacja. Często potrafimy zrezygnować z dóbr, jakie określiliśmy w misji (np. konkretny obrót, zysk czy swoją własną pensję), bo na jakimś etapie uznajemy, że to nie jest aż tak ważne, żeby wymuszać na sobie wychodzenie ze strefy komfortu i znoszenie kolejnej porażki. Jeśli nasz drugi aspekt misji jest związany z innymi, a nie z naszymi finansami, to wtedy on może być naszym naturalnym motywatorem. W trudnych momentach pomyślisz sobie, że tracą inni, gdy nie dajesz im możliwości czy sposobności skorzystania z Twojej usługi lub produktu. Nie wpływasz więc swoją misją tak, jak chciałeś na rzeczywistość i to czasami potrafi wystarczająco zmotywować. Moja osobista misja „Prowadzę prosperujący biznes i wiodę obfite, atrakcyjna życie” jest jednocześnie biznesową decyzją. Przedstawia...
Wywiady i inspiracje

Proces rekrutacji w cyfrowej transformacji. Rozmowa z Mateuszem Bieleckim

Pandemia odciska piętno na wszystkich aspektach pracy przedsiębiorstwa. Są firmy, które – mimo kryzysu – zwiększają zatrudnienie i wcielają do swoich zespołów nowych pracowników. O tym, jak przeprowadzić rekrutację zdalnie w czasie, kiedy bezpośrednie spotkania nie są priorytetem, oraz o tym, jak wdrożyć pracownika w jego obowiązki w trybie online, rozmawiam z Mateuszem Bieleckim – współtwórcą platformy typu no-code umożliwiającej zbudowanie dowolnej aplikacji biznesowej wraz z workflow oraz udostępnienie jej użytkownikom w ciągu zaledwie kilku minut, która może wypełnić lukę w automatyzacji procesów biznesowych każdej firmy.   Na co należy zwracać szczególną uwagę, decydując się na rekrutację pracowników i ich zatrudnienie w trybie zdalnym? Wiele elementów składa się na rekrutacyjny sukces, ale jeden – gdy firma funkcjonuje w trybie zdalnym – ma szczególnie znaczenie. To kontakty międzyludzkie. Dlatego ogromnie ważne jest skracanie dystansu między nowym pracownikiem a firmą, minimalizowanie formalnego onboardingu i zadbanie o jak najwięcej czasu na ten nieformalny. Jak przygotować rekrutację, by wywrzeć na pracowniku pozytywne wrażenie? Proces rekrutacji wiąże się ze sporą biurokracją, włączonych jest w niego najczęściej kilka osób z różnych działów po stronie firmy. Ważne, aby były one w kontakcie ze sobą, aby komunikacja przebiegała sprawnie i kandydat otrzymywał bez opóźnień niezbędne informacje. Dobrze, jeśli pracodawca zadba o to, by przyszły pracownik miał możliwość poznać go i cały zespół podczas telekonferencji. Podobnie w czasie onboardingu ważne jest, aby nie tylko zapewnić narzędzia i wiedzę niezbędne do przejęcia nowej roli, ale też utrzymać bliski kontakt, np. stosować politykę otwartych drzwi, umożliwiać informację zwrotną. Zdalny tryb pracy jest podatny na dezinformację i chaos, utrudnia budowanie relacji, tak ważnych na początku nowej pracy. Tutaj bardzo może pomóc nowoczesna technologia. Jak powinna przygotować się firma, by zapewnić sobie sprawne przeprowadzenie tych procesów? Zadaniem pracodawców jest stworzenie przyjaznego, choć wirtualnego, środowiska pracy. Aby firmy mogły sprawnie funkcjonować online, muszą przejść proces digitalizacji, zminimalizować ręczną obsługę procesów i ograniczyć papier. A następnie uprościć procedury i ułatwić komunikację dzięki automatyzacji. Jakimi narzędziami mogą się wspierać? W obu tych kwestiach pomagają aplikacje biznesowe, doskonale zastępując tradycyjne systemy HR-owe czy portale pracownicze i wychodząc daleko poza ich możliwości. Przede wszystkim pozwalają zastąpić wszelkie wnioski offline tymi online. Nie tylko umożliwiają elektroniczny obieg dokumentów, ale też automatyzację przepływu pracy. Dzięki temu, na przykład wnioskowanie o nowy etat nie wymaga już skomplikowanych, papierowych formularzy czy przesyłania e-maili. Wystarczy w aplikacji dodać zapotrzebowanie na etat, uzupełnić formularz o najważniejsze informacje i wysłać do akceptacji, która wymaga zaledwie jednego kliknięcia. Aplikacje biznesowe skracają nawet o 90% czas procesowania dokumentów. Jakie trudności może napotkać firma podczas procesu rekrutacji online i zdalnego przygotowywania stanowisk pracy? Już przed pandemią aż 42% pracowników HR jako największą bolączkę wskazywało komunikację wewnętrzną. Obecna sytuacja jeszcze bardziej ją utrudniła. Wrogiem komunikacji jest m.in. biurokracja, a jest ona szczególnie rozbudowana w procesach rekrutacji i onboardingu. Ręczne tworzenie ogłoszeń, procesowanie maili i CV, wysyłanie wiadomości z zaproszeniem na rozmowę, analiza ich wyników, przygotowanie informacji zwrotnych… to wszystko potrafi zajmować nawet 80% czasu rekrutera. Gdzie czas na budowanie relacji z kandydatami? Po zakończeniu rekrutacji trzeba przygotować nowe stanowisko, niezbędną dokumentację, przekazać narzędzia pracy, nadać uprawnienia. To zazwyczaj wymaga kontaktu z wieloma działami, co w trybie zdalnym może być wyjątkowo uciążliwe. Dziesiątki maili i telefonów znów może zastąpić zwinna aplikacja. Jak pracodawcy powinni prowadzić zdalne wdrażanie pracowników i komunikację z nimi, by