Wywiady i inspiracje

Jacek Walkiewicz: Sukces jest poza strefą komfortu

fot. Archiwum własne
644wyświetleń

Inspiracje

Człowiek stojący na szczycie góry z podniesionymi do góry rękoma na znak zwycięztwa
fot. istockphoto.com

Jaka jest relacja pomiędzy biznesem a ryzykiem? Czy życie w sferze komfortu prowadzi donikąd? Co się nie opłaca, ale mimo wszystko warto to robić? Na te i inne pytania odpowiedzi szukamy wspólnie z Jackiem Walkiewiczem, znanym polskim trenerem, mówcą i mentorem.

W życiu nic nie jest dziełem przypadku. Tak przynajmniej twierdzi Pan w swojej prezentacji, którą na YouTube obejrzało już ponad 800 tysięcy osób. Jeśli nie przypadek to co?
Mówi się, że szczęście jest wtedy, kiedy umiejętności napotykają na okazję. Coś pewnie w tym jest. Jak mówił Ray Kroc – twórca systemu franczyzowego Mc Donald’s – trzeba znaleźć się w odpowiednim czasie i w odpowiednim miejscu, trzeba wiedzieć, że się tam znalazło i… trzeba jeszcze działać.
Ale przecież jest tak, że niektórzy te szanse wykorzystują a inni nie.
To prawda. Osobiście wierzę, że Ci, którzy szukają, przyciągają rozwiązania, choć potocznie nazywa się to zbiegiem okoliczności. W codziennej rzeczywistości sprowadza się to do tego, by mówiąc kolokwialnie, robić swoje. Jeśli przyjrzymy się życiorysom milionerów zarówno z Polski, jak i z całego świata, to znajdziemy w nich pewne podobieństwa.

