ABC biznesu

Zamiast chować pieniądze do skarpety…

558wyświetleń
skarbonka
fot. istockphoto.com

Najgorsze, co można zrobić z wypracowanym zyskiem, to nic z nim nie zrobić. Niestety, wielu małych przedsiębiorców, nie mając czasu na inwestowanie, lokuje pieniądze na rachunkach oszczędnościowo-rozliczeniowych. Dają one pewny, ale minimalny zysk. Tymczasem na rynku istnieje szereg możliwości pomnożenia naszego kapitału. Lokaty, akcje, złoto oraz pożyczki społecznościowe – to tylko niektóre z opcji. Czy w którymś z wymienionych przypadków zyski inwestora idą w parze z jego bezpieczeństwem?

Nie ma co się oszukiwać – to nie są łatwe czasy dla inwestorów. Warszawska giełda od początku tego roku przynosi straty. Wszystkie indeksy poszybowały w dół średnio o 4%, a zysk przyniosła zaledwie ¼ z notowanych na parkiecie firm. Przy takiej koniunkturze inwestorzy mają twardy orzech do zgryzienia: w co warto dzisiaj inwestować nadwyżki kapitału, aby odnotować choćby minimalny zysk? Wtedy pierwszą odpowiedzią, jaka z reguły się pojawia, jest lokata.

Lokata, czyli ciułanie grosza do grosza

Lokaty to jedno z najpopularniejszych rozwiązań inwestycyjnych. Sięgają po nie głównie ci, dla których najważniejszym czynnikiem inwestycyjnym jest poczucie bezpieczeństwa. Lokaty to bezpieczeństwo zapewniają. Gwarantem, że pieniądzom inwestora na lokacie nie wydarzy się nic złego, jest tutaj samo państwo, a ściślej – Bankowy Fundusz Gwarancyjny (BFG), na którego funkcjonowanie „zrzucają się” wszystkie banki działające w Polsce. W przypadku trudności finansowych w banku, w którym klient założył lokatę (a w skrajnym przypadku nawet bankructwa banku), BFG wypłaca klientowi zwrot wniesionego kapitału. Warunek jest jeden. Wspomniana gwarancja obowiązuje do kwoty 100 tys. euro.
To pierwszy minus lokat. Drugi – lokaty zapewniają wprawdzie stały, ale relatywnie niewielki (żeby nie napisać: mikroskopijny) zysk. Tym bardziej, że ostatnimi czasy oprocentowanie lokat zdecydowanie zmalało: dziś najlepsze oferty gwarantują oprocentowanie rzędu 4% w skali roku. Ale mowa tutaj o krótkoterminowych, zwykle 3-miesięcznych lokatach. W przypadku lokat półrocznych średnia stawka wynosi obecnie 2,56%, zaś rocznych – raptem 2,68%. Wpływ na spadek oprocentowania lokat miały głównie dwa czynniki. Po pierwsze obniżka stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej do rekordowo niskiego poziomu w historii – 2,5%. Po drugie spadek inflacji. Ekonomiści przewidują jednak, że pod koniec roku trend spadkowy odwróci się i stawki zaczną rosnąć. Oczywiście nie ma się co spodziewać, że lokaty staną się nagle inwestycyjnym Eldorado. Nawet jeśli oprocentowanie wzrośnie, statystyczny Kowalski najprawdopodobniej w ogóle go nie odczuje. Mówimy tu bowiem o wartościach do kilku miejsc po przecinku. Póki co analitycy finansowi radzą zakładać lokaty krótkoterminowe (np. półroczne), na których można średnio zarobić 3,5% w skali roku. Dzięki temu później będzie można łatwiej „przesiąść się” na lepiej oprocentowaną lokatę. O ile oczywiście sprawdzą się prognozy ekonomistów.
Z punktu widzenia przedsiębiorcy dużą wadą lokaty jest też zamrożenie pieniędzy. Jeśli będziemy potrzebować pieniędzy na rozwinięcie działalności, zerwanie lokaty przed terminem oznacza, że nie zarobimy na niej ani grosza. W rzeczywistości, po uwzględnieniu inflacji, na niej stracimy.
Zdaniem wielu inwestorów przy aktualnej sytuacji ekonomicznej lokaty są paradoksalnie jednym z najgorszych możliwych rozwiązań. Może zatem zamiast lokat warto zainwestować w coś innego, co pomimo niesionego ze sobą ryzyka, daje perspektywę większego zysku. Przynajmniej teoretycznie.