mogli przywiązać się do firmy tak, jakby przychodzili do biura? HR-owcy nie mają teraz możliwości przyjąć nowego pracownika w biurze, z pakietem powitalnym w ręku, przedstawić zespołowi i zaprosić na spotkania integracyjne. Nowe osoby dostają mnóstwo maili, zasypywane są informacjami o badaniach i szkoleniach, danymi dostępowymi do różnych programów. Naprawdę trudno jest zyskać orientację w takich warunkach. Dlatego onboarding również warto zautomatyzować. Jak to wygląda w Waszej aplikacji? W Qalcwise HR-owiec może utworzyć nowe stanowisko pracy, przypisać zadania innym działom i przygotować pakiet powitalny. Gdy nowy pracownik przyjdzie do pracy, otrzyma link do swojego profilu, a na nim zobaczy wszystkie przygotowane informacje, dokumenty i materiały szkoleniowe. Z kolei zespół otrzyma informację mailową o nowej osobie. To pozwala uprościć, uporządkować i skrócić czas wdrożenia. Aplikacje ograniczają formalności, zapewniając więcej czasu na kontakt z przełożonym, mentorem czy kolegami. Jakie są korzyści ze zdalnego kontaktu z kandydatami na nowe stanowiska w firmie? Kontakt jest niezbędny, aby obie strony najpierw przekonały się, czy ta współpraca ma szansę być owocna. Jeśli decydujemy się na współpracę, to niezwykle ważne jest ułatwienie startu w nowej organizacji. Skuteczny onboarding zwiększa zaangażowanie, produktywność i retencję. Badania pokazują, że firmy, które mają jasne, uporządkowane procesy wdrożeniowe, osiągają kilkukrotnie większy wzrost przychodów. Dobra komunikacja przekłada się na wyniki. Czy takie rozwiązania mają szansę pozostać z nami na dłużej czy są raczej odpowiedzią na bieżące potrzeby? COVID-19 przyspieszył to, co miało nadejść w ciągu kilku lat – cyfrową transformację biznesu. Już w zeszłym roku Gartner umieścił wśród najważniejszych trendów technologicznych 2020 roku hiperautomatyzację. Pandemia, wymuszając pracę zdalną, sprawiła, że z dnia na dzień firmy zrozumiały, że digitalizacja i automatyzacja są nieuniknione. Przedsiębiorcy, którzy zainwestowali w rozwiązania informatyczne, dużo łagodniej odczuli skutki pandemii. Byli w stanie szybko przestawić się na nowe realia i dostosować do nowego sposobu pracy. Dziś już nikt nie ma wątpliwości, czy firmy powinny korzystać z chmury. Z kolei aplikacje biznesowe pozwalają obsłużyć większość procesów biznesowych, uniezależniając firmy od fizycznej obecności pracowników. Nowoczesne technologie wkraczają do firm, sprawiając, że będą one lepiej przygotowane na to, co nieprzewidywalne. Dziękuję za rozmowę....
Wywiady i inspiracje

Rola kultury w negocjacjach międzynarodowych. Rozmowa z dr. Michałem Chmieleckim

W dobie globalizacji i mobilności pozyskiwanie partnerów biznesowych z innych, nawet odległych krajów nie jest już niczym nadzwyczajnym. Jednak tym, co poza dobrą ofertą biznesową daje pożądany efekt podczas rozmów handlowych, jest zrozumienie różnic kulturowych i dostosowanie się do wynikającego z nich stylu komunikacji. O tym, jak negocjować na styku odmiennych kultur i czego należy być świadomym, by przez nieporozumienie nie ponieść fiaska w kontaktach międzynarodowych, rozmawiam z dr. Michałem Chmieleckim – ekspertem ds. negocjacji międzynarodowych, trenerem i coachem z ponad 15-letnim doświadczeniem w prowadzeniu szkoleń, wykładów, warsztatów, seminariów dla wyższej i średniej kadry zarządzającej w Polsce i za granicą. Właścicielem portalu www.szkoleniaznegocjacji.com i autorem bloga Projekt Przywództwo.   Jakie kompetencje powinien posiadać skuteczny negocjator prowadzący rozmowy na rynkach zagranicznych? Skuteczny negocjator to osoba, która znakomicie się komunikuje, w sposób jasny i precyzyjny formułuje swoje myśli, świetnie słucha, potrafi sprawnie budować relacje interpersonalne, szybko wzbudza zaufanie, ma zdolności krytycznego myślenia, jest bardzo cierpliwa i wytrwała, panuje nad emocjami i dobrze zna swoje mocne i słabe strony. Jest świadoma tego, jak przeciwnik czy partner mogą na nią wpłynąć. To również osoba znakomicie przygotowana do rozmów, bo bez przygotowania nie ma mowy o sukcesie. Spontaniczne działanie rzadko kiedy przynosi dobre jakościowo porozumienie. Negocjacje to przede wszystkim świetny research, znakomite planowanie i przygotowanie. W momencie, gdy do gry wchodzi kultura, konieczna jest znajomość różnic kulturowych nie tylko w zakresie etykiety, bo to jest wierzchołek góry lodowej, najważniejsza jest znajomość wartości oraz procesów i sposobów podejmowania decyzji w odmiennych kulturach. Czy negocjacje międzynarodowe są trudniejsze od tych, w których partnerzy pochodzą z tego samego kraju? Tak, i to znacznie. W grę wchodzi tu cały szereg czynników, które komplikują proces. Z jednej strony pojawiają się kwestie kontroli rządowej (np. Chiny) i poziomu biurokracji, stabilności i przewidywalności politycznej i prawnej, do tego dochodzą aspekty walutowe i naturalnie różnice kulturowe, o których już wspomniałem. Na jakich polach może dochodzić do nieporozumień? Co obejmują różnice