fot. Archiwum własne
fot. Archiwum własne

“Skuteczność jest miarą prawdy. Jeśli nie jesteś skuteczny, to Twoja prawda jest zła”. To również cytat z Pana wypowiedzi.
Może nie tyle zła, co nieaktualna. Żyjemy według tego, czego nas życie nauczyło. To tworzy naszą wizję świata i zdarza się, że ta wizja przestaje być aktualna. Żyjemy w świecie takiego szybkiego update’u. Dopiero co kupiłem sobie telefon Samsung Galaxy S4, który wydawał mi się mega nowoczesny i jakiś czas potem budzę się i słyszę, że lada moment będzie S5, a pewnie zaraz S6. Można więc powiedzieć, że w świecie techniki ten update następuje praktycznie każdego dnia. Niestety nie zawsze tak szybko dzieje się to w naszych głowach i zdarza się, że świat się zmienia, a nasza wizja świata pozostaje stara. Dla mnie osobiście świetnym przykładem takiego mentalnego update’u był wspomniany wcześniej wykład. Ja się chwaliłem, że przez dwadzieścia lat mojej działalności dotarłem ze swoimi wykładami do trzydziestu pięciu tysięcy słuchaczy, a wspomniana prezentacja „Pełna moc możliwości”, dzięki zamieszczeniu w sieci, już w ciągu pierwszej doby przekroczyła dwadzieścia tysięcy widzów. Przy zachowaniu obecnego tempa wzrostu niedługo przekroczy milion wyświetleń. To mi dobitnie pokazuje, jaką siłą jest internet i że nie należy się go obawiać ani się na niego obrażać, tylko trzeba się nauczyć go rozumieć i z niego korzystać.
Wyobraża Pan sobie dziś prowadzenie biznesu bez internetu?
Skala możliwości korzystania z tradycyjnych metod i z internetu jest w ogóle nieporównywalna. Jeśli ktoś chce działać dziś w biznesie, korzystając wyłącznie z klasycznych metod i nie ma przekonania do wykorzystania możliwości sieci, to można o takiej osobie właśnie powiedzieć, że jej prawda o świecie jest już nieaktualna.
Rozmawiamy w Pana autorskiej księgarni. Jej styl jest bardzo klasyczny.
I taki ma być, ten styl mi odpowiada i współgra ze mną, ale fakt jest taki, że 80 procent sprzedaży, którą generuje ta księgarnia, to internet. Wracając więc do Pana głównego pytania o skuteczność, mogę powiedzieć tyle, że aby być skutecznym, ciągle musimy dokonywać takiego mentalnego update’u. Nieustannie odpowiadać sobie na pytanie, czy moje spojrzenie, moja wizja, czy one są jeszcze aktualne. Mamy przecież przykłady firm, które gdzieś nagle jakby zniknęły. Dla mnie przykładem takiej firmy jest NOKIA, ze swoim rewelacyjnym hasłem Connecting People. Nie wiem, jaki jest stan faktyczny, być może właśnie osoby, które zarządzały tą firmą przez moment za długo trzymały się swojej nieaktualnej już prawdy?
To byłoby dość dziwne, bo Nokia to firma o wieloletniej tradycji, która nie raz była prekursorem innowacyjnych zmian.
I pewnie znajdzie dla siebie jakąś kolejną niszę. Mówi się, że każda porażka jest początkiem sukcesu, a sukces początkiem porażki. To trochę tak jak z pływaniem łódką. Nie płynie się nią jednym kursem prosto do celu. Trzeba halsować.
„Jesteśmy stabilną firmą” – taki zapis można wielokrotnie spotkać na stronach internetowych najróżniejszych przedsiębiorstw. Stabilizacja jest więc słowem mającym zachęcać do współpracy, mającym dawać poczucie bezpieczeństwa. Pana zdanie w kwestii jest z kolei zgoła odmienne.
Warto pamiętać, że nawet stabilna firma nie gwarantuje stabilnej pracy (śmiech). A tak poważnie, są osoby, które pasują do poszczególnych etapów rozwoju danej firmy. Kreatorzy świetnie sprawdzą się na początku, gdy potrzeba pomysłów, ale w wielkim koncernie, gdzie wszystko kręci się siłą rozpędu, już mogą poczuć ograniczenia braku swobody. Stabilność życiowa rozumiana jako bezpieczna praca od początku kariery aż do emerytury musi w którymś momencie być okupiona nudą. Bardzo szybko może prowadzić też do wypalenia zawodowego. Dla mnie osobiście taka perspektywa jest przerażająca.
Ale są też osoby, dla których życie w swojej „strefie komfortu” jest wystarczającym powodem do bycia szczęśliwym.
Oczywiście, że tak. Wydaje mi się, że wszystko jest OK, jeśli człowiek czuje się spełniony w miejscu, w którym akurat jest. Chcę to, co mam – to w mojej opinii definicja szczęścia.
W naszym społeczeństwie to chyba dość rzadko spotykana cecha – każdemu coś tam brakuje lub jeśli nie brakuje, to twierdzi, że to, co ma, mogłoby być jeszcze lepsze.