Akcje, czyli czy ryzyko popłaca?

Akcje to dokumenty potwierdzające współwłasność danej spółki i chyba najbardziej rozpoznawalne papiery wartościowe na rynkach finansowych. Głównym plusem akcji jest to, że można na nich sporo zarobić. Głównym zaś minusem – że zysk z akcji jest możliwy wyłącznie w przypadku hossy, czyli wzrostu ich ceny. Sęk w tym, że ceny akcji na giełdzie to istna huśtawka, a próba przewidzenia jej ruchów przypomina trochę wróżenie z fusów. Należałoby nieustannie monitorować giełdę, aby uniknąć sytuacji takich jak choćby „owczy pęd” (czyli nabywanie akcji po wyższych cenach tylko dlatego, że kupują je inni), które nie odzwierciedlają rzeczywistych nastrojów panujących na giełdzie. Ale nawet wówczas nie mamy poczucia finansowego bezpieczeństwa. Obowiązuje tutaj jedna zasada: im wyższy szacowany zysk = tym wyższe ryzyko.
W Stanach Zjednoczonych to właśnie akcjonariusze mają największe powody do zadowolenia: inwestorzy, którzy przez ostatnie 5 lat ryzykowali, stawiając na akcje największych amerykańskich spółek, zyskali na tym posunięciu aż 103%. W Polsce w tym roku ryzykowanie opłaciło się tylko niewielkiej grupie polskich inwestorów.
„Wejść na giełdę” ze swoimi pieniędzmi można właściwie z ulicy (wystarczy np. założyć konto maklerskie), inwestowanie jednak wiąże się już z koniecznością planowania, strategii oraz przyswojenia sobie gigantycznej wiedzy, która usprawnia poruszanie się inwestora po rynku. Bez tej wiedzy równie dobrze możemy „zainwestować” nasze pieniądze w ruletkę w kasynie. Jak zatem nauczyć się odczytywać cykle rynku – i czy w ogóle jest to możliwe? Skąd mamy wiedzieć, które czynniki powinniśmy brać pod uwagę podczas procesu inwestycyjnego? To dwa pytania, które prześladują każdego inwestora. I dwa pytania, na które nikt mądry nie byłby w stanie odpowiedzieć, ponieważ nikt nie jest w stanie powiązać ze sobą nieskończonej w zasadzie liczby zmiennych, wpływających na giełdowe kursy. A jednak zadają je sobie wszyscy, odkąd tylko istnieje rynek. Może zatem należałoby poszukać jednak czegoś bezpieczniejszego niż akcje i rentowniejszego niż lokaty, czego giełdowy kurs byłby bardziej stabilny i przewidywalny? Tutaj z kolei z pomocą inwestorom przychodzi złoto.