kulturowe w biznesie? Cały szereg elementów. Chociażby styl komunikacji – może być formalny lub nieformalny. Przed przystąpieniem do rozmów powinniśmy odpowiedzieć na pytanie: w jaki sposób powinniśmy zwracać się do partnera? Czy możemy sobie pozwolić na prywatną anegdotę czy nie? Jeśli tak, to jak szybko możemy to zrobić? Czy możemy po kilku godzinach rozmowy zdjąć marynarkę i podwinąć rękawy koszuli? Czy możemy przejść na Ty? Kolejna sprawa to kontekst komunikacyjny. Musimy liczyć się z tym, że dla kultur wysokokontekstowych, takich jak np. Japonia, wiele znaczeń ukrytych będzie pomiędzy wierszami. Języki takie jak angielski czy niemiecki wymagają stosunkowo precyzyjnego, jednoznacznego formułowania tekstu, podczas gdy np. w arabskim czy japońskim komunikaty charakteryzują się dużą dwuznacznością. Japończyk chcący powiedzieć nie, powie raczej: „Zobaczę, co da się zrobić w tej sprawie” (zensho shimasu) lub „Sądzę, że powinienem to przemyśleć” (kento shimasu). Takie zachowanie, łączy się również z troską o zachowanie twarzy zarówno partnera, jak i swojej. Różnice mogą dotyczyć również poziomu emocjonalności. Wyobraźmy sobie np. Amerykę Łacińską i Skandynawię. Z jednej strony bogata ekspresyjność, podniesiony ton głosu, dużo gestykulacji, sporo dygresji, z drugiej strony ukrywanie uczuć, duża powściągliwość ekspresyjna, mało dygresji i spokój. Chińczycy np. rzadko werbalizują swoje emocje i uczucia. Te pozytywne zazwyczaj wyrażane są poprzez opiekę i dbanie o innych. Nieokazywanie radości, smutku czy złości pozwala uniknąć narzucania własnych uczuć innym, co pomaga zachować harmonię, która jest szalenie ważna w kraju tak mocno przesiąkniętym duchem konfucjanizmu. W zależności od kultury różni się także podejście do czasu. Jedną z podstawowych klasyfikacji jest podział na kultury polichroniczne i monochroniczne. W kulturach polichronicznych ludzie i dobre stosunki między nimi są dużo ważniejsze niż punktualność i precyzyjnie ustalone harmonogramy. Harmonogramy, jak i „nieprzekraczalne terminy”, traktowane są przez menedżerów na ogół dość elastycznie. W kulturach monochronicznych punktualność i przestrzeganie harmonogramów są bardzo ważne. Harmonogramy, jak i terminy, uważa się najczęściej za niepodlegające zmianie. Spotkania, które przebiegają zazwyczaj według ściśle ustalonego planu bywają przerywane stosunkowo rzadko, rzadko też modyfikuje się ich agendę. Przykłady, o których mówię, to tylko kropla w morzu wiedzy na temat negocjacji międzynarodowych. Wspomniał Pan o koncepcji „zachowania twarzy”. Co miał Pan na myśli? Czy mieści się ona w granicach technik negocjacyjnych, jest kwestią poczucia godności i honoru, czy wynika ona raczej z zakorzenionego modelu wychowania?   Twarz to swego rodzaju kapitał społeczny, jaki posiada negocjator. Twarz dotyczy reputacji i respektu, z jakim powinien być traktowany człowiek.   Japonia czy Chiny ponownie będą tu dobrym przykładem. Filozofia konfucjańska, która zawsze miała na uwadze drugą osobę i troskę o poprawne stosunki międzyludzkie, doprowadziła do wytworzenia wzorów komunikacyjnych, które pomagają zachować twarz. Od najmłodszych lat małym Chińczykom wpaja się ostrożność dotyczącą wyrażania własnych opinii na temat innych. Przykładem może być tu koncept „yuan” odnoszący się do zachowania, w którym nie wyraża się niezadowolenia. Jest to stan umysłu, w którym osoba odczuwa niezadowolenie, lecz nie ukazuje go, celem zachowania twarzy. Dla kontrastu w zachodnich społeczeństwach (np. USA) od najmłodszych lat mówi się dzieciom o tym, by swobodnie wyrażały własne myśli. Negocjator z Chin, któremu obiecano przesłać ważne informacje mailem, nie dostawszy ich stwierdzi, że nie otrzymał wiadomości prawdopodobnie z powodu usterki serwera albo ustawień filtrów antyspamowych, nie usłyszymy z jego ust zdania: „Pan Johnson nie wysłał mi obiecanej wiadomości”. Jak Polscy negocjatorzy wypadają na tle innych krajów? Po czym można ich rozpoznać? Porównując nas z innymi kulturami, można śmiało powiedzieć, że lubimy, a nawet kochamy, improwizację. Nie lubimy przygotowywać się do rozmów. Często szkoda nam czasu na zaplanowanie i stworzenie alternatywnych scenariuszy. Trzeba jednak przyznać, że jesteśmy dość kreatywni. To chyba spuścizna kilkudziesięciu lat gospodarki centralnie planowanej. Należy jednak pamiętać, że w negocjacjach nie powinniśmy pozwalać sobie na improwizację. Dodatkowo istnieją kultury, które wymagają precyzyjnego zdefiniowania procedur i porządku rozmów (np. Niemcy czy Szwajcarzy). Agenda zazwyczaj ustalana jest wcześniej, a jej zmiany są niechętnie akceptowane. Martwi mnie jeszcze jedna rzecz. Jakiś czas temu prowadziłem badania nad rolą debriefingu w negocjacjach, czyli analizowania całego procesu negocjacji już po jego zakończeniu. Tylko w ten sposób – analizując szczegółowo swoje ruchy, zagrania czy dobór taktyk i członków zespołu – zespoły negocjatorów mogą się uczyć i wyciągać wnioski ze swoich działań. Niestety, temu aspektowi polscy...