Ostatnio słyszałem wielkie wzburzenie, gdy okazało się, ze Jerzy Owsiak mieszka w ponad stumetrowym mieszkaniu. No i co z tego, pytam się? Człowiek, który zarządza instytucją, która rok w rok zbiera kilkadziesiąt milionów, ma mieszkać w kawalerce? Gdzieś w nas pokutuje jeszcze myślenie biedaka. Dlaczego nie miałbym pozwolić sobie na zmianę mebli, nawet jeśli te, które mam, są jeszcze całkiem sprawne?
A czy polscy przedsiębiorcy są skuteczni?
Zdecydowanie tak. Warto tu przytoczyć książkę „Łowcy milionów” o polskich milionerach, których być może nie znamy z gazet, ale którzy zbudowali znane brandy, działając czasami kompletnie od zera. Prowadzenie biznesu w warunkach, jakie oferuje nam dziś polskie państwo to bardzo dobra szkoła bycia skutecznym. Tylko takim się uda utrzymać na rynku. Tutaj zresztą możemy na chwilę wrócić do tego pytania o stabilizację. Zaryzykuję stwierdzenie, że nie ma czegoś takiego jak stabilizacja, bo żyjemy w świecie, który jest dynamiczny ze swej natury. Ja rozumiem, ze ludziom chodzi o taką stabilność w stylu: nie zwolnią mnie z pracy przez kolejne kilka lat, mogę wziąć kredyt hipoteczny, moje dzieci będą zdrowe i tak dalej. Taka potrzeba jest w każdym z nas. Jednak pokusa, by marzyć o tym, że nam ktoś uściele życie czerwonym, miękkim dywanem, jest bez sensu. Mówiąc obrazowo, lepiej jest po prostu ubrać odpowiednie buty, by przejść po tych skałach, po których czasem każdy z nas musi przejść.
Wychodzenie poza własną strefę komfortu wydaje się być dla Pana czymś tak oczywistym jak oddychanie.
Bo tak jest. Chociaż ludzie zdecydowanie częściej wychodzą z niej z powodu desperacji, niż z powodu inspiracji. Według mnie 95 procent zmian wynika z wściekłości i desperackiej chęci zmiany obecnej sytuacji. Jedynie 5 procent to zmiany osób, które mówią: O, to ciekawe, to mi się podoba, też bym tak chciał, spróbuję coś zmienić”.
A w przypadku Pana księgarni, był akt wynikający z desperacji czy inspiracji?
Zdecydowanie nie akt desperacji. Ona powstała z potrzeby odkrywania czegoś nowego. To nie chodzi o to miejsce, ale o ludzi, którzy tu przychodzą, kogo mogę tu poznać. Rzeczy, które mogą się dzięki temu wydarzyć. Patrząc z czysto biznesowego punktu widzenia, nie jest mi ona do niczego potrzebna, bo tak jak wspominałem, większość sprzedaży i tak generuje internet. Ona jest pewną wizualizacją mojej marki, czy mojego podejścia do życia. Już dziś mogę powiedzieć, że dzięki niej spotkałem wiele wspaniałych osób, których inaczej bym nie spotkał. Wielu ludzi sukcesu powtarza, że na drodze do bogactwa najważniejsze było to, czego się nauczyli i kogo poznali. Księgarnia jako miejsce jest dla mnie kolejnym etapem realizacji marzeń. Bo marzenia typu kupno Campera to takie marzenia 20-latka sprowadzające się do tego, by mieć. Z wiekiem wzrasta zapotrzebowanie na przeżycia, na to, kim chciałbym się stać. Decyzja o założeniu księgarni wynikała bardziej z tego typu pobudek.
Co jest dla Pana najbardziej fascynujące w życiu?
Tajemniczość. To, że nie wiem, co wydarzy się jutro, kogo spotkam i jak wpłynie to na moje dalsze losy. Świadomość tego, że sukces można odnieść w każdym wieku, że nie ma czegoś takiego jak życie zamknięte, co do którego możemy mieć pewność, że w nim nic się już nie wydarzy.
Zetknąłem się z komentarzami, że jest Pan polskim Tonym Robbinsem. Jest coś w tym?
Poważnie, ktoś tak powiedział? Nie wiem, czy chciałbym być tak postrzegany. On jest typowym amerykańskim mówcą. Może nas jedynie łączyć to, że słowa, które wypowiadamy, mają wpływ na innych ludzi.
Już niebawem, 11 kwietnia w Warszawie, organizuje Pan seminarium „Pełna moc możliwości”. Czy będzie to powtórka z tego, co mogliśmy usłyszeć przy okazji Pana występu na konferencji Tedx, czy też szykuje Pan „nowy program”?
Ponieważ moje wystąpienia odnoszą się w dużej mierze do moich doświadczeń życiowych, więc niektóre elementy siłą rzeczy muszą się powtarzać, bo mój życiorys aż tak dynamicznie się nie zmienia. Ten wykład będzie zdecydowanie szerszy niż ten dostępny na YouTube, gdyż zakładam, że Ci, którzy przyjdą na prelekcję, filmik na YouTube już widzieli, czasem niejednokrotnie. Zresztą tak naprawdę w tego typu wystąpieniach nie zawsze najważniejsza jest sama treść, bo ta często jest znana. To, co jest ważne, to też pewna forma zmotywowania, doenergetyzowania. Dodania pewnego zapalnika do tego, by ta wiedza, którą ktoś posiada, przełożyła się na działanie. By stała się inspiracją i to chyba mogę obiecać.
Gdyby miał Pan trzema słowami streścić to, czego możemy się spodziewać po Pana wystąpieniu?
Odwaga, odpowiedzialność, marzenia.
 

Dodaj komentarz