Złoto dla zuchwałych

Bez cienia przesady można postawić tezę, że złoto przeżywa odrodzenie na dzisiejszych rynkach finansowych. Powszechnie uznawane jest za jedną z bezpieczniejszych i korzystniejszych inwestycji. Ci, którzy zdecydowali się w nie zainwestować, zyskali niemal 40 dol. na uncji w ciągu zaledwie kilkunastu ostatnich dni (obecnie wartość uncji złota to około 1325 dol.). Oznacza to, że ich kapitał pomnożył się średnio o około 3% w skali tygodnia. W Polsce jednak ze szczególną podejrzliwością patrzymy na złoty kruszec, mając w pamięci nie tak dawną przecież aferę z udziałem Amber Gold. Na pozostałych rynkach złoto ma powodzenie u inwestorów, zwłaszcza tych chińskich.
W bogaceniu się Chińczyków nietuzinkową rolę odegrało właśnie złoto, w które mieszkańcy Państwa Środka mogą inwestować raptem od 10 lat. W 2004 roku rząd w Pekinie zdecydował się odmrozić rynek złota i zezwolił swoim obywatelom na inwestycje, widząc w tym szansę na uniknięcie skutków światowego kryzysu finansowego. Po trwającym niemal pół wieku embargo na rynek inwestycyjny złota – Chińczycy wzięli sprawy w swoje ręce. Nie minęło 9 lat i Chiny stały się największym na świecie rynkiem tego kruszcu. Skala inwestycyjna jest tu imponująca: w roku 2004 Chińczycy zakupili niespełna 12 ton złota, ale w 2013 – już 397 ton, najwięcej na świecie. Odbija się to na światowych statystykach: Chiny wypełniają aż 23% globalnego popytu inwestycyjnego na złoto. W ciągu 10 lat (2004–2014) chińska gospodarka zanotowała rekordowy, bo aż 140% wzrost. Wyraźnie rozrosła się też klasa średnia. Szacuje się, że do 2020 roku powiększy się ona o 60%.
W ciągu ostatnich 4 lat wartość złota podskoczyła aż o 268%. Tę magiczną liczbę należy jednak czytać ostrożnie – złoto to raczej inwestycja długookresowa. Tutaj podobnie jak w przypadku lokat, musimy się liczyć z zamrożeniem pieniędzy przez jakiś czas. Ale też, podobnie, jak w przypadku akcji, monitorować rynek i wahania kursów.
W poszukiwaniu żyły złota rzućmy okiem na ostatnią, coraz częściej eksplorowaną inwestycję – pożyczki społecznościowe.

Social lending – zbijanie kokosów bez ryzyka inwestycyjnego?

Pożyczanie społecznościowe to nisza szczególnie dogodna dla przedsiębiorstw, gwarantuje bowiem szybki zysk w krótkim czasie. Przykładowo, na pierwszym i największym portalu social lendingowym w Polsce (Kokos.pl) średni zysk z inwestycji wynosi obecnie 18,22% i jest kilkakrotnie wyższy niż w przypadku najlepszych lokat, a przy tym – znacznie pewniejszy niż w przypadku akcji. Dzięki doskonalonej od 2008 roku procedurze weryfikacji użytkowników spłacalność pożyczek porównywalna jest do tej w bankach i sięga tu 90%.
Portal pożyczek społecznościowych jest miejscem spotkań między pożyczkobiorcami i inwestorami, którzy sami między sobą ustalają warunki pożyczki. Jak to działa? Pożyczkobiorca zakłada i opisuje aukcję, ustala wnioskowaną kwotę i poziom oprocentowania (zysk dla inwestora), a także okres spłaty (liczbę rat). Następnie czeka na inwestorów, którzy przystaną na te warunki, sfinansują jego pożyczkę i zamkną aukcję. W największym portalu tego typu na polskim rynku, średni czas udzielenia pożyczki przez internautów to raptem kilka-, kilkanaście minut, jednak aukcje z najlepszym oprocentowaniem dla inwestorów kończą się nawet w kilkanaście sekund. Przypomina to małe Wall Street – inwestorzy biją się ze sobą o to, komu by tu (najkorzystniej) pożyczyć i przy tym samemu nieźle zarobić. W ten sposób w ciągu 6 lat ćwierć miliona użytkowników pożyczyło sobie już ponad 107 mln zł i wzięło udział w przeszło 97 tys. aukcji pożyczkowych.
Social lending robi prawdziwą furorę na świecie, zwłaszcza w USA i Wielkiej Brytanii. W Europie już co 4 udzielana pożyczka pochodzi właśnie od inwestorów internetowych, w tym również małych, średnich i dużych firm. Powodów szybkiego rozwoju pożyczek społecznościowych jest kilka. Dużą ich zaletą jest to, że są rozwiązaniem na każdy portfel. Mogą w nie inwestować zarówno ci, którzy mają do dyspozycji spory kapitał, jak i ci, którzy preferują inwestowanie małych kwot, ale wolą dywersyfikować inwestycje (pożyczają na kilku różnych aukcjach). I druga bardzo ważna rzecz: inwestowanie nie wymaga zgłębiania wiedzy i monitorowania rynku. Pewny jest też zysk. Kokos.pl jako pierwszy portal w Polsce wprowadził możliwość inwestowania bez ryzyka windykacji i konieczności samodzielnej weryfikacji pożyczkobiorcy. Dzięki tej proinwestorskiej usłudze, znanej jako „gwarancja BM”, w sytuacji gdy pożyczkobiorca zwleka ze spłatą zobowiązania, pożyczka od razu trafia do windykacji, a Blue Media (operator serwisu) przejmuje dług użytkownika. Inwestor zaś otrzymuje natychmiastowy zwrot wniesionego kapitału w pełnej wysokości na swoje konto.
Aby wyszukać inwestycyjną okazję, wcale nie trzeba też odświeżać serwisu social lendingowego co kilka minut. Pomocnym narzędziem inwestorskim okazuje się tutaj automat inwestycyjny. Dzięki niemu pożyczkodawcy mogą sami zdecydować o kryteriach, jakie powinny spełniać aukcje, w które chcieliby zainwestować. Mogą ustalić, że będą finansować tylko pożyczki użytkowników o określonym ratingu, stażu, oprocentowaniu, terminie spłaty, aukcje z gwarancją BM itd. Po zdefiniowaniu takiego automatu serwis sam wyszukuje aukcje spełniające te parametry i dokonuje sparowania inwestora z pożyczkobiorcą. Dzięki temu inwestor, który w automacie inwestycyjnym Kokos.pl zaznaczy opcję „Gwarancja BM” – może inwestować i spać spokojnie. Oszczędza swój cenny czas, który musiałby przeznaczyć na przeszukiwanie ofert, a jego kapitał obraca i spienięża się sam. Bez żadnego ryzyka, które ma miejsce choćby podczas grania na giełdzie.