Dominika Rossa, O4 Flow
Wywiady i inspiracje

Poczuj flow, czyli kobieca strona biznesu

Rozwój biznesu i rozwój osobisty to dwie idee, które przyświecają nowemu miejscu na mapie Gdańska. Miejsce jest wyjątkowe, ponieważ całkowicie dedykowane kobietom w biznesie. Pierwszy coworking kobiecy w Polsce przełamuje schematy, zachęca do współpracy, wymiany doświadczeń i poglądów, do wzajemnego wsparcia. O przestrzeni stworzonej przez kobiety z myślą o kobietach opowiada Dominika Rossa, szefowa O4 Flow w Olivia Business Centre w Gdańsku.   Kiedyś... Kiedy w 1918 roku kobiety stukały parasolkami w marszałkowe okna, domagając się prawa głosu, chciały żyć w kraju, który będzie dostrzegał ich potencjał poza macierzyństwem. Byliśmy wtedy jako naród w awangardzie zmian: kobiety nie miały wówczas praw wyborczych. Ale to właśnie wytrwałość w dążeniu do celu, nieustępliwość, wiara we własne możliwości, odwaga i wspólnota kobiet stanowiły o ich sukcesie. Większość z nas zna historię o dzielnych Polkach, które wywalczyły swoje prawa wyborcze wraz z niepodległością. W niektórych państwach trzeba było czekać na taką zmianę jeszcze kilkadziesiąt lat i to nie w odległych krainach z odmienną od naszej kulturą.   Kobiety nie mogły decydować o kształcie życia w Szwajcarii do 1971 r., w Portugalii do 1976 r., a w Lichtensteinie nawet do 1984 r.   Dwudziestolecie międzywojenne przyniosło więc podmuch wolności i ożywienia wśród kobiet, które nie chciały dłużej stać w cieniu. Ale o silnych osobowościach kobiecych było głośno wcześniej. Polki chciały się edukować, wraz z Rosjankami stanowiły większość studentek w Szwajcarii i Francji pod koniec XIX wieku. Wśród nich znalazła się m.in. Maria Skłodowska-Curie. W Polsce pierwsze studentki (choć jeszcze nie na równych prawach co studenci) pojawiły się w roku akademickim 1894/95 na Uniwersytecie Jagiellońskim. Były to Jadwiga Sikorska, Stanisława Dowgiałłówna i Janina Kosmowska. Dziś próżno szukać w polskich miastach ulic upamiętniających ich zasadniczą rolę, chociaż obecnie to kobiety przeważają wśród absolwentów szkół wyższych w Polsce. Dziś Dziś, 100 lat po pierwszych wyborach, w których oddałyśmy ważny głos, zwracamy uwagę na kobiety, które przynoszą zmianę każdego dnia. Łączą nas wspólne cechy: chcemy rozwijać siebie, mieć znaczenie, tworzyć miejsce, w którym to kompetencje i osobowość decydują o sukcesie. Z odwagą, wiarą w nasze mocne strony, wiedzą i doświadczeniem uruchomiłyśmy O4 Flow – pierwszy coworking stworzony przez kobiety z myślą o kobietach. Ale zacznijmy od początku. Przyglądając się trendom na rynku coworkingów, czyli współdzielonych przestrzeni do pracy, w głowach zarządzających O4 Coworking – jednym z największych coworkingów w Polsce – zaczął kiełkować pomysł coworkingu dedykowanego tylko kobietom. Zaczęliśmy analizować raporty, wyniki badań, w tym psychologicznych i socjologicznych. Przeprowadziliśmy własne ankiety. Chcieliśmy też poznać, jak taki format sprawdza się na rynkach zagranicznych. Okazało się, że w Europie Środkowo-Wschodniej nie ma takiej oferty. Dopiero kiełkowało CoWomen – pierwsza berlińska przestrzeń o podobnym charakterze.   