Wywiady i inspiracje

Dzielić się doświadczeniem. Wywiad z Kayah

fot. Piotr Porebski
597wyświetleń

Wywiad z okładki

Kayah
fot. Piotr Porebski

Zagoniony, zmęczony i nie widzi świata poza swoją firmą – ten stereotyp polskiego przedsiębiorcy od dłuższego czasu staramy się łamać. Pokazujemy przykłady ludzi, którym udało się połączyć biznes z pasją i talentem. Odkrywamy, że praktycznie w każdej dziedzinie życia jest miejsce na przedsiębiorczość i rozwój. Tym razem naszym rozmówcą jest osoba, którą większość zna z dorobku artystycznego. Jej płyty tworzą historię polskiej fonografii. Ona sama jest przedstawicielem tej nielicznej grupy polskich gwiazd sceny muzycznej, wykreowanych nie przez tandetne telewizyjne show, lecz talent poparty solidnym wykształceniem i pracą. Nie wszyscy wiedzą, że ma również spore doświadczenie biznesowe. Jest współzałożycielką wytwórni Kayax, która od lat działa w branży producenckiej. O zarabianiu na pasji, muzyce jako sposobie na życie oraz prawdziwym obliczu polskiego show-biznesu rozmawiamy z Kayah.

Zapewne znasz piosenkę zespołu Perfect Niepokonani?

Owszem znam i jest bardzo piękna. Ale to raczej nie o mnie. Wolałabym jakiś romans cygański.

A jednak chyba trochę o Tobie. Nie odbierz tego jako próbę przymilenia się, ale fragment tekstu z tego właśnie utworu wśród tandety, lśniąc jak diament w mojej opinii opisuje grupę artystów, do których również się zaliczasz, ale która – niestety – na polskiej scenie stanowi mniejszość. Ludzi, którzy znają się na muzyce, a nie na tym, jak być znanym. Dlaczego jest tak, że wiele naprawdę zdolnych osób, absolwentów muzycznych uczelni ląduje w szkołach na posadzie nauczyciela muzyki, a na pierwsze strony gazet przebijają się osoby o umiejętnościach wokalnych (nazwijmy to dyplomatycznie) dość przeciętnych?

O gustach się nie dyskutuje. Ale o edukacji muzycznej już można. Przeciętny Polak nie jest wykształcony w tym względzie. Lekcje muzyki w szkołach traktuje się lekceważąco, tak jak zresztą wychowanie fizyczne, stąd tak wiele fajtłap. Niewprawione ucho nie wyłapuje niuansów, jest mało wybredne. Chwyta lakonicznie łatwy refren i nikt zbyt często nawet nie zastanawia się nad sensem słów. Dlatego Śpij, kochany, śpij był przez wielu rozumiany jako kołysanka dla dzieci, a Prawe do lewego niemalże jako hymn narodowy, choć tak naprawdę był karykaturą naszych narodowych cech i skłonności. Nie zawsze ktoś, kto nie ma warunków wokalnych, jest na scenie przez pomyłkę. Może mieć niezwykłą charyzmę. I odwrotnie. Ktoś panujący nad głosem nie umie przekazać emocji i porwać tłumów. Tu nie ma szablonu. Przeciętność natomiast jest dla mnie wadą. Dlatego wszyscy artyści w Kayaxie są poza tym kręgiem. To wyjątkowe osobowości.

Scena muzyczna to część czegoś, co nosi całkiem szumną nazwę show-biznes. Spójrzmy więc przez moment na to wszystko od strony biznesowej. Rok 1999 – płyta Kayah i Bregovic, sprzedaż ponad 700 tys. egzemplarzy. Rok 2012 Artur Andrus i jego płyta Myśliwiecka to absolutny top sprzedaży, tyle że z liczbą 70 tys. Znak czasu?

Czesław Niemen mówił, że to „paszołbiznes”. Tak, to znaki czasu, dostępność do multimediów, brak świadomości wciąż skłaniający do piractwa, pójście na łatwiznę w ściąganiu jednej piosenki, zamiast zainteresowania się całą płytą jako dziełem. No i zubożenie oczywiście. Także mentalne.

Sama jesteś współzałożycielką wytwórni muzycznej Kayax. Czy to Twój sposób na realizację własnej pasji, sposób na biznes, czy po prostu próba połączenia jednego z drugim?