Inwestycja dla Kowalskiego

Według ekspertów z branży maklerskiej w latach 2014–2015 szczególnie na znaczeniu zyskają następujące obszary inwestycyjne: towary i surowce (złoto i inne metale szlachetne oraz olej), niektóre rodzaje hipotecznych funduszy powierniczych, obligacje zabezpieczone przed inflacją, dolary australijskie, a także obligacje komunalne. Część ekonomistów zaleca już teraz inwestowanie w rozwijające się startupy z sektora IT, zwłaszcza te, które zajmują się projektowaniem aplikacji mobilnych oraz stron internetowych. Niekiedy w tym segmencie rynku wystarczy jeden „złoty strzał”, aby zostać multimilionerem. Sam za siebie mówi tutaj przykład aplikacji WhatsApp, którą Facebook kupił za 19 mld dol., a którą opracowali wspólnie w garażu Jan Koum i Brian Acton. Obaj panowie zostali zresztą wcześniej zatrudnieni i zwolnieni przez największy na świecie portal społecznościowy. Klasyczny przykład nietrafnego odczytania rynkowego trendu, za który Facebook musiał słono zapłacić.
Dla firm jednak najkorzystniejszym i najprzystępniejszym rozwiązaniem wydają się właśnie pożyczki społecznościowe. Nie trzeba tu dysponować jakąś zawrotną wiedzą z dziedziny ekonomii czy inwestowania, nie ma też potrzeby nieustannego śledzenia rynku – wystarczy jedynie, by inwestor ustawił automat inwestycyjny. Funkcjonowanie dodatkowych zabezpieczeń właściwie całkowicie eliminuje ryzyko związane ze społecznościowym pożyczaniem pieniędzy. Dzięki temu giełdowe równanie: wysoki zysk = wysokie ryzyko, zostaje zmienione na: wysoki zysk = zero ryzyka. Czyżby zatem to właśnie współczesny social lending miał okazać się poszukiwaną przez inwestorów żyłą złota?

Jakie jest Twoje zdanie na temat inwestowania? Czy jako przedsiębiorca lokujesz swoje nadwyżki finansowe? Podziel się swoim doświadczeniem w komentarzu.

Dodaj komentarz