fot. materiały prasowe O4 Flow   Z mężczyznami czy bez? Oto jest pytanie W uproszczeniu istnieją dwa modele kobiecych coworkingów: inkluzywne i ekskluzywne. Te pierwsze to przestrzenie przygotowane z myślą o kobietach, ale zakładające włączenie do dialogu mężczyzn. Można tam wynająć na godziny biurka, sale konferencyjne, pomieszczenia do spotkań z klientami czy partnerami biznesowymi, a także skorzystać z oferty wspólnych wydarzeń, konferencji i szkoleń. Tak działa m.in. The Riveter, który pierwszą lokalizację miał w Seattle, a dziś ma już 7 lokacji. Od tradycyjnego coworkingu różni go głównie to, że jest przeznaczony dla firm prowadzonych przez kobiety. Model ekskluzywny reprezentują AllBright w Londynie czy amerykański The Wing. To już nie tyle coworking, ile rodzaj klubu kobiecego tworzonego na podobieństwo męskich klubów anglosaskich, klubów elitarnych ze względu na ograniczoną dostępność. Czasami, jak w przypadku The Wing, jest to także deklaracja światopoglądu wspierającego środowiska LGBTQ. Kobieta w centrum uwagi Nasza wizja kreatywnej przestrzeni zaczęła się krystalizować. Wiedzieliśmy, że musi to być przestrzeń inkluzywna, włączająca.   To kobieta ma być w centrum zainteresowania.   To pod jej potrzeby przygotowujemy ofertę warsztatów, inspirujących spotkań oraz merytorycznych szkoleń. Ale to nie znaczy, że będziemy się izolować. Cieszą nas opinie mężczyzn, którzy wspierają naszą inicjatywę. Wśród nich są też tacy, którzy bardzo chcieliby do kobiecego coworkingu dołączyć. To oznacza, że udało nam się osiągnąć balans i stworzyliśmy miejsce dla biznesów prowadzonych, zarządzanych lub posiadanych przez kobiety, mężczyźni nie czują się tu jednak zagrożeni czy przytłoczeni stereotypowo rozumianą kobiecością. Marzyliśmy jednak, by O4 Flow było miejscem odpowiadającym na lokalne potrzeby i problemy. Badania podziału obowiązków w polskich gospodarstwach domowych pokazały, że mimo iż kobiety coraz częściej decydują się na kontynuowanie kariery zawodowej po założeniu rodziny, to nie rezygnują z dodatkowych obowiązków z tym związanych. I tak, oprócz tego, co robiły nasze babcie, pracujemy jeszcze zawodowo, zazwyczaj więcej niż 40 godzin tygodniowo. Zatem miejsce, w którym będziemy mogły pracować tak, jak chcemy i kiedy chcemy, a przy okazji mieć kontakt z kobietami, które dzielą podobne doświadczenia, jest po prostu potrzebne. Potrzebne jest również po to, byśmy wzmacniały te kompetencje, które są niezbędne dla wzrostu naszej konkurencyjności na rynku pracy. Zmiana jest immanentną cechą naszego życia, dlatego tak silna u kobiet jest potrzeba elastyczności. Poczuć flow w Gdańsku W toku realizacji prac budowlano-aranżacyjnych skupialiśmy społeczność przedsiębiorczych kobiet w Trójmieście wokół naszego konceptu. Uczestniczyliśmy w licznych spotkaniach, zapraszaliśmy na meetupy, tworzyliśmy swoje projekty jak Olivia TechWomen, nawiązaliśmy współpracę z organizacjami wspierającymi przedsiębiorczość kobiecą na Pomorzu: fundacją Sukces Pisany Szminką, Polskim Stowarzyszeniem Kobiet Biznesu, Strefą Kobiet Biznesu, Biznes kocha Kobiety, Forum Kobiet Pracodawców Pomorza i Lean in Poland, ale także Women in Technology i Geek Girls Carrots. Zaowocowało to pierwszymi rezydentkami już w dniu otwarcia O4 Flow. W pierwszym miesiącu funkcjonowania odwiedziło nas ponad 300 osób z Polski i zza granicy, w tym Olga Kozierowska, Karolina Ferenstein-Kraśko, a swoje miejsce do pracy znalazły tutaj m.in. Kamila Rowińska, Natalia Hatalska, Joanna Suchocka. Trójmiejskie przedsiębiorczynie piszą o nas tak: „To przestrzeń dla przedsiębiorczych kobiet, w której będę zyskiwać rozwój, wiedzę oraz motywację do dalszego działania”, „To moje miejsce realizacji pomysłów, wymiany doświadczeń oraz rozwoju”, „To magiczne miejsce dla kobiecego biznesu”.   fot. Izabela Demkowicz Wciąż niezaspokojona potrzeba równouprawnienia Z ust uczestniczek wielu debat i spotkań pada, że konieczne są zmiany legislacyjne, aby zwiększyć widoczność kobiet na wysokich stanowiskach. Aby przestać się zajmować tym tematem, musi się on stać standardem, a taki trudno wprowadzić bez regulacji. Musimy się po prostu przyzwyczaić...