Przede wszystkim to chęć dzielenia się doświadczeniem. Cieszę się natomiast, że nasza pasja przełożyła się na kreowanie polskiego rynku muzycznego.

Zajmujecie się obsługą 360 stopni, czyli od wydawania płyt po działania PR i organizację koncertów. Jeśli więc pewnego dnia odkryłbym w sobie talent muzyczny (który z pewnością mam, ale jest tak głęboko schowany, że dotychczas nikt go jeszcze nie widział), przyszedłbym do Ciebie i powiedział: chcę zostać muzyczną gwiazdą. – Czy Twoja firma zrobi wszystko, by w krótkim czasie moje koncerty można było organizować wyłącznie na stadionie narodowym, żeby pomieścić wszystkich chętnych? Tak to działa?

Zupełnie nie. Co to znaczy być gwiazdą? Jeśli chce pan być gwiazdą wystarczy, że pan pójdzie na parę bankietów, porobi sobie zdjęcia na ściance, przyklei do paru osób, zrobi skandalik. Nie musi pan nawet mieć żadnego innego talentu. My zajmujemy się artystami, nieprzeciętnymi talentami, silnymi osobowościami i twórcami dotkniętymi palcem bożym, a nie celebrytami. Zdarza się, że mimo najszczerszych chęci i ogromu pracy, trudno jest uwiarygodnić taki talent. Zanim Zakopower stał się synonimem sukcesu, przez 8 lat ciężko pracowaliśmy nad wizerunkiem, by wreszcie pokonać istniejące stereotypy tak krzywdząco przywarte do góralskich wpływów. Pracujemy z artystami, dla których proces twórczy jest ważniejszy niż chęć bycia popularnym, bo w dzisiejszych czasach popularność można zyskać na wiele sposobów. Oczywiście, naszym zadaniem jest umożliwić artyście prezentację i pozyskanie odbiorcy. Wspaniale jest obserwować, jak coś na wysokim artystycznym poziomie osiąga silną pozycję na rynku, tak było na przykład w przypadku Marii Peszek, Smolika czy Brodki. Nie ma jednak na to recepty. 360 stopni oznacza, że zajmujemy się artystą od początku do końca. Prowadzimy obsługę wizerunkową, koncertową i doradczą. A na ogół zwyczajnie się przyjaźnimy i angażujemy emocjonalnie w jego wybory.

Bardzo interesuje mnie codzienna twarz show-biznesu – gdy już gasną kamery i światła. Jak wygląda ta ciężka praca nad promocją artysty na tyle, by na tym jeszcze zarobić?

Gdyby zależało nam jedynie na zarobieniu, nie inwestowalibyśmy w tylu niszowych artystów, często debiutantów: Skubas, Fox, Krzysiek Zalewski, Sara Brylewska, Patrick The Pan. Proszę zauważyć, że nawet nasze komercyjne sukcesy dotyczą artystów, którzy często idą pod prąd i wyznaczają nowe trendy, zamiast iść na łatwiznę. To ciężka praca. Artysta ma wizję, ambicję, praca w studiu często kosztuje wiele czasu, ale i emocji. To bardzo wrażliwi ludzie. Zawsze służymy doświadczeniem i radą, a także kontaktami, które dzięki naszej uczciwości i koleżeństwu mają się naprawdę dobrze i środowisko (o dziwo) bardzo nam sprzyja. Wiele rzeczy udaje się załatwić, wykorzystując ogromny kredyt zaufania, na niego tak trudno przez lata pracowaliśmy, umacniając naszą markę, kompetencję i wiarygodność, otwartość i życzliwość. Dla mnie poza lojalnością to bardzo ważne cechy.

Czy wydanie płyty danego artysty traktujecie jako zamknięty biznesowy projekt, który musi się finansowo spinać i ma z góry określony budżet, czy raczej jest to konieczny koszt do tego, by po prostu działać, grać koncerty i na nich zarabiać? Innymi słowy: jaki tu jest model biznesowy?