Tomasz Manikowski
Wywiady i inspiracje

Kreatywność nie zależy od budżetu. Rozmowa z Tomaszem Manikowskim

Ludzie nie kupują tego, co robisz, tylko dlaczego to robisz. Im bardziej utożsamiają się z Twoją perspektywą, tym wybór przychodzi im naturalniej. Jak sprawić zatem, by zyskać oddanych i lojalnych ambasadorów marki? O znaczeniu emocji w komunikacji marketingowej rozmawiam z Tomaszem Manikowskim – przedsiębiorcą z bogatym doświadczeniem, menedżerem, coachem i mówcą inspiracyjnym, którego misją jest niesienie klientom wsparcia w realizacji ich celów biznesowych oraz pomoc osobom chcącym stać się lepszą wersją siebie.   Czym jest obecnie marketing i czy zmierza w dobrą stronę? Marketing to język, którym firmy starają się komunikować ze swoimi odbiorcami. Ten język w ostatnich latach bardzo mocno się zmienia, bo jest pod wpływem wielu różnych sił. Sami też mamy bardzo duży wpływ na to, jakim językiem się komunikujemy i z których jego obszarów korzystamy. A czy zmierza w dobrą stronę? Od kilkunastu ostatnich lat marketing jest strasznie zagmatwany. Wydaje mi się, że na drodze do zrealizowania pewnych pojęć, ukształtowania tego marketingu i zamknięcia go w pewnych ramach, my jako przedsiębiorcy i konsumenci treści, które są nam serwowane przez różnych guru marketingu, trochę się pogubiliśmy. Mieszając różne pojęcia i narzędzia, które są nam oferowane, trochę błądzimy. Dlatego cieszy mnie moja obserwacja z ostatnich może dwóch lat, że coraz więcej mówi się o humanizacji marketingu, że coraz bardziej zwracamy uwagę na to, jak klient odbiera to, co my marketerzy staramy się mu serwować. Sam jestem zwolennikiem tej humanistycznej części marketingu, zajmuje mnie, jak powinniśmy trafiać do klienta za pomocą różnych narzędzi, przede wszystkim uwzględniając to, że to człowiek jest końcowym odbiorcą naszych komunikatów. Wydaje mi się, że w ostatnim dziesięcioleciu nierzadko zdarzało nam się o tym zapominać, ale na szczęście świadomość tego zaczyna nam być coraz bardziej bliska. Jak powinniśmy zatem planować – o ile planowanie w tym kontekście jest dobrym działaniem – żeby ta komunikacja była ludzka, żeby poruszała? A może lepiej postawić na spontaniczność? Nie wiem, czy spontaniczność jest tu dobrym rozwiązaniem, bo biznes to jest jednak w dużej mierze coś, co powinno być zaplanowane i przemyślane. Podpowiada mi to moje doświadczenie, zazwyczaj kiedy szedłem na żywioł i robiłem coś spontanicznie, to kończyło się to dużym fiaskiem. Nie ulega jednak wątpliwości, że nasze działania dla końcowego odbiorcy powinny wyglądać na spontaniczne i naturalne, a nie sztuczne. Kiedy ta komunikacja będzie do tego przekonująca, to zaowocuje. Jak przełoży się ona na decyzje podejmowane przez klientów? Czy emocje są faktycznie czynnikiem przeważającym szalę? Myślę, że mogą znacząco wpłynąć na przyciągnięcie uwagi.   Emocje mogą być tak zwanym attraction factor, czyli tym czynnikiem, który przyciąga uwagę.   Potwierdzają to także badania, które pokazują, że emocje są tym elementem, który w znaczącym stopniu wpływa na podejmowanie przez nas decyzji. W szczególności, jeżeli mówimy o tych, na których skupiamy się w niedużym lub umiarkowanym stopniu. Wynika to z tego, że nasz mózg co do zasady jest bardzo leniwy. A w związku z tym kora nowa, czyli to, co nazywamy naszym mózgiem, a tak naprawdę jest tylko jednym z jego elementów, lubi delegować podejmowanie decyzji na starsze części mózgu, m.in. na korę limbiczną, która jest odpowiedzialna za emocje – to jest bardzo ciekawa zależność. Jeżeli musimy więc coś postanowić w kwestii spraw, które wydają nam się stosunkowo błahe, czyli takie, którym nie musimy poświęcić bardzo dużo czasu, może to być np. zakup butów czy jedzenia, to tutaj nasze emocje mogą mieć znaczący wpływ na to, w jaki sposób to zrobimy. Co więcej, w 2015 roku Nielsen Consumer Neuroscience przeprowadziło badanie w branży FMCG i udowodniło, że marketing oparty na emocjach, w którym odbiorca jest nimi poruszany, znacząco wpływa na sprzedaż. Różnica we wpływie na sprzedaż między reklamą „zwykłą”, pozbawioną czynnika emocjonalnego, a tą opartą na emocjach, wynosi aż 39%! Skoro dane potwierdzają, że odwoływanie się do wrażliwości klientów jest skuteczne, to – jak myślisz – dlaczego marketerzy czy sprzedawcy często wolą stosować różne techniki, a nawet sztuczki czy triki, żeby zwiększyć zyski. Dlaczego nie skupiają się na autentyczności? Myślę, że wynika to właśnie z tych ostatnich lat błądzenia. Mali i średni przedsiębiorcy otrzymali mnóstwo wiedzy i praktyki spływającej do nich z doświadczenia dużych korporacji. Nierzadko wiedza ta stosowana była chaotycznie, bez spójnej myśli. Zaczęliśmy iść drogą takich sformalizowanych procedur, sformalizowanych metod zarówno jeśli chodzi o marketing, jak i sprzedaż – chociaż dla mnie to są dziedziny, które powinny iść ze sobą mocno pod rękę, zapominając, że na końcu decyzję zawsze podejmuje człowiek. Cieszę się, że to się zmienia. Pojawiają się firmy czy trenerzy, którzy wreszcie zauważają to, że wszyscy jesteśmy ludźmi. Zmienia się też komunikacja pomiędzy biznesami. Nie wiem, czy też to zauważyłaś, ale jeszcze niedawno u moich kontrahentów ta komunikacja wyglądała bardzo formalnie, np. w mailach. A teraz coraz częściej piszemy sobie na „cześć”, pojawiają się emocje, co kiedyś było nie do pomyślenia. I to jest taki namacalny znak, że już schodzi powietrze z tego „nabrzmiałego” balonika. To jest bardzo dobry kierunek. Mam wrażenie, że wrócimy w naszych biznesach do pierwocin i bardziej prawdziwych, szczerych relacji. Ale na to potrzeba jeszcze trochę czasu. Musi jeszcze trochę wody w Wiśle upłynąć, abyśmy mogli sobie przefiltrować tę wiedzę tak bardzo akademicką. Taką, którą starano się wdrażać w ostatnich latach najpierw w korporacjach, a która spłynęła potem do małych i średnich przedsiębiorców, którzy jednak w dosyć nieporadny sposób próbowali wdrażać rzeczy, które sprawdzały się w mniejszym lub większym stopniu w dużych firmach, na swoim małym, rodzimym poletku. Zastanawiam się jednak, czy nie działa to też w drugą stronę. Czy niektóre firmy, także te duże, nie przesadzają z brataniem się z klientami. Mam tu na myśli np. Empik, którego pracownicy po przeskanowaniu karty płatniczej zwracali się do klientów po imieniu. Starbucks stosuje podobny zabieg, ale pyta o imię klienta. Czy to nie jest zbyt duża ingerencja w prywatność? Wydaje mi się, że jest to wynik próbowania i eksperymentowania. O ile w Starbucksie było to dobrze przyjęte, o tyle w Empiku nie obroniło się, bo nie było w tym większego sensu, klienci czuli się nienaturalnie. Starbucks to firma, która przyszła do nas z Ameryki, a tam taki luz jest czymś naturalnym. Idąc do kawiarni na latte,...
Wywiady i inspiracje

Kuźnia Społeczna. Miejsce dla biznesu i potrzeb społecznych

Zabytkowe stajnie zyskały nowe życie. Aż kipi w nich od energii i pomysłów, a także – w dosłownym znaczeniu – unosi się smakowity zapach...  To największy projekt Banków Żywności w Polsce, który ma łączyć cele organizacji non-profit z biznesem. W Kuźni Społecznej znajdziemy przestrzeń co-workingową, sale konferencyjno-eventowe, kuchnie warsztatowe i inne powierzchnie użytkowe. To ogromny potencjał, z którego korzystają również przedsiębiorcy. O działalności tego wyjątkowego miejsca w warmińsko-mazurskiej stolicy rozmawiam z Markiem Borowskim, prezesem Banku Żywności w Olsztynie.   Jak funkcjonuje takie miejsce jak Kuźnia Społeczna? Kuźnia Społeczna to miejsce wszechstronnego rozwoju i kreowania przedsięwzięć. Planujemy, aby to miejsce żyło wydarzeniami kulturalnymi, społecznymi oraz związanymi z żywnością i żywieniem. Obok siebie działają przedsiębiorcy, przedstawiciele wolnych zawodów, naukowcy oraz liderzy organizacji pozarządowych. Można tu wynająć biuro, biurko, przeprowadzić konferencję czy szkolenie. Kuźnia dysponuje również kuchnią warsztatową, która proponuje całą gamę warsztatów kulinarnych czy imprez integracyjnych przy gotowaniu. Dawne stajnie są nie do poznania. Dzięki Wam zabytkowe, XIX-wieczne Koszary Dragonów udało się odrestaurować i przywrócić do życia. Wciąż pachnie tu farbą i choć część powierzchni jest jeszcze w remoncie, już przyciągacie tłumy ludzi. Jakie wydarzenia zorganizowaliście i jakie planujecie w najbliższym czasie w Waszych wnętrzach? Za nami liczne konferencje biznesowe, targi i wydarzenia tematyczne, warsztaty i spotkania biznesowe prowadzone przez stowarzyszenia czy grupy lokalnych przedsiębiorców. Sądząc po frekwencji i zainteresowaniu, widzimy, że takiego miejsca brakowało na mapie Olsztyna. Choć działalność prowadzimy już od ponad roku, to oficjalne otwarcie dopiero co za nami. Podczas specjalnego wydarzenia we wrześniu 2019 roku mogliśmy zaprezentować tematykę, która będzie towarzyszyła działaniom Kuźni Społecznej w przyszłości. W programie były warsztaty, spotkania, dyskusje z udziałem naukowców, organizacji, szefów kuchni oraz szereg paneli dyskusyjnych o tematyce zdrowego żywienia, żywności i jej wpływu na nasze zdrowie, czy w obszarze ochrony środowiska i niemarnowania żywności. Nasze miejsce cieszy się nie tylko lokalnym zainteresowaniem, lecz także odwiedzają nas zagraniczne wizytacje, które ciekawi, jak funkcjonuje takie miejsce. Goście z Indii uczestniczyli w warsztatach kulinarnych, nasi sąsiedzie z obwodu kaliningradzkiego zainteresowani byli, jak organizacja pozarządowa radzi sobie z prowadzeniem działalności pomocowej, goście z Berlina podziwiali wykonanie i przywrócenie temu miejscu charakteru historycznego. Jesteśmy dumni z tego, że Olsztyn zyskał kolejne miejsce warte odwiedzenia.   