Tomik Grewiński, mój manager i wspólnik, zajmuje się kosztorysami, negocjacjami, ja pomagam mu podejmować kreatywne decyzje i robię PR. Nie angażuję się w logistykę, ponieważ raczej się na niej nie znam. Wiem jedynie, że jako firma jesteśmy bardzo elastyczni, otwarci, a każdy z naszych artystów, mimo że bardzo na nas polega, ma jednak sprecyzowaną wizję swojego wizerunku, a my nigdy nie staramy się zmuszać go do działań przeciw samemu sobie. Faktem jest, że jesteśmy w projekty tak zaangażowani, że nie obowiązują nas godziny pracy. Często pracujemy poza biurem, wspomagamy plany artysty, towarzyszymy we wszelkich przedsięwzięciach, gwarantując jednocześnie opiekę 360 stopni. Spotykamy się lub pozostajemy w stałym kontakcie ze wszystkimi współpracownikami Kayaxu, by móc owocnie przeprowadzić burze mózgów. Nawet wakacje nam w tym nie przeszkadzają. A prawdę mówiąc, nawet urlopy macierzyńskie. Mamy fantastyczną ekipę – Kayax Team.

Jak wygląda projekt nagrania płyty? Czy to jest tak, że artysta wchodzi do studia i szukając tam natchnienia, próbuje coś wymyślić i nagrać? Czy raczej ktoś za niego i dla niego tworzy cały projekt i mówi: to jest płyta dla Ciebie, weź te piosenki, zaśpiewaj – ludzie to kupią?

Bywa różnie. Nie wszyscy soliści czy liderzy są twórcami. Dlatego też jako Kayax prowadzimy publishing, czyli w uproszczeniu bank piosenek. Do producenta, którym może być sam artysta należy ostateczna decyzja, co do kolorytu. Ale jak już wspomniałam, nasi artyści mają sprecyzowane wizje. I nie ma tu mowy o preparowaniu produktu na sprzedaż, jak to często wygląda na rynku popowym. Na ogół artyści przynoszą nam już gotowe projekty, przy których właściwie tylko możemy mieć małe sugestie, ale i tak z tego często rezygnujemy, bo wierzymy w szczerość artystycznej wypowiedzi i prawdziwe oblicze artysty.

Swego czasu brałaś udział w programie The Voice of Poland. To show, które według jednego schematu realizowane jest w różnych krajach. Można usłyszeć naprawdę utalentowane osoby. Zastanawiam się, czy tego typu programy nie robią przypadkiem pewnej nadpodaży „artystów”? Czy nie sprawiają, że coraz rzadziej mamy muzyczne marki, które zapisują się na trwale w naszej pamięci. W większości są to gwiazdy danego programu, odcinka, piosenki, konsumujemy je i krzyczymy „więcej”, „nowy”, a telewizja dostarcza nowe osoby, które marzą o tym, że występ w takim programie otworzy im drzwi do kariery?

Nie ma czegoś takiego jak nadpodaż. Dobrego nigdy za wiele. Jest dużo talentów i dlaczego nie stworzyć im warunków do wykorzystania własnej szansy? Nie wszyscy jednak mają charyzmę, siłę przebicia i pełną świadomość siebie. Dlatego stają się gwiazdami jednego odcinka, i nie ma happy endu. Często też są związani już trudnymi umowami z niezbyt kompetentnymi i zaangażowanymi wydawcami. Wystarczy jednak spojrzeć na karierę Marcina Wyrostka, by nie mieć wątpliwości do tego, że takie talent show mają sens.

Podejrzewam, że wielokrotnie zastanawiałaś się, na ile internet i technologia mobile zmienia branżę muzyczną. Wystarczy, że wpiszę na serwisie takim jak YouTube nazwę Kayah i już możesz być moją ulubioną piosenkarką, której codziennie słucham, i absolutnie nic mnie to nie kosztuje. Da się jeszcze sprzedawać muzykę, czy branża potrzebuje jak tlenu nowych sposobów na monetyzację?

Niestety jest to miecz obosieczny, bo coś, co gwarantuje popularność, często nie gwarantuje zarobków wynikających z ochrony dóbr własnych, jakimi są prawa autorskie. Niewątpliwie wymaga to regulacji.

Jakie jest Twoje największe artystyczne marzenie w stosunku do klientów, których obsługujesz?

Mieć klienta i z sercem, i głową.
 
Mobilne możliwości Rozmawiał Marek Dornowski

Dodaj komentarz