fot. materiały prasowe Kuźni Społecznej   Aktywizacja społeczności jest jednym z celów statutowych organizacji. Co oferujecie lokalnej społeczności? Ważnym elementem działalności Banku Żywności są projekty aktywizacji zawodowej i społecznej. Obecnie prowadzimy kilka projektów, które przygotowują osoby do podjęcia zatrudnienia i powrotu na rynek pracy. Jednym z nich jest „FOLM – z natury do rynku pracy”. To bezpłatny projekt ukierunkowany na aktywizację osób w wieku 18–29 lat, które obecnie nie uczą się i nie pracują, poprzez ich udział w zajęciach w naturze oraz pracę grupową i indywidualną z coachem lub mentorem. Inne nasze projekty ukierunkowane są na wsparcie rodziny i pomoc im w poradzeniu sobie z pewnymi niedogodnościami życiowymi.   Jednym z celów naszej działalności jest to, aby zachęcić lokalnych przedsiębiorców do większej aktywności i zatrudnienia osób, które zostały przygotowane do pracy.   Jak świat biznesu może skorzystać na współpracy z Kuźnią Społeczną? Kuźnia Społeczna oferuje przedsiębiorcom przestrzenie do wynajęcia w nowoczesnym modelu. Na początku działalności nie każdy potrzebuje własnego biura, czasem wystarczy miejsce, w którym można zarejestrować firmę, czy biurko jako miejsce do pracy. Te potrzeby spełnia nasz co-work, w którym odpłatnie można korzystać ze wspólnej przestrzeni biurowej. Jest to dobry sposób na cięcie kosztów związanych z wynajmowaniem własnego lokalu. Dysponujemy też bazą partnerów, którzy świadczą profesjonalne usługi w zakresie księgowości, prawa, komunikacji czy budowania marki firmy. Jednak to, co w tym miejscu jest najcenniejsze, to kontakty oraz wymiana doświadczeń. Stąd też pomysł na organizację spotkań inspiracyjnych z różnych dziedzin.   Kuźnia Społeczna to miejsce, w którym każdy wygrywa coś dla siebie – wsparcie, wiedzę, kontakty, motywację lub zupełnie nowy pomysł na życie.   Przestrzeń biurowa i eventowa to nie wszystko. Jednym z pomysłów na adaptację powierzchni jest kuchnia społeczno-warsztatowa. Jakie cele będzie spełniać? Kuchnia warsztatowa to coś, co łączy mocno Kuźnię Społeczną z Bankiem Żywności w Olsztynie i z naszą misją niemarnowania jedzenia. W działalności Banku Żywności bardzo ważna rolę odgrywa edukacja w zakresie zdrowego żywienia, dobrego gospodarowania jedzeniem czy odpowiedniego zarządzania rodzinnym budżetem, co realizujemy już od ponad 20 lat. W kuchni warsztatowej prowadzimy szkolenia oraz kursy przekwalifikowania zawodowego. Planujemy uruchomienie Akademii Kulinarnej, w której gospodarności uczyć się będą najmłodsi wraz z rodzicami. Królować będzie kuchnia polska wraz z ideą wykorzystania naszych lokalnych zasobów, a smaku będziemy dodawać inspiracjami kulinarnymi z innych krajów np. z Włoch, Libii, Japonii czy Hiszpanii. Niech wspólne gotowanie stanie się ważnym aspektem społecznym w Olsztynie. Jak utrzymać tak duże przedsięwzięcie? Jest to skomplikowane, jednak potencjał tego miejsca daje nam duże możliwości. Na jednych działaniach zarobimy więcej, inne trzeba będzie wzmacniać. Wszystko jednak w duchu rozwoju, łączenia ludzi oraz szacunku do żywności.   fot. materiały prasowe Kuźni Społecznej   Czy to projekt unikalny na skalę województwa, Polski, świata? Skąd czerpiecie inspirację? Według mnie to projekt unikatowy na skalę europejską, a nawet światową, ponieważ łączy żywność z aktywnością społeczną i przedsiębiorczością w aspekcie wspierania ludzi i kreowania nowych możliwości. Znam Banki Żywności w Polsce i do tej pory żaden nie prowadzi podobnego przedsięwzięcia. Bazując na swoim wieloletnim doświadczeniu w obszarze wsparcia społecznego i przedsiębiorczości oraz inspirując się działalnością wielu kreatywnych miejsc w kraju i za granicą, stworzyliśmy miejsce dopasowane idealnie do lokalnych potrzeb społecznych i biznesowych. W Kuźni aż kipi od innowacyjnych pomysłów. Jakie jeszcze macie plany związane z rozwojem tego miejsca? Pomysły pojawiają się wraz z ludźmi oraz nowymi ideami, które otwierają przed nami nowe możliwości. Jedną z nich jest uchwalona w sierpniu 2019 roku przez sejm ustawa o niemarnowaniu jedzenia. W tym obszarze widzę bardzo duże możliwości na rozwój ekonomii społecznej, innowacyjności, przedsiębiorczości oraz zaangażowanie społeczne. Marzy mi się inkubator przetwórstwa owocowo-warzywnego, może już nie w samej Kuźni, tylko tuż obok. Przecież na zagospodarowanie i rewitalizację czeka jeszcze tyle budynków... Dziękuję za rozmowę.   ______________________________________ Wywiad przeprowadzono na początku października 2019 roku. W nocy z 16 na 17 października w Kuźni Społecznej wybuchł pożar. Zniszczeniom uległo 2/3 budynku. Pomimo ogromu strat organizacja nie zaprzestaje...
1 2 3 6
Strona 1 z 6